Spieszmy się kochać bób, tak szybko odchodzi. Sezon na te zielone strączki chyli się ku końcowi i umówmy się, nie smakuje on już tak, jak na początku. Nie powala na kolana soczyście zielonym kolorem i jędrnością. Jest bardziej ziemisty po ugotowaniu i mączny. Ale to dobrze. Dobrze dla klusek. Kopytek dokładnie, bo takie wam zaproponuję na pożegnanie!

Na dwie solidne porcje potrzebujecie:
– plus minus 300 g bobu (ugotowanego i obranego)
– około 100 g mąki pszennej albo orkiszowej jasnej (może okazać się, że trzeba więcej, zależy od bobu, mąki i wielkości jaja)
– 1 jajko
Bób naprawdę ma być dobrze ugotowany. Mięciutki, kremowy, nie stawiający oporu na ząbkach. I opcje macie dwie. Albo rozgniatacie go praską do ziemniaków, dodajecie jajo, a potem stopniowo mąkę albo blendujecie go w malakserze i dodajecie całą resztę składników. Finalnie macie mieć uformowane wałeczki z ciasta, które kroicie na kawałki.
Kopytka wrzucacie partiami na wrzącą i dobrze osoloną wodę i gotujecie około pół minuty od wypłynięcia na powierzchnię.
Idąc w moje ślady, podajecie z palonym masłem, pietruszką, pecorino, piniolami i ugotowanym bobem (tu już wersja „jędrny’). I dużo świeżo mielonego pieprzu.

