Tym pretekstem był V Zlot EMTB „Dla Cegły i Janka”
Zorganizowany przez ekipę zgromadzoną wokól forum EMTB.pl, a poświęcony pamięci tragicznie zmarłym kolegom, także zapalonym fanom enduro. Ba, kto ich pamięta, ten może potwierdzić, że jeździli enduro wtedy, gdy jeszcze nie miało tej nazwy. I choć dziś niewielu już członków zlotu miało przyjemność ich znać osobiście, to trudno sobie wyobrazić lepszą sposób wspomnienia o nich niż wspólna jazda po górach. Tym razem udało mi się wstrzelić w termin, a perspektywa zdobycia Śnieżnika u progu zimy brzmiała tak kusząco, że decyzja mogła być tylko jedna. Całośc eskapady zaczęła się w Czrnej Górze, zdjęcie otwierające to żmudne kilometry w kierunku schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Ile było osób? Sądząc po ilości rowerów… dużo! A tu widzicie rumaki części peletonu.
Oczywiście pokonanie większej części podjazdu trzeba było uczcić…
Schronisko w środku to klasyka, czyli późna Cepelia plus wczesne rokoko oraz obowiązkowe pyszne jedzenie (herbata z prądem też jest)
Polecamy schabowego – zdecydowanie dostarcza energii na zdobycie szczytu
Tymczasem na zewnątrz momentami zaczęło się przejaśniać. W schronisku także zaczęło się robić coraz tłoczniej…
Nie pozostało nic innego, jak atak szczytowy! A jakże, z buta…
Techniką powiedzmy mieszaną, ale jazda możliwa przez większość trasy była jedynie sporadycznie
Docierający na szczyt czym prędzej szukali schronienia…
Za kopczykiem szczytowym. Wiało niemiłosiernie. I choć momentami prawie, prawie było widać niebo, to… nie było go widać zupełnie. Za to mieliśmy równe światło do robienia zdjęć
Na szczycie też trwały dyskusje, kto, co i dokąd ma zamiar robić dalej. Dość jednomyślnie zarządzono odwrót do schroniska, gdzie nastąpił kolejny podział na podgrupy zgodne z zainteresowaniami. Jedni wybrali zupę inni od razu jazdę.
Sekcja ambitna, tudzież niewyżyta, wybrała zjazd czerwonym szlakiem do Międzygórza. Oznaczał on tyle, że z powrotem trzeba było wdrapać się w kierunku czernej Góry dobre kilkaset metrów
A podjazd z polany Żmijowiec jest podjazdem tylko z nazwy i przez kilkaset metrów
Potem jest już tylko ból i cierpienie…. za to widoki były coraz ładniejsze!
I nawet jeśli górna stacja wyciągu na Czarnej Górze nie wyglądała jak „nówka sztuka funkiel nieśmigana”…
To i tak warto było się warto zatrzymać i pogapić. I pomyśleć że my cały czas jeździliśmy w chmurach….
Jeszcze tylko rzut oka na widoczek i obowiązkowe selfie i…. mógł się zacząć zjazd. A że koniec ieńczy dzieło – na dół zjechaliśmy kombinacją tras DH i FR. Były w całości przejezdne (choć niekoniecznie suche i łatwe).
Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę – a w szczególności MotherBiker, Robertowi, Masko Patolowi, Królikowi i Michałowi!