Felieton Mai Włoszczowskiej: Zdrowie jest najważniejsze

Stale toczę walkę z wirusami i bakteriami, by być o krok przed nimi. Nie zawsze mi się udaje, ale myślę, że jestem na dobrej drodze.
Paradoksalnie najtrudniej jest ochronić się przed zarazkami, gdy… jest się w świetnej formie. Im bliżej szczytu formy, tym mniejsza odporność organizmu na infekcje. Niestety. Czasem przed ważnymi imprezami można zauważyć sportowców chodzących w bawełnianych rękawiczkach po hotelu albo noszących maseczki chirurgiczne zakrywające usta i nos. Ta ochrona przed kontaktem z wirusami i bakteriami może wygląda ekstremalnie i nie zawsze podoba się otoczeniu, ale… nie ma chyba nic gorszego niż po miesiącach przygotowań rozchorować się zaraz przed najważniejszym startem. Codzienna praca sportowca to zatem nie tylko balansowanie na granicy niedotrenowania i przetrenowania, ale także stąpanie po kruchym lodzie, jakim staje się odporność. Jak ja sobie z tym radzę?

 

Po pierwsze, jak ze wszystkim, lepiej zapobiegać niż leczyć.

 

Wzmacniajmy odporność, gdy nam jeszcze nic nie dolega. Kluczem do zdrowia jest moim zdaniem sen. To najlepszy sposób na regenerację po treningu, ale i na wzmacnianie odporności, gdyż w jego trakcie nasz organizm produkuje leukocyty, broń w walce z chorobami. Zbawienne są także popołudniowe drzemki, choćby kilkuminutowe. Mistrzem takich był Marek Galiński. Kładł się po treningu, a przed obiadem, i mówił chłopakom: „obudźcie mnie za… 8 minut!”. I, faktycznie, spał. Podobną zdolność ma moja koleżanka z teamu Liv Pro XC Team Jolanda Neff. Potrafi na półtorej godziny przed startem do wyścigu wyłączyć się na 15-minutowy sen. Zasypia w 30 sekund… Sama niestety tej zdolności nie posiadam. Często w głowie kotłują mi się myśli, ile mam spraw do załatwienia między treningami, co nie pozwala mi spać. Prawda jest taka, że po kilkunastominutowej drzemce te wszystkie sprawy załatwiłabym trzy razy szybciej, byłabym lepiej zregenerowana na następny trening i… bardziej odporna na infekcje. Podobno drzemki można się nauczyć tak samo jak medytacji. Pomagać może np. trening autogenny Schulza. Często go stosuję. Nawet jeśli nie uda mi się zasnąć, odrobinę pomaga mi on w regeneracji. 

 

Kolejnym krokiem ku dobrej odporności organizmu jest urozmaicona dieta.

 

Zwłaszcza przy odchudzaniu należy być bardzo ostrożnym, gdyż niewystarczająca ilość kalorii pomaga gubić tłuszcz, ale osłabia. Poza dużą ilością warzyw i owoców dbam o to, by dostarczyć organizmowi zdrowych tłuszczów (ryby, avocado, orzechy, olej lniany). Świetne na wzmacnianie odporności są też soki warzywne, o których pisałam ostatnio. A nade wszystko – jak najmniej chemii i jak najwięcej naturalnych, ekologicznych produktów.

 

Bardzo wierzę w moc cytryny i miodu…

 

Dlatego pierwszą rzeczą jaką rano robię, jest wypicie szklanki soku z cytryny z wodą i miodem (uwaga, miód należy rozpuszczać w letniej wodzie, gdyż w gorącej traci swoje właściwości). Stale też mam pod ręką imbir, który działa rozgrzewająco i przeciwzapalnie, oraz czosnek. Ten ostatni wcinam jak tylko czuję, że coś mnie „bierze”. To najlepszy naturalny antybiotyk i zawsze działa! Zwłaszcza gdy wesprę go odpoczynkiem, snem i dużą ilością ciepłych herbat.

 

A propos antybiotyków, tych należy się wystrzegać jak ognia. Niszczą naszą naturalną florę bakteryjną jelit, upośledzając odporność. Pamiętajmy, że jelita stanowią największą powierzchnię kontaktu organizmu ze światem zewnętrznym. Ich ściany są też największym skupiskiem limfocytów. Jeśli więc jesteśmy po kuracjach antybiotykowych czy spożywaniu chemicznej żywności, warto pomóc organizmowi w odbudowie mikroflory. Naturalne probiotyki to np. kefir, zsiadłe mleko, kapusta kiszona. Na rynku jest też mnóstwo suplementów. 

 

Kolejny krok do zdrowia to hartowanie się.

 

Sauna 1-2 razy w tygodniu to u mnie norma. Świetne działanie ma też naprzemienny zimny i ciepły prysznic. Co roku staram się także przejść serię „zabiegów” kriokomory. Te wszystkie działania nie tylko zwiększają odporność, ale i świetnie regenerują zmęczone treningami mięśnie. 

 

Kolejne podstawowe sposoby dbania o zdrowie to:

– wietrzenie pomieszczeń;
– unikanie większych skupisk ludzkich (to niestety szczególnie trudne przy podróżach samolotem, dlatego lepiej i tych się wystrzegać). Jeśli tylko usłyszę, że ktoś jest chory, natychmiast staram się izolować. Ile razy słyszałam „ja nie zarażam…”. A skąd osoba chora może to wiedzieć?! Poza tym być może nie zarazi Krzysia, Grzesia i Agnieszki, mających dobrą odporność. Zarazi jednak sportowca, którego układ immunologiczny nie zawsze działa tak sprawnie.

– natychmiastowe przebieranie się po treningu (ani minuty w przepoconych ciuchach, nawet jeśli wydaje wam się, że jest ciepło!);
szczególna ostrożność w pierwszych 2-3 godzinach po treningu. To kolejny moment dużego osłabienia odporności. Dlatego lepiej nie planować wyjść/spotkań czy jakiejkolwiek intensywnej pracy zaraz po ćwiczeniach. 

 

I na koniec nadrzędna zasada, której się trzymam – jeśli coś jest nie tak, nie wychodzę na trening.

 

Wcale nie jest to łatwe. Jak każdy sportowiec nie znoszę odpuszczać ćwiczeń. Wtedy dzwonię do mamy z prośbą: „Czuję się chorobowo. Proszę, powiedz mi, że mam nie iść na rower”. Ona odpowiada: „przecież wiesz, co masz robić. Idź spać!”. Wiem, ale zawsze potrzebuję, by powiedział mi to ktoś z boku. Z czystym sumieniem kładę się wówczas do łóżka i zazwyczaj następnego dnia budzę się gotowa na kolejny trening. 

 

Chciałam się jeszcze rozprawić z mitem, iż sportowcy wyjeżdżają na trening w każdych warunkach. Deszcz, nie deszcz, nic im niestraszne, trening trzeba wykonać. Bzdura! Zdarza się, owszem, nawet często, zmoknąć na trasie, ale nigdy nie wychodzę, gdy już leje. Dużo więcej stracimy, narażając się na chorobę niż odpuszczając jeden trening.

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Maja Włoszczowska

Zdjęcia: Albstadt XC Woman

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »