Felieton Mai Włoszczowskiej: Z trenerem czy bez?

Tyczy się to zarówno techniki jazdy, jak i wydolności, i dochodzenia do najwyższej formy wtedy, gdy jest pożądana. Nie jest jednak powiedziane, że tylko z trenerem osiągniemy szczyty swoich możliwości. Najwięcej pomóc możemy sobie sami. To jednak wielka sztuka.

Sportowców, którzy radzą sobie bez pomocy trenerów, nazywam artystami. Mają niesamowite wyczucie swojego organizmu i sami doskonale wiedzą, kiedy dołożyć treningu, a kiedy odpuścić. Mimo iż przez lata nauczyłam się coraz lepiej słuchać własnego ciała, niestety, cały czas artystą nie jestem i wspieram się pomocą mądrzejszych ode mnie. A jeśli nie mądrzejszych, to stojących z boku, potrafiących doradzić bez utrudniających podejmowanie decyzji emocji.

Takim artystą jest na przykład moja koleżanka z drużyny LIV Giant Pro XC Team Jolanda Neff. Fascynujące jest dla mnie to, że w bardzo młodym wieku podjęła decyzję, iż trenera nie potrzebuje. Szukała, rozmawiała z kilkoma świetnymi szkoleniowcami, a na koniec stwierdziła, że najbardziej ufa sobie. U jednego nie podobały jej się ćwiczenia na siłowni, której nie lubi. Drugi w jej opinii miał zbyt wielu zawodników pod opieką, w związku z czym nie mógł mieć wystarczająco dużo czasu dla niej. Co racja to racja. Nie da się jednak ukryć, że dziewczyna jest odważna. Zresztą, świetnie jej to trenowanie bez opieki wychodzi. Chapeau bas! Co ciekawe, Jolanda dopiero niedawno zaczęła realizować jakikolwiek plan. Wcześniej po prostu jeździła. Interwałem był podjazd na trasie. Jedyne, co mierzyła, to czas treningu, choć i to niekoniecznie…

Kolejnym przykładem jest Marianne Vos. Długo pracowała z jednym trenerem, aż wreszcie przygotowując się do Igrzysk w Londynie, zaczęła wariować od wpatrywania się w liczby – tętno, prędkość, moc… Presja zbliżającego się startu z pewnością nie pomagała. Wyrzuciła więc wszystkie liczniki i zaczęła jeździć na samopoczucie. W Pekinie wygrała.

 

Takich zawodników nie ma jednak wielu. A ci, którym się udaje tym systemem wygrywać, to najczęściej po prostu wielkie talenty, które same czy z trenerem i tak wynik zrobią. Podane przeze mnie przykłady to dwa absolutnie największe kolarskie brylanty, jakie spotkałam. Marianne na szosie, Jolanda w kolarstwie górskim. Większość sportowców ewentualne braki musi nadrabiać bardzo ciężką i przede wszystkim dobrze przemyślaną i zaplanowaną pracą. Oczywiście dalej można polegać tylko na sobie, ucząc się od innych lub sięgając po fachową literaturę, która wreszcie zaczyna spływać i do Polski (jak np. podręczniki Friela: “Biblia treningu kolarza górskiego” i “Podręcznik treningu z miernikiem mocy”). Dobry trener to jednak nie tylko wiedza. To bardzo cenne spojrzenie na zawodnika z boku.

 

Jakie błędy sportowcy popełniają najczęściej? Większość przetrenowuje się. Właśnie tak. Trenuje zbyt dużo. Mnie samej ciężko stopować się na treningu. Nawet gdy już czuję, że właściwie chyba powinnam trening skończyć, jakiś chochlik w głowie podpowiada mi: „ej, no przecież w zeszłym tygodniu zrobiłaś 9 takich powtórzeń, w tym musi być przynajmniej tyle samo albo i więcej!”. Co za zgubne myślenie! Tu powtórzenie więcej, tam powtórzenie więcej. W danej chwili jestem szczęśliwa, bo wykonałam taki kawał dobrej roboty, a za tydzień… ledwo kręcę pedałami. Osobie z boku łatwiej jest powiedzieć: „STOP. Kończ już. Jutro też jest trening!”.

 

Trener z szeroką więdzą i jeszcze większym doświadczeniem potrafi idealnie sterować treningiem. Taki był Marek Galiński. Opierając się na wynikach badań wydolnościowych, układał program treningowy, który w 100% odpowiadał moim aktualnym możliwościom. Dzięki temu nie tylko stale podnosiłam poziom, ale i z każdego treningu czerpałam wielką przyjemność. Czułam, że pracuję ciężko, ale każde zadane obciążenie było dokładnie na granicy moich możliwości. Po treningu byłam zmęczona, ale nie wykończona, przed kolejnym wystarczająco zregenerowana. Oczywiście, dużym ułatwieniem w mojej współpracy z Markiem był fakt, że uczestniczył on niemal w każdym moim treningu, co więcej, sam trenował i testował każde nowe ćwiczenie najpierw na sobie, więc dobrze wiedział, jakie zawodnik może mieć odczucia. Takiego szkoleniowca życzę każdemu sportowcowi. W tej chwili zgrabnie łączę zalety Marka, korzystając z rad Michała Krawczyka, jego długoletniego współpracownika, oraz Krzyśka Zalewskiego, mojego ojczyma, który sam się ściga i często towarzyszy mi podczas treningów.

A zatem… trenujcie z głową, korzystajcie z pomocy innych (trenerów, fizjologów, zawodników), czytajcie fachowe porady. Przede wszystkim jednak słuchajcie samych siebie! Bo organizm jest najlepszym trenerem.

 

Inne felietony Mai Włoszczowskiej:

Czerpać radość z jazdy

Zdrowie jest najważniejsze

Życie na walizkach

No stress

Eko power

Informacje o autorze

Autor tekstu: Maja Włoszczowska

Zdjęcia:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »