Czechy „Kraj tysiąca pagórków”

W rowerowym światku za kolebkę terenowych miejscówek uchodziła Wielka Brytania. Tymczasem zwariowane na punkcie MTB Czechy szykują się do rewolty i detronizacji Brytyjczyków. Chcą zostać ścieżkowym centrum Europy. Przemierzając północno-wschodnie rubieże kraju sąsiadów, chcieliśmy się przekonać, czy nowe bike parki rzeczywiście warte są zachodu.

Wiem o Pucharze Świata cross country rozgrywanym w miejscowości Nové Město i o ścieżkach Pod Smrkem. Słyszałem, że Czechom udało się oszukać grawitację, a pagórkowate lasy obfitują nie tylko w grzyby, ale także w liczne podjazdy i zjazdy. Muszę przyznać, że brzmi to niezwykle kusząco, jakim więc cudem Czechy nigdy dotąd nie gościły na liście moich celów urlopowych? Dotąd wiosną gnałem do Riva del Garda, latem do Szwajcarii, a jesienią znów Włochy i Finale Ligure. Tak właśnie wyglądał mój dotychczasowy sezon rowerowy. Ale Czechy? 

Po zmaganiach na poblokowanych przeszkodami ścieżkach flowtrail w Dolní Morava podziałał na nas niemal jak medytacja.

Dolní Morava

Do czeskiej Dolní Morava jedzie się ode mnie dobre sześć godzin. Dolní Morava to zamieszkiwana przez 390 osób mieścina na samiutkiej północy kraju, rzut kamieniem od Polski. I tam właśnie ostatniej jesieni zaprosił mnie Jan Marcaník. Dolní Morava, Trutnov, Adršpach – podobno centra trailowe wyrastają tu jak grzyby po deszczu. Jan od ponad dziesięciu lat organizuje legendarny World Cup Nové Město. Jeśli chodzi o trailparki, Jan ze swoim kumplem Radimem Kristkiem chcą sprawić, aby Czechy stały się równie popularne i równie chętnie odwiedzane jak Wielka Brytania.

Przyjąłem zaproszenie od Jana i tak oto cała nasza trójka – Jan, Radim i ja – staliśmy na liczącym sobie niespełna 1100 metrów górskim wierzchołku i ponad morzem soczystej zieleni spoglądaliśmy na łysy szczyt Śnieżnika na horyzoncie.

„Kraj tysiąca pagórków” – brzmiały słowa zaproszenia, którymi Jan kusił mnie do przyjazdu. I rzeczywiście, wszystko się zgadza. Jest inaczej niż w Alpach, nie ma wyniosłych, pozbawionych drzew szczytów i poszarpanych grani. W zamian miejscowy łagodny krajobraz mieni się wszystkimi odcieniami zieleni – drzewa liściaste, iglaste, paprocie i omszałe skały. Na pierwszy rzut oka niby nic specjalnego. Za chwilę miałem jednak doświadczyć próbki tego, co czekało mnie w kolejnych dniach. Niemal 15 kilometrów naturalnej trasy wije się labiryntem wśród drzew i skalnych ostańców. Krótkie podjazdy pokonujemy swobodnie. Przez luźne granitowe odłamki skalne i przyczepną nawierzchnię leśną pędzimy w dół jak w amoku. Małe przeszkody katapultują nas w powietrze. Co jakiś czas mijamy słupki z wymalowanymi literami „CS”, które nie tylko wyznaczają granicę państwa, ale są także naszym drogowskazem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że trasa nie została zbudowana specjalnie dla pograniczników patrolujących w przeszłości okoliczne tereny na rowerach górskich. Trochę czasu tracimy, mijając po drodze gęste jagodziska, które rozlały się na polanach. Nie potrafię się powstrzymać i zatrzymuję kilkakrotnie. A kiedy w końcu doganiam resztę grupy, całą winę zwalam na ciężki plecak ze sprzętem fotograficznym. Nikt mi jednak nie wierzy, bo moje niebieskosine od jagód usta zdradzają prawdziwy podwód zwłoki.

Całe Czechy spowite są gęstą siecią oznaczonych szlaków pieszych. A najlepsze jest w tym to, że dziesiątki tysięcy kilometrów ścieżek (za wyjątkiem rezerwatów przyrody) są zazwyczaj udostępnione także rowerzystom! Prawo do korzystania z nich mają wszyscy, kolarze górscy nie są tu żadnym wyjątkiem. Krótkie, przyjacielskie „dobrỳ den”, ostrożność i poszanowanie przy wyprzedzaniu to tutaj wszystko, czego potrzeba do pokojowego współżycia. Jedynie dwie babički dźwigające ogromne wiadra wypełnione po brzegi grzybami zmierzyły nas sceptycznym wzrokiem, gdy fotografowaliśmy dronem. „A tam z góry to widać, gdzie grzyby rosną?” – jedna z nich przerywa nagle milczenie, a chwilę później wszyscy razem śmiejemy się do rozpuku. Zarówno kolarstwo górskie, jak i piesze wędrówki to w Czechach niemal sport narodowy. Fakt, że przyjechaliśmy tu na rowerach, naszych babuszek w ogóle nie dziwi. 

Ścieżka ze szczytu Brousek była technicznie wymagająca, dlatego późnym popołudniem Jan poprowadził nas na nowo wybudowany flowtrail, oddalony o niecałe 20 kilometrów. Po krótkiej rozmowie z pracownikiem obsługi (a była już piąta po południu) mogliśmy na szczęście skorzystać jeszcze z dobrodziejstw narciarskiego wyciągu krzesełkowego, który po cały dniu w siodle okazał się prawdziwym błogosławieństwem i wyręczył nas w ostatniej wspinaczce. Do tej pory jakoś tego nie odczuwaliśmy, ale nieustanne sekwencje góra – dół, góra – dół dały nam już porządnie w kość. Wzorem innych narciarskich miejscowości w Czechach także i tu obok naturalnych szlaków w ostatnim czasie poprowadzono dwie sztuczne ścieżki. Bandy, małe stoliki i doubles, wszystkie te formy na wymuskanym stoku wiodły nas w kierunku doliny. Niedługo planowane jest też otwarcie nowego jumpline. 

Trutnov Trails

Następnego ranka ledwo zwlokłem obolałe ciało z łóżka. Mimo tego, że przewyższenia nie były jakieś wybitnie duże, poprzedni dzień dał nam solidnie popalić. „W Czechach mamy taką tradycję, że w podobne dni pijemy szklaneczkę śliwowicy, to naprawdę pomaga” – Radim przywitał mnie przy śniadaniu, z trudem tłumiąc szyderczy śmiech. Zrezygnowałem jednak z procentów na rzecz kofeiny. Lepiej było dobrze się przygotować, ponieważ w oddalonym o dwie godziny Trutnovie czekały kolejne ścieżki.


Trutnov, małe urocze miasteczko z historycznym centrum – brama wiodąca w Karkonosze. Na miejscu spotkaliśmy się z Janem Rejlem. „Honza” (takie ma przezwisko), nasz serdecznie uśmiechnięty gospodarz, opierał się o ścianę garażu przerobionego na serwis rowerowy. Rejl prowadził kiedyś spływy raftingowe, a od 2013 roku pod jego kierownictwem postało tu około 35 kilometrów szlaków rowerowych. „Prawdę mówiąc, początkowo chciałem zbudować tylko mały trailpark dla dzieci” – wyjaśnił nam Jan. Ale zainspirowany działalnością przyjaciół z Trailcenter Rychlebskie Ścieżki postanowił ten plan rozszerzyć. I udało się. Dziś Trutnov jest jedną z najpopularniejszych rowerowych miejscówek na terenie Czech. Przy planowaniu tras pomagał Tom Prochazka, człowiek legenda, jeśli chodzi o budowanie ścieżek. A przy samych pracach budowalnych aktywnie udzielało się setki wolontariuszy. Lokalny samorząd i sponsorzy pomogli sfinansować projekt. Stary serwis garażowy ma niedługo ustąpić miejsca niewielkiemu sklepikowi z prawdziwego zdarzenia. Opłat za korzystanie z tras nie ma. „Ale większość ludzi i tak zostawia nam kilka koron, po to, żebyśmy mogli utrzymać trasy w należytym stanie” – wyjaśnia Honza. Każdego miesiąca zbiera się 50 ochotników i razem z zatrudnionymi na stałe shaperami zajmują się konserwacją tras. Trailcenter Trutnov to modelowy przykład projektu społecznego.

Zanim naciągnęliśmy ochraniacze na kolana, uraczono nas jeszcze prostą czeską kuchnią domową w restauracji zlokalizowanej na terenie centrum. Może i wieprzowina z kapustą oraz klasyczne knedliki nie były najlepszym wyborem przed długim dniem w siodle, ale grzechem i nietaktem byłoby nie zjeść narodowej potrawy Czechów. 

Zjazdy w Trutnov oznaczone są idealnie, a kolor informuje o stopniu ich trudności.

„Nasze trailparki powinny być wymieniane jednym tchem razem z tymi w Wielkiej Brytanii”.

„Jedz, jedz, energia będzie ci dziś potrzebna” – poklepał mnie po ramionach Jan. A szeroki uśmiech na jego twarzy sprawiał, że oczekiwania rosły, zanim jeszcze minęliśmy tablicę informacyjną przed 25-minutowym podjazdem. Po wdrapaniu się na Kozí Kameny na wysokość 637 metrów zaczęliśmy od czarnej trasy Boulder – przednia zabawa i uśmiech od ucha do ucha. Następnie szerokie nawroty i gigantyczne strome zakręty na Flow Buddy. Okazało się, że trasy flow mogą sprawiać frajdę nawet doświadczonym wyjadaczom.

A kiedy stanęliśmy na starcie Bird’s Perspective, Jan zasugerował, aby strome odcinki trasy przejść najpierw na piechotę. „Nie bez powodu trasę oznaczyliśmy jako Double Black Diamond” – dodał na wypadek, gdybyśmy mieli jeszcze jakieś wątpliwości. Razem z ekipą ułożyli tu ścieżkę ponad ogromnymi blokami piaskowców, wyglądającą jak mozaika. Jak to dobrze, że w południe pozwoliliśmy sobie jeszcze na kubek kawy Turek. Strome kamienne schody na wjeździe wymagały bowiem energii i całkowitego skupienia. Ścieżka wiła się po gigantycznych slickrockach i odłamach skalnych rozrzuconych w przerzedzonym lesie mieszanym. Przy akompaniamencie uślizgujących się tylnych opon, napędzani adrenaliną i krzycząc z radości przeprawialiśmy się przez ten absurdalnie ogromny Stonehenge w kierunku doliny. Mimo że było trochę mokro, szorstki piaskowiec zapewniał dużą przyczepność. 

Ostatnia kamienna próba charakteru i umiejętności, po której zatrzymaliśmy się na leśnej drodze, a ja z zachwytu nie mogłem wydusić ani słowa. Jadąc tu, nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Ale teraz, po trzech godzinach metafizycznych wręcz zjazdów, wszelkie oczekiwania zostały spełnione z nawiązką. Powoli zmierzchało, a ja mimo to chciałem podjechać na start jeszcze raz, ale Honza mnie stopował. Chłopaki chcieli mi jeszcze pokazać ścieżki wokół Adršpach – słynnego skalnego miasta, gdzie przedziwnych kształtów surrealistyczne formacje piaskowców niczym gigantyczne palce wznoszą się ku niebu. Niezwykły spektakl natury. Ale i bez tego wiedziałem już, że Czechy bezapelacyjnie i natychmiast trafiają na listę moich celów urlopowych.

Kolosalna formacja ostańców tworzy oprawę ścieżek w Trutnov. 

To wciąż jeszcze Czechy, czy może już szwedzka tajga?

TRAILOWA LEGENDA

Przy planowaniu tras w Trutnov pomagał Tom Prochazka. A przy pracach budowalnych aktywnie udzielało się setki wolontariuszy. Trailcenter Trutnov to modelowy przykład projektu społecznego.

Informacje Czechy

Region Pagórkowaty krajobraz to cecha charakterystyczna północno-wschodnich Czech. Łagodne wierzchołki liczą sobie niewiele ponad 1000 metrów nad poziomem morza. Może i są niewysokie, ale za to otulone soczystą zielenią lasów. Szczególnie w okolicach Trutnova pod dachem z liści drzew skrywają spektakularne formacje piaskowców. W dodatku lasy spowite są niekończącym się niemal splotem szlaków pieszych. Z reguły dobrze oznakowanych i w znakomitej większości udostępnionych także rowerzystom. Nawet jeśli ostatnimi laty Czechy stały się ostoją centrów ścieżkowych, w regionie graniczącym z Polską warto zaplanować sobie także trasy własnych wypraw. My tak właśnie zrobiliśmy. Stosowne mapy dostaniecie zazwyczaj w samych centrach, chociaż i bez nich szlaki są dobrze oznaczone. A poza terenem bike parków nieocenioną pomocą okażą się szczegółowe mapy aplikacji Windy Maps. Na stronie mtbczech.cz znajdziecie też mapę poglądową i informacje o miejscówkach. 

Przyjazd Czeskie autostrady są płatne. Dziesięciodniowa winieta kosztuje 310 czeskich koron. W grę wchodzi również dojazd pociągiem. 

Zakwaterowanie Od podstawowych hotelów B&B, aż po noclegi wyższej klasy. W najbliższym otoczeniu Trailcenter Trutnov znajdują się też pola kempingowe. Kamperowanie na terenie parkingów centrum jest z reguły dozwolone, aczkolwiek nie dysponują one zazwyczaj odpowiednią do tego infrastrukturą. 

Trasy z przewodnikiem Każdy, kto chętniej korzysta z usług przewodnika, powinien zwrócić się do Jana i Radima. Obaj panowie jak mało kto znają każde rozgałęzienie dróg i poprowadzą najlepszymi ścieżkami. Pod szyldem własnej firmy czechmtbholidays.com oferują wypady najróżniejszego rodzaju. Pakiet obejmuje z reguły trójgwiazdkowe zakwaterowanie ze śniadaniem i obiadokolacją oraz shuttleservice. Do dyspozycji jest też wypożyczalnia wysokiej klasy rowerów.

Trailcenter Trutnov uchodzi za jedną z najbardziej ulubionych miejscówek tego typu w całych Czechach. W obecnej chwili to ok. 35 km wytyczonych szlaków o czterech poziomach trudności. Bardzo charakterystyczne dla regionalnego krajobrazu są ogromne piaskowe ostańce, które zostały wkomponowane w przebieg tras. Trailcenter oferuje możliwość wypożyczenia roweru, jak również kursy z techniki jazdy. W Trutnov nie ma wyciągu. trutnovtrails.cz

Trail Park Dolní Morava Gwoździem programu bike parku Dolní Morava jest siedmiokilometrowy flowtrail, którego nie muszą się obawiać nawet początkujący. Obok niego znajduje się jeszcze trasa czerwona i czarna. A za pomocą wyciągu krzesełkowego wygodnie pokonamy 369 metrów na szczyt, na którym znajduje się też platforma widokowa Skywalk. dolnimorava.cz

To również może cię zainteresować

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »