Praca, dom, trening, praca, dom… A rzeczywistość skrzeczy!

Czy dziesięć godzin tygodniowo to dużo? Teoretycznie nie, a przynajmniej tak mi się wydaje, gdy plany widzę na początku każdego tygodnia. I zwykle mniej więcej udaje mi się je zrealizować. Kluczowe jest jednak to „mniej więcej”, ponieważ założenia nie do końca zgadzają się z realizacją. Chcę, staram się, bo widzę postępy, ale mój trener Mikołaj Dziewa z Inpeak Acadamy nie ma ze mną łatwo.

Training Peaks, za pomocą którego dostaję rozpiski kolejnych treningów, w podsumowaniach jest bezlitosny, kolorami znacząc efektywność moich ćwiczeń. I choć trener Michał mówi, że „świeci mi się na zielono”, i tak sam widzę, że niekoniecznie, bo i żółty, i czerwony (o, zgrozo!) się zdarza. Dla niewtajemniczonych: zielony oznacza trening wykonany zgodnie z planem, żółty – mniej więcej, czerwony – źle, niedobrze (najgorzej). To ostatnie zwykle dlatego, że treningu w ogóle nie było. 

 

 

 

Tak ma wyglądać najbliższy tydzień – poniedziałek już przepadł!

 

Teoria

Różne urządzenia pomocnicze mam zsynchronizowane tak, że wiele rzeczy odbywa się automatycznie. Treningi w TP pojawiają się same (czytaj: magicznie) – wpisuje je trener. Widzę je zarówno w telefonie, jak i przez przeglądarkę. W treningach mam oprócz zakresów mocy, w których powinienem trenować, dodatkowe wskazówki, takie jak np. kadencja, czy ćwiczenia rozciągające po jeździe. Najlepsze, że z TP poszczególne treningi przenoszą się też automatycznie do komputera na kierownicy. Całość działa bez problemu zarówno w Wahoo Bolt, jak i Bontrager Edge 1030 (wersja Garmina 1030). Wystarczy wybrać trening na dany dzień i można jechać. Ba, TP działa też ze Zwiftem, więc i tu mam do wyboru kolejny trening i czasami jest to najwygodniejsza opcja, bo po ustawieniu trybu ERG, gdy oprogramowanie steruje też mocą, wystarczy pedałować i tylko wykonywać polecenia. Bułka z masłem. 

 

 

Kalendarz się zapełnia….

 

Praktyka

Aby treningi miały sens, muszę znać obciążenia i się ich trzymać. Używam miernika mocy, a właściwie kilku. W przełajówce mam Inpeaka (tylko lewa strona), do rowerów szosowych i gravelowych przykręcam pedały Vector Garmina (trzecia seria), jeżdżąc na innych MTB zakładam opaskę CycleOps PowerCal. Na Zwifcie w tym sezonie jest to trenażer Elite Direto X, który takim pomiarem mocy dysponuje. Wszystkie te zabiegi po to, by uzyskać magiczną, oczekiwaną ilość TSS (TrainingPeaks’ Training Stress Score), czyli wspomniane już obciążenie treningowe w wymiernych jednostkach. 

 

Co może pójść nie tak? Wszystko! Przykłady z ostatniego tygodnia

 

1. Mój Inpeak to wersja na ramieniu karbonowym Sram Force 1, jeden z pierwszych egzemplarzy. Kalibruję go regularnie, wymieniam też baterie, gdy mam wątpliwości. Działa ponad rok i jestem z niego zadowolony. ale… Patrz: punkt 2.

 

2. Pedały Garmina pokazują regularnie – praktycznie 90% treningów – duże dysproporcje w produkowanej mocy między nogami. 42% lewa strona, 58% prawa to standard. Co oznacza tyle, że używając Inpeaka, który mierzy z lewej strony, mam niższą moc, niż naprawdę produkuję. Być może dlatego często mam problem z osiągnięciem założeń, tzn. cyferki tak twierdzą. Przymierzam się do wprowadzenia korekt. Ta dysproporcja to prawdopodobnie efekt zeszłorocznej kontuzji podczas Carpatia Divide, a może starszy problem? Odkąd o niej wiem, badam temat. Planuję m.in. użycie wkładek bo butów, by wyprostować lewe kolano, które ucieka do środka. Pedały Garmina to jeszcze inny temat. Zasilane są w sumie czterema bateriami. To małe „pastylki” LR44, nie do końca typowe, bo nie ma ich w każdym kiosku. O dziwo, zużywają się nierównomiernie. Raz na jakiś czas dostaję komunikat o utracie połączenia z którymś z pedałów i zmieniam baterie. Ostatnio wszystkie na raz, tak jest prościej (20 zł komplet). Jak nie działa jeden pedał, komputerek zapisuje „pół” mocy, trening nie do zrobienia z sensownym zapisem… 

 

 

 

Balans L/P – no właśnie!

 

3. PowerCal to opaska tętna, która wylicza „moc” na podstawie tętna. Jest świetna do poprawiania sobie humoru, bo podczas wszystkich bardziej intensywnych ćwiczeń tę moc zawyża. Najlepiej nadaje się do pokazywania średnich ze spokojnych treningów, co potrafi też Strava. No, ale liczę TSS-y, więc zakładam, że dane mogą być przydatne. Tym bardziej, że podaje też tętno. No i mogę używać jej na każdym rowerze.

 

4. Z Elite Direto X problemów jest mało, ten trenażer jest jak czołg. Chyba, że nie używa się go przez tydzień, a potem próbuje zrobić coś od razu, bez kalibracji. Miałem do zrobienia trening interwałowy, 4 x 6 minut na poziomie 215 watów. Ciężkie, ale do przeżycia, próg FTP mam według Zwifta na poziomie 239 watów. Okazało się, że tym razem te 215 watów ledwo przepychałem. W trakcie treningu nie byłem w stanie podłączyć kolejnego miernika (pedały), by zweryfikować poprawność wskazań, ale mam poważne wątpliwości, czy były właściwe, bo swąd rozgrzanej gumy z paska sugerował, że jest naprawdę ciężko. W połowie treningu zrobiłem kalibrację i z trudem dotoczyłem się do końca. Zmęczony dwoma pierwszymi powtórzeniami? Nie wiem, temat będę badał!

 

Wnioski

 

Tak jak wspominałem, widzę efekty treningowe. Mimo wspomnianych „utrudnień” staram się więc realizować plany. Ale nie jestem ich niewolnikiem i na przykład w ostatnią sobotę, po dwóch tygodniach odpoczynku od MTB, po prostu pojechałem na Ślężę. Starałem się utrzymać długość treningu i jeździć w tlenie, nie do końca to wyszło, ale było fantastycznie! Powiedzmy więc, że staram się utrzymać zdrową proporcję między organizacją a improwizacją. Jakie będą efekty dla formy? Czas kolejnego testu wydolnościowego zbliża się nieubłaganie. Przekonamy się!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »