Bikerafting w Dolinie Dniestru

 

…Ukraina?!

 

Kiedy w rozmowie padał cel naszej wyprawy, najczęściej spotykaliśmy się z niedowierzaniem. Niewzruszeni byli tylko ci, którzy nie wiedzieli, jak jest na Ukrainie zimą. My za to potrzebowaliśmy zyskania perspektywy. Potrzebowaliśmy silnej przeciwwagi dla ostatnich tripów w idyllicznych sceneriach. Wybór padł na Ukrainę. Zaleszczyki, które obraliśmy sobie za punkt docelowy, mieliśmy osiągnąć w zaledwie osiem godzin jazdy, a większość trasy na Google maps znaczyły piękne symbole autostrad i głównych dróg krajowych. Szybko okazało się jednak, że na Ukrainie droga krajowa niczego nie gwarantuje. Stanowi jedynie mglistą obietnicę dotarcia do celu. Zabawa rozpoczęła się szybciej, niż podejrzewaliśmy.

 

Bikepacking i bikerafting - Ukraina

 

GRY NA GRANICY ROZSĄDKU

 

Strefa Shengen rozpieszcza. Teraz stoimy w kolejce pojazdów, opuszczamy UE. Informują nas o tym zniszczone fasady budynków, flagi, maszty, tablice informacyjne, drut kolczasty i lekko nerwowa atmosfera. Mijamy granicę i zaczynamy grać w gry dotychczas nieznane. Pierwsza to pieczątki, których na otrzymanym maleńkim świstku trzeba zebrać trzy. Nie mniej i nie więcej, tylko trzy, wszystkie różne. Teraz przechodzimy do drugiej gry w zgadnij, które okienko. Następna polega na wystawaniu w kolejkach do losowo wybranych okienek. Celem jest przedstawienie naszego świstka i być może otrzymanie pieczątki. W okienku służbistka albo traktuje nas ozięble i odsyła do innego, albo zabiera dokumenty i znika, by wrócić po jakimś czasie i oddać dokumenty. Gramy zatem w te gry zawzięcie, z nadzieją zobaczenia nieco więcej Ukrainy. Na końcu granicznej tułaczki stoi pogranicznik z kałachem bez magazynka i kamerą przyczepioną na piersi. Zabiera nam świstek i otwiera prowizoryczny szlaban. Jesteśmy na Ukrainie.

 

Bikepacking i bikerafting - Ukraina

 

DROGI I DROGI UMOWNE

 

Po przekroczeniu granicy kierujemy się w stronę Kijowa drogą krajową M10, którą na mapie wzięliśmy za autostradę. Rzeczywistość jednak bardzo szybko zweryfikowała nasze plany, w miarę zapuszczania się w głąb kraju droga po prostu zanikała. W pewnym momencie wijąca się po horyzont trasa błyszczała tylko wyspami pozostałego asfaltu. Dziury stały się tak głębokie, że wszyscy kierowcy jechali powoli, zygzakiem, więc i my dostosowaliśmy się do panującego tutaj stylu jazdy.

Świta, dopada nas przenikliwy i wszędobylski mróz. Mijamy wsie, sprawiające wrażenie wyludnionych, i takie same miasta i miasteczka. Pozamykane sklepy, domy w rozsypce. Opuszczone fabryki wzniesione pośrodku nicości. W tej nicości wreszcie jakiś przystanek. Zygzakiem ciągnie do niego autobus, na zawsze już przełamany do prawej strony, z firankami, zasłonkami, ołtarzykiem i plakatami w oknach. Jedziemy z nosami przyklejonymi do szyb samochodu i chłoniemy tę rzeczywistość. Zaleszczyki, niegdysiejsze uzdrowisko ze wspaniałymi plażami nad Dniestrem, a także „stolica” uprawy winorośli. Dziś senne miasto, którego krajobraz zdobią zrujnowane obiekty wybudowane z przesadnym rozmachem właściwym dla budowniczych komunizmu.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaZaleszczyki jako punkt startu – z góry miasto wygląda niczym fragmenty puzzli.

 

W DROGĘ NA KONIAKOWYCH KOŁACH

 

Dniestr wycina głęboki wąwóz, a Zaleszczyki wtulone są w rzekę jak pasujący kawałek puzzli. Widzimy to doskonale, bo stoimy w najwyższym punkcie okolicy, a przenikliwie zimny wiatr próbuje nas stąd zdmuchnąć. Piękny pejzaż hipnotyzuje i najwidoczniej izoluje od zimna, ale tylko na chwilę. Wraz z postępującym marznięciem wzbiera w nas potrzeba powrotu do miasta. W centrum znajdujemy jedyną czynną knajpę-bar. Ostatnia szansa na zjedzenie przyzwoitego ciepłego posiłku. Za dużą witryną ciemny i mroźny koc przykrył okolicę. „W drogę!” krzyknął ktoś i po raz ostatni brzęk kieliszków z miejscowym koniakiem rozbrzmiał w dość gwarnej o tej porze knajpie. Zdecydowanie za szybko przejęliśmy lokalne zwyczaje i kulturę przetrwania mroźnych dni i nocy. Przyszedł jednak czas zmierzyć się z obraną drogą. Wyruszamy!

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaOtwartych sklepów często nie było. A jeśli były, należało za to wypić.

 

WILKI I DEMONY

 

Jest noc. Główną drogą jak najszybciej kierujemy się w miejsce, gdzie mapa wskazywała ścieżki prowadzące wzdłuż linii brzegowej, w stronę Parku Narodowego „Kanion Dniestru”. Jeszcze w Zaleszczykach kręcił się wokół nas pies. Mieliśmy nadzieję, że po kilku kilometrach odpuści. Najwidoczniej jednak wyczuł ducha przygody i postanowił biec z nami. Gdy wyjeżdżamy z miasta, po kilku kilometrach zwyczajowo jesteśmy zdezorientowani. Stanęliśmy chwilę przed czymś, co przypominało blaszany garaż. Ze środka tli się światło, na zewnątrz stoi kilka krzeseł. Drzwi „blaszaka” otwierają się nagle i wyłania się z nich postać. „Blaszak” okazał się lokalnym barem, gdzie miejscowi wprowadzali do rzeczywistości element baśniowy.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaPrzede wszystkim nocą nawigacja stawała się próbą nerwów.

 

Postać dreptała chwiejnym krokiem w naszym kierunku, młody mężczyzna zaczął zagadywać. Z pomocą przyszedł Łukasz i jego mgliste wspomnienie języka rosyjskiego. Szybko okazuje się, że młodzian ma „kartę Polaka”, pół jego rodziny pracuje w Polsce, a i on sam niedawno wrócił z Polski i teraz świętuje nowobogactwo. Nieustępliwie zaprasza nas do siebie i pyta: „czyja ta sobaka, wasza?”, wskazując na psa. Żeby nie utrudniać komunikacji, zgodnie przyznaliśmy, że nasza. I tak psu przybłędzie nadaliśmy imię Sobaka. W międzyczasie z mroków wyłania się kolejna postać, która okazuje się małżonką młodzieńca martwiącą się o przyszłość jego i swoją. Zapytani o drogę zgodnie twierdzą, że musimy wrócić na główną drogę, bo tam w lesie to nie tylko wilki, ale duchy i demony grasują po nocach. Podziękowawszy za radę, wjeżdżamy w las.

Wszystko idzie doskonale, dopóki nie trafiamy na rozjazd, zjazd czy podjazd? Te nieustanne dylematy nawigacyjne wraz ze zmęczeniem zmuszają nas finalnie do rozbicia obozu. Wcześniej jednak Sobaczka staje jak wryty i patrzy przenikliwie w jeden punkt gdzieś w głębi lasu. By po chwili zerwać się i pobiec w jego kierunku. Popatrzyliśmy po sobie. Wilki? Duchy? Może duchy i wilki? W każdym razie Sobaczka znika. Przepadł. Pochowaliśmy go zaocznie, z honorami, będąc pewni, że uratował nam życie, poświęciwszy swoje.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaNocą człowiek często pytał sam siebie, dlaczego to robi.

 

ŚWIADOMOŚĆ KRÓTKICH DNI

 

Poranek w żaden sposób nie dopingował nas do wyjścia ze śpiworów. Wszyscy czekali cierpliwie z nadzieją, że słońce podniesie temperaturę. Miało jednak inne zajęcie, z trudem przebijało się przez grubą warstwę chmur i to chyba pochłaniało całą jego energię. Musieliśmy okiełznać mroźną naturę sami. Ktoś rozpalił ognisko, ktoś włożył podwójne skarpetki, a inny przygotował kawę, zalewając ją chyba samym ukraińskim koniakiem, uśmiechy powoli i nieśmiało wypełzały na twarze. Cała radość wróciła jednak dopiero z Sabaką. Pies wyszedł z lasu tak samo jak wczoraj w nim zniknął. Jeśli ktoś oczekiwał wyjaśnień, musiał się zadowolić merdaniem psiego ogona.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaKiedy budzisz się w czapce i rękawiczkach, to raczej odkładasz moment wyjścia ze śpiwora.

 

Szybko zamieniamy obozowy bałagan na cztery pedantycznie spakowane rowery, czterech perfekcyjnie i ciepło ubranych ludzi i jednego psa. Wszyscy głodni przygód rzucają się do pedałowania przez skąpane w brązach, szarościach i złamanej zieleni pejzaże Podola. Opuszczamy pustkowie, ścieżka zmienia się w polną drogę, a ta po chwili wyprowadza nas na „asfalt”. Dalej kilkanaście zabudowań, niewielki placyk, na środku którego stoi zagadkowa blaszana budka, bez okien, ale wystaje z niej dymiąca rura.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaW miejscowych sklepach kupić można wszystko. Każdy z nich serwuje również rozgrzewające napoje.

 

Do środka budki prowadzą drzwi, a w środku sklep i uśmiechnięta ekspedientka. Uzupełniamy zapasy ukraińskiego koniaku i z bliżej nieokreślonego powodu kupujemy mnóstwo miejscowych ciastek. Świadomość krótkich dni zmusza nas do nieustannego pośpiechu, więc cześć decyzji jest wypadkową pewnego rodzaju paniki. Jedziemy na zachód wzdłuż Dniestru, pragniemy dotrzeć do ruin zamku w Czewonogrodzie, a wcześniej zobaczyć spektakularny Wodospad Dżuryński.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaPrzy pierwszej próbie przeżyliśmy Wodospad Dżuryński tylko jako słuchowisko, za dnia prawie zwaliło nas z nóg. 

 

OSTATNI NOCLEG

 

Do wodospadu docieramy w całkowitych ciemnościach, więc zamiast oglądać tylko słuchamy. Droga dalej prowadzi do ruin średniowiecznego zamku. Jest jak zwykle późno, dlatego bez ceregieli obóz rozbijamy pod samymi ruinami. Rozpalamy ognisko i delektujemy się miejscowymi smakołykami oraz genialnym liofilizowanym jedzeniem. Jest początek lutego, pusto, cicho, mroźno, ale też ciepło i smacznie. Dzień jak zwykle zaczyna się leniwie i krąży wokół ustalonego rytuału. Najpierw ognisko, potem kawa (niestety już bez koniaku), miejscowe smakołyki, czyli pieczony chleb z kiełbasą i śmiertelnie ostrą musztardą, a na deser kartofle z ogniska.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaJeśli ktoś rano znosi koniak do kawy, ten wytrzyma i śmiertelnie ostrą musztardę.

 

Już około południa znów siedzimy na rowerach, prujemy z powrotem w stronę wodospadu, tak, aby tym razem udało się go obejrzeć, a nie tylko usłyszeć. To nasz przedostatni dzień i musimy dotrzeć nad Dniestr. Po drodze mijamy kolejne wsie upstrzone pomnikami upamiętniającymi Wojnę Ojczyźnianą. Ze zdziwieniem stwierdzamy, że rowery niczym wehikuł czasu przeniosły nas do ubiegłego stulecia.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaUkraina nie opływa w majątku, zabytki i pozostałości po aktywności polskiej rozpadają się tutaj w oczach. 

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaW Parku Narodowym „Kanion Dniestru” drogi są zwykle lepsze niż tzw. ekspresówki kraju.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaMiejscowe elektrolity rozgrzewające.

 

Wszystko wokoło robi na nas piorunujące wrażenie. Świat jakby się tu zatrzymał 40 lat temu. O zmroku docieramy do wsi Uciecczko, w miejsce, gdzie kończy się nasza przygoda na rowerach, a zaczyna nowa na packraftach. Pozostaje jeszcze tylko znaleźć sklep i uzupełnić zapasy na nasz ostatni planowany nocleg nad brzegiem majestatycznego Dniestru.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaObóz pod ruinami zamku w Czerwonogrodzie.

 

JAZDA BEZ TRZYMANKI

 

Nie wiem, jak to się stało, ale podczas zakupów w przydomowym sklepie Iwan, jego właściciel, jakimś cudem spowodował, że nagle znaleźliśmy się w jego kuchni. Zanim się zorientowaliśmy, Maria, żona Iwana, opowiada nam historię swoich synów, opisując każde zdjęcie w albumach. Po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na stole dosłownie piętrzą się dania kuchni ukraińskiej. Wspólna kolacja, podlewana domowym bimbrem i winem, nabiera tempa i powoli, acz konsekwentnie, zamienia się w klasyczną słowiańską imprezę.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaImpreza u Marii i Iwana – nie zabrakło bimbru i wina, aż podłoga zaczęła się kołysać.

 

Kiedy kuchnia, w której siedzimy, kołysze się jak okręt na pełnym morzu, z ust Iwana, naszego gospodarza, pada słowo klucz – sauna. Okazuje się, że Iwan i Maria po drugiej stronie ulicy mają dla gości mały domek z sauną. W tym momencie już wiemy, że żadna siła nie zmusi nas do spędzenia kolejnej nocy w namiocie przy -11 stopniach. Poranek przynosi sporo pytań, na które nie musielibyśmy szukać odpowiedzi, gdyby nie wieczorny bimber i domowe wino. Wracamy do naszych gospodarzy na królewskie śniadanie. Każdy z nas otrzymuje miskę wyśmienitego rosołu z makaronem, ogromny talerz puree z kotletem, naleśniki z serem oraz tort. Na przystawkę kiszone pomidory i ogórki. Wszystko oczywiście podlane domowym bimbrem i winem. Iwan ewidentnie nie zna się na żartach o alkoholu, o mało co nie powtarzamy scenariusza z dnia poprzedniego.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaBimber i sauna gwarantem porannego zmartwychwstania.

 

PRZYGODA NA WODZIE

 

Stoimy nad brzegiem Dniestru, który setki kilometrów dalej wpływa do Morza Czarnego. Odwracamy proces pakowania i teraz rowery mocujemy do nadmuchanych packraftów Pinpacka. Zaczyna się długo oczekiwana nowa przygoda na wodzie. Los nadal sprzyja, tego dnia mamy wyjątkowo słoneczny i bezwietrzny dzień z temperaturą w słońcu lekko powyżej 0 stopni. Zapakowani na packrafty zaczynamy niesamowitą podróż w dół majestatycznej rzeki.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaPrzyjemne wiosłowanie w temperaturze lekko powyżej zera – aż wraz ze zmierzchem powróciło zimno.

 

W packrafcie siedzi się jak na dmuchanej poduszce, która całkowicie izoluje od zimnej wody, a pozycja jest wyjątkowo komfortowa. Po 3 dniach spędzonych na sztywnych rowerach pływanie jest jak masaż na nasze obolałe plecy. Perspektywa, jaką daje rzeka i poruszanie się po niej, to zestaw zupełnie odmiennych, niezapomnianych wrażeń, trudny do opisania. Ostatnie 25 kilometrów, które mieliśmy do pokonania rzeką, są jak wisienka na torcie całego tripu! Idylla nie trwa jednak zbyt długo. Zaraz po tym, jak słońce znika za wysokimi brzegami Dniestru, bardzo szybko przypominamy sobie, że jest początek lutego. Zaczyna się robić zimno i ściemnia się w ekspresowym tempie. Noc łapie nas mniej więcej w trzech czwartych drogi do Zaleszczyk.

 

Bikepacking i bikerafting - UkrainaWilk? Nie, to nasz wierny towarzysz Sobaka. Bezpański pies długo próbował towarzyszyć namw wiosłowaniu.

 

Płyniemy różnym tempem, w konsekwencji każdy zostaje na rzece sam na sam ze sobą. W ciemności, w niewielkim pontonie, otacza nas ogrom czarnej wody Dniestru. Desant w Zaleszczykach w środku nocy przynosi niespodziankę w postaci betonowego progu, z którym prawie się zderzyliśmy. Cudem suchą stopą docieramy na brzeg. Po wygramoleniu się pozostaje już tylko losowanie, kto poskłada rowery i pojedzie po samochód pozostawiony na przedmieściach Zaleszczyk. Kilkanaście godzin później znów staliśmy na granicy, czekając w długiej kolejce na początek gier granicznych.

 

Bikeraftingmariaż bikepackingu i raftingu dający o wiele więcej możliwości przemieszczania się i eksplorowania nowych miejsc z zupełnie nowej perspektywy.”

 

Informacje praktyczne

 

Bikepacking i bikerafting - Ukraina

 

Sprzęt wodny

Packrafty Pinpacka, które mieliśmy ze sobą, po zwinięciu przypominały średniej wielkości rolkę ręcznika kuchennego. Waga całego zestawu, wraz z wiosłami i kamizelką ratunkową, wynosiła poniżej 4 kg.

Sprzęt rowerowy

Do przejechania trasy wybraliśmy Treka 1120, czyli wyprawową inkarnację modelu Stache ze sztywnym widelcem, nowym systemem bagażników i sakw, na kołach midfat Bontragera w rozmiarach 29×3.0. Z wyprofilowaną kierownicą, dropperem i dobrze dobranym napędem „1120” okazał się idealnym narzędziem do bikepackingowej przygody. Przejedzie po wszystkim i wjedzie wszędzie. Sprawdziły się luźna geometria, dość wysoki suport i możliwość skrócenia tylnych widełek. Uzupełnieniem naszej rowerowej stajni był Full Stache Treka.

 

Przeczytaj również:

 

Test długodystansowy: elektronika w rowerze

Druga młodość sportowca cz.4 – czy skorupka za młodu

Zlate Hory – Pętla Zadymka

Antidote Carbonjack 29 – Książe ciemności

Informacje o autorze

Autor tekstu: Sebastian Pawłowski, Łukasz Piątek

Zdjęcia: Adam Klimek

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »