Basso Diamante SV jak diament – Test

Diamente SV to od lat najwyższy model Basso w klasie rowerów do ścigania. Od strony wizualnej jest zawsze na czasie – z każdą nową generacją profile rur są coraz bardziej aerodynamiczne i kanciaste. Czy wystarczy to, by także od strony technicznej namieszać na czele stawki?

Znów musimy rozmawiać o pieniądzach. Tylko po to jednak, by odhaczyć temat i zdjąć go z afisza – tak, nowy Diamante SV Basso w prezentowanej konfiguracji kosztuje w okolicach 52000 złotych, a z paroma dobranymi delikatesami typu koła Campagnolo z konfiguratora nawet więcej.

Tak to wygląda obecnie, gdy wyposaży się topową ramę renomowanej marki w szlachetne komponenty. To naprawdę sporo pieniędzy. Płaci się za produkt dopracowany technicznie, którego potencjału większość ewentualnych kupujących nie będzie w stanie wykorzystać. Tak jest też jednak z wieloma smartfonami czy większością samochodów. W tak sposób działają ludzie, nazywa się to luksusem – a tu Diamant był zawsze.

Pierwsza oznaka luksusu w siodle Diamante SV to cisza.  Perfekcyjnie wyregulowane Campagnolo Super Record EPS i czysto ustawione hamulce tarczowe pracują bezgłośnie, cichy bębenek karbonowych kół Fulcruma zagłuszany jest już przez szum powietrza w uszach. W tym rowerze nie dzwonią nawet pancerze w obszernych karbonowych rurach.

Tylko opony Pirelli słychać lekko przy jeździe na wprost, albo wtedy, gdy podczas jazdy na stojąco wjedzie się na malowane pośrodku pasy. Opony mierzące 28 mm pewnie trzymają się drogi, i dobrze, bo akurat ultralekkie koła niespecjalnie stabilizują jazdę. Wszystko sprawia wrażenie bardzo kontrolowanego i przekłada się na to, że chce się pochylić plecy i mocno nacisnąć na pedały, bo rower wygląda też na szybki, jazda z nogi na nogę byłaby bolesna.

Pozycja jest sportowa, ale już nie tak ekstremalna, jak możliwa była w poprzedniku. Dwuczęściowy kokpit ułatwia ergonomiczne dopasowanie, niedostępne niektórym zestawom jednoczęściowym wysokiej klasy.

Gdy przyjrzymy się bliżej, to upojenie jazdą przestaje dziwić. Waga naszego egzemplarza w rozmiarze 51 cm pokazywała 7,1 kg – nawet jeśli to nie jest wybitna wartość, gdy porównamy z najlepszymi obecnie rowerami, które także na tarczówkach osiągają określony przez UCI limit wynoszący 6,8 kg i potrafią zaoszczędzić na samej ramie 200 do 300 gramów.

Nadal jednak w porównaniu z lekkimi kołami rower dosłownie frunie pod górę. W porównaniu do poprzednika modelu z własnej stajni rama wykonana we Włoszech waży podobnie, bo 1150 gramów w rozmiarze 56. Za to sztywność i stabilność prowadzenia są na najwyższym poziomie, to może być dla sprinterów albo ważących więcej użytkowników poważny argument. Inni ścigający się zapewne cenić będą bardziej wagę i aerodynamikę.

To właśnie w przypadku oporów powietrza okazuje się, że pomiary i postrzeganie mogą się różnić. SV w opisie modelu oznacza Super Veloce, czyli super szybki. Rower wygląda na szybki, choć w tunelu aerodynamicznym osiąga wynik przeciętny. Według niemieckiego magazynu TOUR pilot testowy potrzebowałby 220 watów, by rozpędzić rower do 45 km/h.  To zdecydowanie lepszy wynik niż w przypadku większości rowerów z klasycznymi rurami, ale jednocześnie niemal 20 watów więcej niż w przypadku obecnie najlepszego Canyona Aeroada, który został przywołany w tym samym teście. Tym samym Basso znajduje się mniej więcej w środku stawki rowerów teamowych z sezonu 2020. Do typowych specjalistów od aerodynamiki brakuje mniej więcej 10 watów.

Trzeźwo patrząc trudno byłoby uznać ten wynik za wybitny, ale nie wszystko da się przeliczyć na liczby i waty. Bo przecież jednocześnie trzeźwo patrząc diament to także specjalna struktura krystaliczna czystego węgla.

Info: bassobikes.pl

Zobacz także

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Mirror Media X Rupert Fowler x Road Bike Connection Spring 2022

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »