Alpen Tour Trophy #2

Zawodnicy z pełnym wsparciem mają następująca listę spraw do „ogarnięcia”:

– zrobić drzemkę

– oddać nogi do masowania

– zjeść kolację (nie obejmuje to jej przygotowania)

– pójść na dekorację

– spać.

 

Alpen Tour Trophy #2

 

Ci z nieco mniejszym zapleczem zazwyczaj na drzemkę nie mają czasu bo trzeba przygotować rower, zrobić sobie jedzenie, wymyć akcesoria, przygotować się do kolejnego etapu i pójść spać. U mnie jeszcze wczoraj wpadły dwie telekonferencje z klientami, napisanie relacji i 2 wywiady z zawodnikami J. Mimo wszystko dzisiaj czułam się zdecydowanie lepiej. Nogi kręciły się swobodniej i może to dziwnie zabrzmi w obliczu poprzedniego etapu ale byłam bardziej wypoczęta. Wyłącznik prądu zgasł mi wczoraj około 22.00 i przespałam jak dziecko całą noc.

 

Na wieczornej odprawie dostaliśmy szczegóły dzisiejszej trasy po modyfikacjach omijających zasypane śniegiem odcinki. Do przejechania było około 55km i 2300m w górę. Realnie 2 duże góry po około 1000 metrów przewyższenia i mała górka przed metą. Mała czyli takie 300 metrów. W Alpach skala mała czy duża góra nabiera nieco innego znaczenia.

 

Wczoraj wieczorem padał deszcz, a raczej była konkretna ulewa. Dzięki temu nieco się chłodziło i też przyczepność trasy się poprawiła.

 

Alpen Tour Trophy #2

 

Po starcie honorowym i ostrym widać było, że peleton złagodniał. Wczorajszy łomot ostudził niektórym głowę i pewnie zmiękczył nogi więc jechało się zdecydowanie spokojniej. W menu mieliśmy – Reiteralm i Hochwurzen. Pierwsza góra głównie do zrobienia szutrem i asfaltem, potem stokiem narciarskim. To ostatnie dało najbardziej popalić. Tniemy stok narciarski w poprzek kilka razy, żeby jakoś zniwelować nachylenie. Przekleństwem będzie patrzenie do góry bo widać ile jeszcze poziomów trzeba będzie przekręcić.

 

Druga góra już bardziej urozmaicona ale podjeżdżamy ją w najcieplejszym momencie dnia. Patelnia – a my na niej jak skwarki. Otwarta przestrzeń, żar z nieba,  ależ mi było gorąco. Peleton ucichł, nie było słychać rozmów, każdy próbował przepchać te chol… korby. Tak, miałam ochotę rzucić czasami przekleństwami. Poklęłam sobie w myślach. Na zjazdach mi przeszło, tam standardowo miałam sporo frajdy.

 

Zjazdy dzisiaj w ogóle szły mi lepiej z jednej niby banalnej przyczyny, o której wczoraj zapomniałam. Zresztą po rozmowach w peletonie nie tylko ja. Przypadek jaki nie występuję w Polsce a w Alpach może mieć kolosalne znaczenie.  Otóż robiąc 1000 – 1500 metrów przewyższenia na górze panuje całkiem inne ciśnienie niż na dole. Powoduje to wzrost ciśnienia w oponie i zmianę charakterystyki pracy amortyzatorów. Jeśli dopasowujemy ciśnienia do warunków panujących na dole, zjazd z góry może przypominać jazdę na kompletnym sztywniaku. Po dzisiejszych modyfikacjach było już bardzo dobrze. Nawet udało mi się zrobić QOM na ostatnim zjeździe!

 

A jak układała się rywalizacja?

Realnie mimo, że czołówka się ściga ze sobą to jednak każdy pilnuje swoich możliwości, by nie przeszarżować. W generalce kobiet dzisiaj sporo roszad. Niezmienne zostaje pierwsze miejsce ale dalej widać, że cześć dziewczyn słabnie, a inne utrzymują lub nawet przyspieszają. Ja dzisiaj dojeżdżam oczko wyżej, straty są mniejsze. Jestem zadowolona, plan zrealizowany.

 

Elita Mężczyzn

  1. Hector Leonardo Paez Leon Giant POLIMEDICAL – 2:32:21
  2. Jochen Käß TEAM CENTURION VAUDE – 2:32:54
  3. Daniele Mensi Soudal Leecougan Mtb Racing Team –  2:33:37

 

Elita Kobiet

  1. Githa Michiels PRIMAFLOR-MONDRAKER-ROTOR RACING T – 3:04:11
  2. Angelika Tazreiter KTM MTB Factory Team – 3:07:59
  3. Maria Cristina Nisi New bike 2008 – 3:09:29

 

Alpen Tour Trophy #2

Informacje o autorze

Autor tekstu: Anna Sadowska

Zdjęcia: archiwum autorki

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »