Beskidy MTB Trophy
Termin: 20 do 23 czerwca
Długość: 280 km
Przewyższenia: 10600 m
Nieustająco od ponad 10 lat ta etapówka przyciąga prawdziwych smakoszy jazdy MTB w górach. Tak mógłby zabrzmieć początek, ale uwierzycie, że będzie to już edycja 13 kultowej imprezy? Start każdego etapu z Istebnej w otoczeniu wymagających Beskidów, ponadto dostępność szlaków o różnej skali trudności powoduje, że Trophy stało się przepisem na udany przedłużony weekend. Obecnie możemy dopasować formułę startu do naszych możliwości, wybierając pomiędzy dystansem Classic (długi) a Mega (krótszym), a także decydując się na jazdę solo lub w teamie. Na jedno z pewnością nie będziecie mieć wpływu – pogoda w Beskidach potrafi rozdawać karty. Upał, ulewy, grad, wiatr czy zimno potrafi złamać najwytrwalszych. Ale czy nie tego właśnie tam szukamy?
Tak opisuje ją sam organizator na stronie imprezy: „Beskidy MTB Trophy. Dość powszechna jest opinia, że przewyższa ona wszystkie inne polskie wyścigi pod względem trudności. Co więcej, nie musi się też wstydzić swoich „starszych braci” – znanych i cenionych na świecie europejskich etapówek. Komuś może przeszkadzać brak ciągnących się w nieskończoność alpejskich podjazdów. Jednak Beskidy mają na ten niedostatek solidną odpowiedź – nieprzewidywalność, dzikość, ukryte w głuszy, bardzo wymagające trasy, czekające na wszechstronnych zawodników, którzy nie wymiękają nawet w najmniej sprzyjających warunkach pogodowych, z których znane są te góry. Wystarczy wymienić nazwy takie jak Stożek czy Wielka Racza – znaki rozpoznawcze wyścigu, które wywołują ciarki na plecach u tych, którzy mieli okazję się z nimi zmierzyć. Dla niektórych pokonanie ich to kwestia honoru, dla innych niewyrównane rachunki z poprzednich edycji. Niewątpliwie zwycięstwo w tym wyścigu to w dużej mierze kwestia silnej woli i tego, jak radzimy sobie z kryzysami w trakcie jego trwania. Zawodnicy, których charakteryzuje silna psychika są „namaszczeni” do tego, by sprostać niełatwym sytuacjom, które Beskidy serwują w dużej dawce.”
Anna Sadowska, nasza ekspertka od maratonów, zawodniczka i trenerka (Bike Atelier Team), tak opisała Trophy: „Trophy dostarczyło mi każdych możliwych emocji. Startowałam kilka raz, zarówno z nastawieniem byle dojechać, jak i stricte sportowym „wygrać”. Zdarzały mi się też starty typu „a przejdę sobie 1-2 etapy i się wycofam”, jak i takie gdy zakładałam luźne spodnie i zabierałam 17 kg fulla enduro myśląc sobie „to będzie zabawa”. Trasy z ostatnich kilku lat pokonuję często na treningach. W mojej ocenie jest to najtrudniejszy wyścig etapowy w Polsce, oczywiście w wersji długiej i solo. Dlaczego? Składa się na to kilka elementów. Jazda po Beskidach jest wymagająca. Kamienie, korzenie, dzikie ścieżki, podjazdy +20% są tu codziennością, a zdarzają się i ściany płaczu z nachyleniem rzędu 35%. Na zjazdach bez dobrej techniki można stracić całą wypracowaną przewagę z podjazdu, a bez bardzo dobrej techniki jazdy po kamieniach złapanie gumy nie będzie trudne. Wasz rower będzie Wam wdzięczy jak już skończycie, choć w zależności od ilości błota i pogody może domagać się codziennego serwisu, Wasze mięśnie, wytrzepane plecy i ręce na długich zjazdach będą boleć na pewno. Nie wiadomo tylko jak bardzo. Warto się przygotować kondycyjnie do tego wyścigu. Tak samo jako warto choć raz go przejechać. Nie pożałujecie, a jest spora szansa, że będziecie chcieli wrócić.”
Warto wziąć do serca rady mistrzyni, jeśli planujecie start!
Beskidy MTB Trophy 2019
Etapy tylko cztery, albo aż cztery, a same już nazwy, to czysta poezja. Zaczyna się od Skrzycznego – poszczególne odcinki nazwano tak właśnie jak dominujący nad etapem szczyt – góry, której sama nazwa wywołuje dreszcze, a szczyt, widoczny z daleka, wzbudza respekt. Etap drugi Javorovy, czyli wypad na czeską stronę, czyli tym razem odwiedziny miejscówki popularnej wśród endurowców. Zdecydowanie na rowerach z mniejszym skokiem łatwiej nie będzie, a i po drodze do pokonania jest kilka innych szczytów! Trzeci to już wypad w przeciwną stronę, czyli na Rysiankę, szczyt, którego wysokość przekracza 1300 metrów. I wreszcie finalny czwarty, czyli Czantoria. Jeśli boją się jej zjazdowcy, to nic dziwnego, że i maratończycy będą mieli co robić!
Zainteresowani? Więcej informacji: mtbtrophy.com