Home Miejscówki TRANS ANGELES STORY

TRANS ANGELES STORY

0
945
Los Angeles

Kiedy zakładano to miasto, jego pełna nazwa brzmiała „el pueblo de nuestra senora reina de los angeles sobre el rio Porciuncula”. Na wypadek, gdyby wasz hiszpański nieco kulał, tłumaczenie brzmi: „miasto naszej pani królowej aniołów nad rzeką Porciuncula”. Teraz znacie je jako…

Los Angeles!

 

Południowa Kalifornia jest moim domem od trzydziestu lat. Po odwiedzeniu ponad siedemdziesięciu krajów i jeżdżeniu na rowerze w wielu odległych miejscach doszedłem do wniosku, że czas odkryć własną okolicę. Macie lepszy pomysł niż zaproszenie na taką wycieczkę pary rowerowych gwiazd rocka?

 

Los Angeles

 

GWIAZDA DH Z ROCKOWYM PAZUREM

 

Missy Giove jest jedną z największych legend, jaką zna MTB. Miała olbrzymi wpływ na to, jak kształtowało się kolarstwo górskie i na jego lekko rockowy image lat dziewięćdziesiątych. Jej podejście i styl ścigania uczyniły z niej jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w MTB. Jej entuzjazm i dziecięca naiwność maskują czasem głęboko myślącą i inteligentną osobę, jaką jest naprawdę. Jej usta o napędzie atomowym potrafią generować 100 słów na minutę, co czyni z niej osobowość tak barwną jak tatuaże, które pokrywają całe jej ciało. Ta kobieta nie zna strachu, jest uzależniona od prędkości i potrafi ryzykować, zupełnie nie bojąc się połamania kości. To może odrobinę wyjaśniać kłopoty, w jakie pakowała się w życiu.

 

Los Angeles

 

ROCKMAN

 

Timmy C (Tim Commerford) jest moim długoletnim kumplem i hardcorowym riderem MTB, przez przypadek również basistą Rage Against the Machine, Prophets of Rage i Audioslave. Wychował się w LA i ma w sobie więcej pasji i rowerowego entuzjazmu niż wielu profesjonalnych ścigantów, których poznałem na przestrzeni lat.

 

Los Angeles

 

ZE SZCZYTÓW NAD OCEAN

 

Zaczęliśmy na szczycie Mount Wilson (1740 m n.p.m.), na wschód od LA w Górach Świętego Gabriela i ruszyliśmy na zachód w kierunku Catalina Island na Pacyfiku. By pokonać etapy wiodące przez silnie zurbanizowane części miasta, postanowiliśmy zmieniać zwykłe MTB na e-bike’i. Mieliśmy do dyspozycji samochód zapewniający nam wsparcie, dzięki czemu pokonanie tej miejskiej dżungli było nieco łatwiejsze. Może nie wiecie, ale Los Angeles jest domem dla 12 milionów ludzi i jeszcze większej liczby samochodów. To skupisko 88 niezależnych miast, w których mieszkają reprezentanci 140 narodów. Mniej niż 150 lat temu na większości obszaru dzisiejszego miasta rządziła dziewicza przyroda, podobnie jak teraz na niektórych terenach wokół. A większość obecnego Hollywood porastały gaje pomarańczowe, aż do momentu odkrycia największego na świecie pola naftowego i czasów, gdy przemysł filmowy przeniósł się do Tinseltown.

 

Podczas pięciu dni naszej wyprawy dołączał do nas od czasu do czasu jakiś znajomy, towarzyszyli nam również fotograf Bill Freeman i filmowiec Cedric Tassan (VTOPO).

 

Los Angeles

 

Z OBSERWATORIUM NA MOUNT WILSON DO PASADENY

 

Jedną z moich ulubionych tras była zawsze Chantry Flats w pobliżu Mount Wilson, więc jazda z Missy w tym rejonie była tym bardziej wyjątkowa. Zwłaszcza że prawie zerwała ze sceną rowerową, a właściwie zerwała z rowerem w ostatnich 10–15 latach, tuż po tym, jak odeszła na downhillową emeryturę. Była mistrzyni świata i zwyciężczyni Pucharu Świata wciąż ma swój dawny styl sięgania po zwycięstwo, niezależnie czy na rowerze, czy poza nim. Jako że obecnie nie ma nawet własnego roweru, byłem szczęśliwy, mogąc zapewnić jej podczas naszej wyprawy jeden z własnych pojazdów.

 

Niesamowity widok rozpościerał się z naszego miejsca startu przy Obserwatorium na Mount Wilson. Przed nami było miasto, dalej wzrok sięgał aż po Catalina Island, gdzie mieliśmy zakończyć włóczęgę za kilka dni. Za nami, gdy zerknąć przez ramię, nie było widać żadnej wzniesionej ludzką ręką konstrukcji, jak okiem sięgnąć natura. Lasy, wąwozy, górskie granie, rzeki, wodospady i dzicz oddziela La La Land od pustyni. Nietrudno zgubić się w tych górach, ale single są tu najwyższej klasy, często bardzo techniczne. Oprócz węży i niedźwiedzi należało uważać na trujące dęby. Jeśli ma się na nie alergię, jak ja, jedno dotknięcie liści lub kory kończy się swędzącą wysypką, która, trwając wiele dni, potrafi doprowadzić do szału. Ścieżki są tu techniczne, o niemałej ekspozycji, jak na przykład trawers 80-metrowego wodospadu, gdzie mały błąd może skończyć się tragicznie.

 

Los Angeles

 

Z PASADENY DO ŚRÓDMIEŚCIA

 

Noc spędziliśmy w Pasadenie, skąd rozpoczęliśmy jazdę drugiego dnia, tym razem na e-bikach, w kierunku Downtown (Sródmieścia Los Angeles). Tego dnia dołączyli do nas Timmy C i Tony Z, jeden z moich znajomych z Laguny, który zaplanował miejskie etapy, mając niewiarygodną wiedzę o okolicznych parkach, deltach rzek, schodach i skrótach. Wymagało to konkretnego wysiłku, wielu dni eksploracji, by wytyczyć wszystkie trasy, odnaleźć poukrywane zakątki, wyjątkowe budynki i tajne odcinki traili między nimi. Tu doświadczało się kontrastu między bogatymi a biednymi, przyrodą a terenami zurbanizowanymi, historią i kulturą…

 

Los Angeles

 

E-BIKE DO UPADŁEGO

 

E-bike był idealnym pojazdem na tę ekspedycję. Nie dajcie się zwieść! To, że mieliśmy wspomaganie, nie oznacza, że nie trenowaliśmy. Tego dnia podjechaliśmy ponad 1200 metrów, włączając kilka naprawdę morderczych podjazdów i schodów. Na początku naszej wyprawy Timmy skoczył ze schodów przed samym ratuszem (nieszczególne miejsce na glebę dla gościa, który zarabia na życie, grając na gitarze). Ale luz, udało mu się, a ja nie musiałem dzwonić do jego kolegów z zespołu (Breala i Chucka D na przykład), zgłaszając odwołanie trasy koncertowej. Timmy jest doświadczonym riderem, jeździ na rowerze od dwudziestu pięciu lat. Zwykle zabiera rower ze sobą, gdy jedzie w trasę z zespołem. Udało mu się przejechać the Leadville 100 (100 mil na MTB), Race Across America, a jednego roku zrobił 305 tysięcy metrów przewyższenia na Stravie. To, co lubi, to techniczne sekcje, zwłaszcza pod górę. Zdarza się, że pewne fragmenty będzie powtarzał do upadłego, aż w końcu uda mu się podjechać bez podparcia. Jemu też e-bike’i trochę zawróciły w głowie w ostatnich latach. Tak jak i ja nie uważa, że e-bike wyprze klasycznego górala, obaj jesteśmy przekonani, że istnieją okoliczności, w których jeden lub drugi rower sprawdza się lepiej.

 

Los Angeles

 

Elektryk oferuje nowe doświadczenia z jazdy i stwarza nowe możliwości na starych trasach. E-bike nie ma nic wspólnego z oszustwem, dopóki nie ścigasz się na nim ze zwykłym rowerem. Jest coś szczególnego w e-bike’u, co sprawia, że najzagorzalszy krytyk uśmiecha się, gdy tylko się przejedzie. Dzięki GT Bicycles, Foxowi, Clifowi, Stans i Shimano mieliśmy pod dostatkiem e-bike’ów dla naszej ekipy, by mogli za nami nadążyć i dokumentować wszystko na filmie i kliszy. Dla Missy była to pierwsza próba e-bike’a, ale jako że uwielbia wszelkie dwukołowe pojazdy, szybko przekonała się do GT eVerb. Krótko po tym, jak opuściliśmy mury Pasadeny, wpadliśmy w koryto rzeki Arroyo Seco i przecięliśmy kilkukrotnie okolicę Mount Washington, gdzie zatrzymaliśmy się na burrito, podziwiając śródmiejskie widoki i mając za plecami Mount Wilson.

 

Los Angeles

 

ŚRÓDMIEŚCIE – INNA TWARZ MIASTA

 

Zanim zbliżyliśmy się do centrum LA, znaleźliśmy fantastyczną ścieżkę nad autostradą Interstate 5 Freeway, w pobliżu Dodger Stadium. Z Radio Hill zjechaliśmy do China Town, ale najpierw przemknęliśmy przez tereny zamieszkane przez bezdomnych. Niektóre z prowizorycznych schronień zbudowano tu z kartonu lub plandek. Dla kolesi z przedmieść, na drogich rowerach, wszystko to było bardziej szokujące i smutne niż niebezpieczne. Niewysławialne ubóstwo w tak czarownym, bogatym mieście.

 

Los Angeles

 

Obok autostrad, pod mostami, w parkach i na terenach takich jak Skid Row (dzielnica LA o największym odsetku bezdomnych w Stanach – przyp. red.) całe dzielnice usiane są prowizorycznymi schronieniami i namiotami. Obok wielu z nich, w „pożyczonych” z supermarketu wózkach, zachomikowany jest cały dobytek właścicieli. A wszystko to w cieniu nowoczesnych drapaczy chmur, wznoszących się nad labiryntem ulic. Podczas naszej wyprawy widzieliśmy masę fajnych obiektów, np. pomnik Bruce’a Lee w Chna Town. Przemknęliśmy przez Bonaventure Hotel i World Trade Center, nie mogliśmy się powstrzymać przed zjechaniem po schodach Walt Disney Concert Hall i przed zostawieniem paru śladów naszych tylnych opon na Skid Row (skid – z ang. ślizg). Paskudny upadek przypomniał mi też, że nie mam już dwudzistu lat i nie jeżdżę na trialowych rowerach. Na szczęście udało się jakoś wykaraskać, zaledwie z kilkoma sińcami i bólem, ale bez połamanych gnatów.

 

LA okazało się być także źródłem doznań natury kulinarnej. Można tu znaleźć knajpy i targowiska z jedzeniem z całego świata. Los Angeles jako miasto ma olbrzymi gospodarczy wpływ na cały świat.

 

Los Angeles

 

ZE ŚRÓDMIEŚCIA NA MOLO

 

Dzień trzeci zaczęliśmy na Griffith Observatory z zapierającym dech w piersiach widokiem na miasto. Znów jechaliśmy na e-bike’ach, a celem etapu było molo w Santa Monica. Musieliśmy przejechać obok słynnego znaku Hollywood, zaatakować schody pod niesławną Hollywood Bowl (muszlą koncertową), zaliczyć slalom między dwa i pół tysiącem hollywoodzkich gwiazd na Hollywood Boulevard, podjechać pod Mulholland Drive, zakosztować trochę dirtowych ścieżek we Franklin Canyon Park i wpaść między posiadłości sławnych i bogatych w Beverly Hills. Należało również zrobić wheelie na Rodeo Drive między Lamborghini i Rolls Royce’ami, by w końcu popedałować na plażę z Baywatch (a może powinienem powiedzieć Pacific Blue?) w Santa Monica. Nie ma lepszej pory niż weekend, by uświadomić sobie szaleństwo na słynnej promenadzie Venice Beach i na molo w Santa Monica Pier, z wszystkimi artystami, muzykami, podróżnikami, sportowcami, tancerzami i różnorakimi wybrykami natury.

 

Los Angeles

 

SANTA MONICA

 

Na etapie czwartym, znów na zwykłych rowerach, wbiliśmy na rodzime ścieżki Timmy’ego w Górach Santa Monica. Przejechaliśmy długi odcinek Backbone Trails, które przecinają góry wysoko powyżej Malibu. Z Yerba Buena pokręciliśmy wzdłuż Pepperdine University na dziewiczych ścieżkach przez odległe dzikie tereny usiane wąwozami i dolinami, przez widokowe górskie grzbiety wzdłuż oceanu. Było wyjątkowo wietrznie i po ostatnich pożarach w okolicy niebezpieczeństwo powtórki było bardzo wysokie. Mieliśmy szczęście, że pozwolono nam na wjazd na ścieżki w tamtym rejonie.

 

Missy jechała na jednym z moich starych rowerów Sensor, ja ujeżdżałem GT Foce, podczas gdy Timmy jechał na swoim rowerze all mountain. Mieliśmy sporo śmiechu, to był długi dzień i jednocześnie dzień prawdziwego MTB. Ten przejazd śmiało polecam. Ostatni szlak prowadził po ostrej jak nóż grani, która z każdym zakrętem przybliżała nas do granatowego oceanu.

 

Los Angeles

 

ZNAD OCEANU NA CATALINĘ

 

Ostatniego dnia zaczęliśmy bardzo wcześnie z mariny, gdzie spotkaliśmy naszego pełnego zalet znajomego (posiadającego na przykład jacht, którym zabrał nas do Catalina Island).

 

Catalina Island jest długą na 22 kilometry wyspą, 95% z niej obejmuje rezerwat przyrody i jest prawie tak dziewicza jak sto lat temu. Odwiedzającemu oferuje obfitość gatunków, włączając lisy i bizony, które zadomowiły się tu w latach sześćdziesiątych, gdy kręcono w okolicy westerny. Na wyspie znajdują się dwa niewielkie miasteczka, małe lotnisko, port i prawie żadnych samochodów. Po półtoragodzinnej przeprawie luksusowym jachtem zakotwiczyliśmy przy małej osadzie Two Harbours. Płynąc wzdłuż wybrzeża, widzieliśmy wieloryby i setki delfinów. Od czasu, gdy Catalina została rezerwatem, bez wykupienia specjalnego pozwolenia nie wolno poruszać się rowerem po drogach pożarowych wewnątrz wyspy. Jest tam też kilka sporych wzniesień i, niestety, zakaz poruszania się po nich na e-bike’ach. Z tyłu wyspy minęliśmy kilka przepięknych zatok z przejrzystą błękitną wodą.

 

Los Angeles

 

AVALON

 

Przejechaliśmy obok kilku farm i spotkaliśmy paru innych bikerów, którzy nie wydawali się zbyt szczęśliwi, będąc wyprzedzanymi przez e-bike’i. Natychmiast jednak zmienili zdanie, gdy dałem im się karnąć na moim. Zanim podjęliśmy wyzwanie wspinaczki pod nasz ostatni podjazd do zabytkowego miasteczka Avalon na drugim końcu wyspy, postanowiliśmy zrobić dodatkową trasę ponad miastem, prowadzącą Divide Road. Catalina była swego czasu własnością rodziny Wrigley (tych od gumy do żucia), których datki w głównej mierze przyczyniły się do uczynienia wyspy rezerwatem przyrody. Zależało im, by ten przepiękny kawałek lądu zachować dla przyszłych pokoleń. Avalon jest miejscem często odwiedzanym przez turystów, jako że obfituje w hotele, restauracje i ma stare zabytkowe kasyno pamiętające wczesne lata dwudziestego wieku. Czasem wydaje ci się tu, że przeniosłeś się do innego świata, mimo że to tylko 25 kilometrów od wybrzeża jednego z największych miast na świecie.

 

Los Angeles

 

Przy dobrej pogodzie widzę czasem Catalinę z okna mojej sypialni. Myślę wtedy, że wybraliśmy idealny sposób i skompletowaliśmy idealną drużynę, by odkryć niezwykłą metropolię, eksplorując jednocześnie tereny i ścieżki z dala od utartych szlaków.

„That’s All Folks!”

 

Przeczytaj również:

 

Bez prądu daleko nie pojedziesz, czyli elektroniczne hity 2019

Bike pod prądem – siłacze

Warsztat polowy – problemy z kołami

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Translate »