Miejscówki: Rychlebskie Ścieżki – Jak w bajce…

Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Rychlebskie Ścieżki, przez bywalców nazywane Rychlebami, stały się w ciągu zaledwie kilku lat wzorcem tego, co można zrobić w dziedzinie budowy tras rowerowych. Bez gigantycznego zaplecza finansowego, bez wyciągu, tak oczywistego, jeśli mówimy o bike parku, a nawet bez tradycji jeżdżenia w tym określonym miejscu. Mogę się założyć, że nikt z was nie słyszał wcześniej o miejscu zwanym Cerna Voda na Północnej Morawie, położonym niedaleko polskiej Nysy, za to o Złotym Stoku, spopularyzowanym choćby przez maratony, i owszem. A miejsca te mieszczą się blisko siebie, w jednym górskim paśmie. I nic zapewne by się nie zmieniło, gdyby nie Pavel Hornik wraz z grupą ludzi, którzy wymyślili ścieżki. Mając od razu, jak sam mówi, plan, jak mają wyglądać w przyszłości. Wybierając to, co najlepsze, z innych podobnych lokalizacji, jakbyśmy ładnie powiedzieli „z potencjałem”. Tu, na nasze szczęście, wzorcem była m.in. Walia i kultowe już trasy, budowane z poszanowaniem przyrody i wykorzystaniem ukształtowania terenu, a więc przede wszystkim brytyjskie trail center. Od razu też założono, że Rychleby będą nie tylko miejscem spotkań rowerzystów, ale ożywią trochę zapomnianą przez Boga i ludzi okolicę. Każdy, kto był tam choćby dwa lata temu i odwiedził je w tym sezonie, nie ma wątpliwości – pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.

 

Rychleby zyskały status kultowych, w cieplejsze weekendy trudno o wolne miejsca na parkingu. Po uruchomieniu w 2013 nowego Info Centrum wszystkie drogi prowadzą właśnie do niego, bo na miejscu można zjeść, wypożyczyć rower albo naprawić własny sprzęt, wykąpać się czy… ubrać, bo działa też sklepik rowerowy.
 

 

 

LAURKA

 

Impreza, na której byliśmy, czyli GT Good Times Tour, przypominała odrobinę laurkę wymalowaną Rychlebom, ale bez nadmiaru słodzenia. Pavel Hornik rzeczowo opowiadał o historii ścieżek, od 2009 roku, gdy wszystko się zaczęło, do dziś. Zdradzał też plany na przyszłość. Nawet jeśli interesuje nas po prostu jeżdżenie, liczby i tak imponują.

Oficjalnie mowa o 40 000 osób, które odwiedziły miejscówkę w ubiegłym sezonie i 2 000 000 euro, które zostawili w regionie. Dla przypomnienia, Rychlebskie Ścieżki utrzymywane są z dobrowolnych datków odwiedzających (słynne opaski papierowe o różnych kolorach na kolejne miesiące kosztują tylko 50 koron) oraz okazjonalnych grantów rządowych. Pieniądze wydawane są na utrzymanie miejscówki, trasy wymagają konserwacji. Codziennie po ścieżkach porusza się ekipa, która dba o jakość podłoża. Przez 9 miesięcy w roku, gdy są otwarte!

Nawet jeśli przyjeżdża się w niewielkich odstępach czasu, postęp prac widać, nie tylko w postaci łatania dziur, ale i ulepszeń. To dodatkowe poręcze na mostku, to objazd stromego kawałka podjazdu, mrówcza robota nie ustaje chyba nigdy. Zresztą i tak by to nie wystarczyło, gdyby nie ochotnicy, którzy pomagają przy rozbudowie i konserwacji. Podobne „robocze” spotkania odbywają się w ciągu roku kilkakrotnie. Co powstaje? Nie tylko trasy, ale i np. pumptrack!

 

 

JESZCZE NIELEGALNE!

 

Jeśli ktoś na Rychlebach był kilka razy, mimo wszystko może zacząć się nudzić, szczególnie gdy jeździ ambitniej. Ostatnio oddawane do użytku trasy przeznaczone są przede wszystkim dla początkujących, także nowe projekty, jak Lipowskie Ścieżki, które otwarte zostaną w końcu września, a położone są zaledwie 20 km od Rychleb, mogą pozostawiać lekki niedosyt w fanach łomotu i jęczących amortyzatorów. To jednak wkrótce się zmieni, bo trwają prace nad trudniejszymi trasami, które mają być oznaczone kolorem czarnym. Wiedzieliście, że oprócz 75 kilometrów oficjalnych tras w okolicy istnieje jeszcze ponad 50 kilometrów nieoznakowanych?! To, po czym jeździliśmy z Hansem Reyem, to pierwszy duży fragment większej całości. Zanim zaczniecie pisać, żeby udostępnić ślad GPS, niestety, musimy was rozczarować. Poproszono nas, by tego nie robić. Na razie trasy są ściśle tajne albo, jak kto woli, nielegalne. Budowniczy nie chcą wchodzić w konflikt z leśnikami (skąd my to znamy?).

 

 

Wiadomo za to, jak ten pierwszy szlak będzie się nazywał, prawdopodobnie Arcybiskupski! Co do poziomu trudności możecie zobaczyć sami – wielkie głazy sugerują często, że droga po prostu nie istnieje, a jednak. Zdecydowanie, w stosunku do pozostałych tras Rychleb, tym razem postawiono na jeżdżenie naturalne, bez wysypywania żwirkiem. I tak ma pozostać. W końcu usatysfakcjonowani będą ci, którzy uwielbiają nieskażone łono natury.

 

 

RUNDA Z HANSEM „NO WAY” REYEM

 

Precyzyjnie rzecz biorąc, dwie rundy, bo zanim pojechaliśmy na nowe trasy, zaliczyliśmy miejscową listę przebojów, czyli podjazd Dr. Wiessnerem, a następnie zjazd Tajemnym ze słynnym Wielorybem, czyli wielkim kamieniem, który możecie znać przynajmniej z połowy zdjęć ze ścieżek, i Sjezasdami (czyli Zjazdami). Hans przy okazji dał się ponieść entuzjazmowi i zaliczył lekkie OTB, ale bardzo profesjonalnie, i szybko się pozbierał, nie wszyscy mieli satysfakcję z zobaczenia leżącego mistrza. Trzeba przyznać, nawet jeśli widać, że to jego druga młodość, można mu pozazdrościć kondycji i na pewno umiejętności technicznych. Choć po długich włosach nie ma śladu, odwaga i błysk w oku pozostały te same jak w czasach, gdy występował w filmie Pacific Blue, czy skakał na okładce BIKE. Co potrafi, pokazał, podskakując na mokrych kamieniach nad naszymi głowami oraz przymierzając się do premierowego zjazdu ścianki, stanowiącej odnogę nielegalnej trasy. Nie wiedzieć czemu nie było chętnych do naśladowania…

 

 

A nowe trasy? Ładnym określeniem będzie karkołomne, bo nawet jeśli nie są wybitnie strome, to wymagają bardzo dobrej techniki i wyczucia roweru. Często jest bardzo wąsko, zawsze czujnie, czasami stresująco, gdy trzeba się rzucić w przepaść, a trasy nie widać. Tak, to zdecydowanie są trasy dla tych, którzy potrafią już jeździć. Może nie mają koniecznie trialowego zaplecza, jak Hans „No Way” Rey, ale na pewno jego stalowe nerwy. Szczerze mówiąc, miejscowa ekipa riderów brak lęków wydaje się mieć we krwi. Co tylko dobrze wróży przyszłym ambitnym trasom. Oczywiście, pojedziemy, gdy tylko będzie to możliwe.

 

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Michał Kuczyński

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »