Recenzja kask full face Specialized Gambit

Gambit to może i debiutant w kategorii kasków enduro, ale Specialized zdecydowanie dobrze odrobił pracę domową. Premierowa konstrukcja od razu wskakuje do grona najlepszych za sprawą niskiej masy i bardzo dobrej wentylacji.

Co nie znaczy, że kask jest idealny, bo zawsze coś można poprawić. Faktem jest jednak, że po sezonie użytkowania mogę go bez wahania polecić innym. Skąd ta rekomendacja przeczytacie poniżej.

Detale i wyposażenie Specialized Gambit

Nieprzypadkowo Gambit tak bardzo przypomina stylistycznie Ambusha 2, którego test wrzucaliśmy niedawno. W obydwu kaskach zastosowano bowiem często te same rozwiązania, tym samym można je traktować jako parę zawsze pod ręką, w zależności od tego, czy ktoś akurat potrzebuje danego dnia nakrycia głowy z ochronną szczęką, czy też nie. Ta dodatkowa garda natychmiast rzuca się w oczy, ale już po wzięciu w dłoń nie będzie to wyraźnie wyższa masa, bo Gambit w rozmiarze M (średnim) waży zaledwie 627 gramów (dla porównania Ambus 2 360 gramów).

Skorupa z włókna węglowego wzmocniona poliwęglanem pozwala utrzymać niską wagę i zapewnia dobrą ochronę, w połączeniu z wypełnieniem z pianki o dwóch różnych gęstościach. Tu także, jak we wspomnianym kasku bez szczęki, technologia MIPS SL jest zintegrowana z wyściółką, aby zmniejszyć efekt uderzenia poprzez. Ta wersja MIPS to wariant specjalny, zastrzeżony dla Specializeda, wyróżniający się między innymi tym, że dodatkowej, cienkiej skorupy niemal nie widać. 

Co do dopasowanie – Gambit jest dostępny w trzech rozmiarach i posiada uprząż z dodatkową regulacją w pięciu pozycjach w pionie. Tu rozwiązanie także jest identyczne jak w modelu Ambusch 2. Nie zdziwi więc was też fakt, że tak samo do ściągania uprzęży służy pokrętło z tyłu, sprytnie ukryte w skorupie. W zestawie znajdują się trzy zestawy poduszek na policzki, z opcją mocowania w różnych pozycjach.

Kask jest również kompatybilny z czujnikiem zderzenia ANGi, co sprawia, że trochę mniej stresu spada z głowy, gdy się jeździ solo. Bo jakby co (odpukać) bliscy dostaną powiadomienie o ewentualnym upadku, czujnik jest bowiem spięty z odpowiednią appką w telefonie. 

Użytkowanie full face Specialized Gambit

Z kaskami full face mam pewien problem. Z jednej strony lubię poczucie bezpieczeństwa, jakie dają za sprawą szczęki (dentyści ich nie lubią), a z drugiej nie przepadam za izolacją, która temu towarzyszy. Wrażenie dziwnego odseparowania od tego co się dzieje, także dźwiękowe, sprawia, że chętniej korzystam z kasków, które szczęki nie mają. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że wiele z nich w gorące dni, pomimo otworów wentylacyjnych sprawia, że mam wrażenie że się uduszę. Bo jak to na enduro bywa – czasami trzeba też podjechać, zanim się zjedzie.

I tu wkracza Gambit, który rozwiązuje większość problemów. Mnogość regulacji sprawia, że można go do głowy dopasować tak, że praktycznie się o nim zapomina. To tym bardziej dziwne, że mówimy przecież o kasku ze szczęką! Z mojego punktu widzenia najistotniejszy jest jednak fakt, że sama szczęka, pomimo użycia bocznych gąbek, pozostaje wystarczająco daleko od ust, by nie tamować przepływu powietrza. W dodatku centralny otwór na środku jest gigantyczny. I jeszcze drobiazg – na szczęce od środka nie ma dodatkowego wyściełania, jest niemal ażurowa. 

Kask świetnie leży też na głowie, nie przesuwając się w żadną ze stron, pomimo sił które działają np. na dropach. Przy moim kształcie głowy trzyma się tak skutecznie, że pokrętło regulacyjne wydaje się zbyteczne, już sama uprząż sprawia, że jest jak przyklejony. To dopasowanie ma swój mały minus – musiałem się nauczyć jak kask wkładać! Celowy ruch odciągający uprząż z tyłu był konieczny, żeby w ogóle było to możliwe. Do opanowania po kilku próbach.

Do kasku pasują zarówno gogle, jak i okulary – miejsca jest na tyle dużo, by także zauszniki tych drugich nie przeszkadzały w jeździe. Co nie zmienia faktu, że w goglach jest wygodniej. Warunki oświetleniowe – jak w przypadku zdjęć w tekście – sprawiły jednak, że wariant z okularami był lepszy, fotochromatyczne soczewki w ostrym jesiennym słońcu sprawdzały się lepiej. I tu ciekawostka – pomimo fragmentów pod górę i tego, że okulary były bardzo duże, to jednak nie parowały. To dodatkowe potwierdzenie tego, jak Gambit jest dobrze wentylowany.

A propos gogli – pod daszkiem można je schować, jest na nie odpowiednie miejsce!

I tu docieramy do tematu daszku. Ten nie ma regulacji, co niektórzy mogą uznać za wadę. Mi nie udało się dostrzec wad tego rozwiązania, ale zakładam, że mogą być tacy, którzy woleliby tę regulację mieć. Daszek jest wypinany, także po to by odpaść w razie uderzenia – taka uwaga na marginesie. W czasie jazdy zaś pełni swoją rolę – osłania przed słońcem, gdy to potrzebne, nie zasłaniając widoku. Na pewno jednak wraz z pozostałymi detalami sprawia, że Gambit moim zdaniem po prostu dobrze wygląda.

Podsumowanie

To generalnie rzecz biorąc najlżejszy kask full face jakiego do tej pory używałem i najlepiej wentylowany. Waży niespełna 300 gramów więcej niż rozbudowany kask enduro bez szczęki, dlatego chętnie biorę go wtedy, gdy wiem, że będę jeździł trudne trasy. Niska masa ma niestety swoją cenę – sugerowana wynosi 1400 złotych. Realistycznie rzecz biorąc, można go jednak kupić w sieci za mniej. 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Justyna Jarczok, Veronika Benson

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »