Miejscówki: Singletrails Lechnica z Pieninami w tle

 

Singletrails Lechnica

 

W konkurencji ścieżki z najpiękniejszymi widokami nie będzie łatwo znaleźć takie, które mogą się równać z Singletrails Lechnica – tak bowiem brzmi oficjalna nazwa centrum. Lechnica może się wam kojarzyć z Pieninami i słusznie, to tu bowiem się kończy (albo zaczyna) słynna ścieżka rowerowa ze Szczawnicy wzdłuż Dunajca, po polskiej stronie są to Sromowce Niżne. Ze ścieżek roztaczają się wspaniałe widoki na najczęściej odwiedzany szczyt Pienin – Trzy Korony.

 

Dwie z trzech udostępnionych tras  Griftof (9 km) i Špica (5 km)  “można polecić rodzinom z dziećmi, zaś trzecia trasa Gvizd (1,3 km) jest przeznaczona dla bardziej doświadczonych fanów MTB”. Tak brzmi oficjalny opis, ale to muszą być dzieci, które już potrafią jeździć, a przede wszystkim podjeżdżać! Nazwy tras nawiązują do szczytów, którymi prowadzą. I choć Griftof i Špica były pomyślane przede wszystkim jako trasy widokowe i rodzinne, choć bardziej zaprawieni w jeździe na dwóch kółkach również docenią niektóre odcinki. Z obydwu tras można podziwiać panoramy Trzech Koron, Haligowskie Skały i Tatry Bielskie. Trasa Griftof ma specyficzny podjazd, którzy niektórzy uważają za najlepszy nie tyle na Słowacji, co nawet w całym regionie. Czytaj – jest długo pod górę, można się zmęczyć. Za to Griftof w dół to piękne, długie flow!

 

Oficjalna strona tylko na FB – facebook.com/singletrailslechnica/ – ale trudno się zgubić na trzech ścieżkach – mapka poniżej:

 

 

 

Centrum ścieżek 

 

Uwaga – oficjalne centrum ścieżek i parking znajdują się na końcu drogi, tuż obok szlabanu, co niekoniecznie jest oznaczone niżej. W moim przypadku, choć miałem w Google Maps wklepany odpowiednio nazwany punkt, oznaczało to lekkie błądzenie. Lechnica wygląda jak wiele innych słowackich, polskich czy czeskich miasteczek na pograniczu. Od strony Dunajca gwar i turyści – był sierpień, środek wakacji, więc było naprawdę tłoczno – a im dalej od drogi tym senniej. Jadąc samochodem patrzyłem więc, jak stopniowo znika asfalt, przechodząc w gruntową drogę. Na jej końcu, w odległości może 200 metrów, widniał znak zakazu wjazdu i wspomniany szlaban. Zawróciłem, samochód postawiłem niżej, na oznakowanym parkingu (wiele się nasłuchałem na temat braku poczucia humoru słowackich policjantów i wysokości mandatów w Euro, wolałem nie sprawdzać opcji). Dopiero ponownie podjeżdżając już rowerem zorientowałem się, że na końcu, po lewej, jest małe centrum ścieżek i parking. Na ścieżkach tłoku zdecydowanie nie było pomimo środka sezonu – stały trzy samochody. W sumie też podczas objazdu spotkałem tylko jedną rodzinę z dziećmi. I owce, barany i krowy. Aż mi się milej zrobiło na wspomnienie PGRów „za dzieciaka” 😉

 

Z tego co się zorientowałem, na miejscu istnieje opcja kupienia dobrowolnych opasek na wsparcie lokalizacji, podobnie jak na Rychlebach. Wszystko było jednak nieczynne w sierpniu 2020, więc nie byłem w stanie z tego skorzystać.

 

 

Kolejność zwiedzania

 

Dlaczego warto jechać na miejsce? Dobre pytanie – bo suma ścieżek jest niewielka. Stąd i sugestia połączenia na wypadzie i odwiedzin Cyklostopów w Lubowli, są godzinę drogi dalej tylko – będzie o nich oddzielny wpis. Długość tras na miejscu jest tak naprawdę mniejsza niż sugeruje ogólny opis, bo Griftof i Spica opisywane są jako pętle i faktycznie są takie, ale mają wspólny, długi podjazd. Gvizd to zresztą ten sam podjazd – w wersji najdłuższej z możliwych, a sam zjazd jest wówczas najkrótszy. Dlatego też, pomimo że Gvizd jest najciekawszy, proponuję inną kolejność „zwiedzania”. 

Wygląda ona tak:

1 Špica (5 km) 

2 Griftof (9 km)

3 Gvizd (1,2 km)

 

Why? Bo na koniec zjedziecie jeszcze raz. Griftofa, który jest najdłuższy i najlepszy! Špica ogólnie przypomina rundę XC, poza samym podjazdem do początku trasy nie dajcie się oszukać, gdy zobaczycie znak oznaczający początek – podjazd wcale się nie kończy. W lesie, wzdłuż zbocza, czeka kolejne kilkaset metrów, zanim zaczną się szybsze serpentyny w dół. Potem jednak przestrzenie się otwierają i następuje widok, tak znany ze wszystkich wpisów reklamujących te single – na Pieniny! Widać też ścieżkę malowniczo tnącą zieleń…. Nie widać za to kup krów, które tu się pasą 🙂

 

 

Po tym, jak trasa jest utrzymana, a właściwie zadeptana momentami przez krowy, widać, że nie jest wybitnie uczęszczana. Wszyscy będą zazdrościć wam widoczków!

 

 

Potem zaś ten sam podjazd, tym razem od samego dołu ze wsi, pod górę, by zdobyć Griftofa

 

 

Sielanka w pełni, jak okiem sięgnąć! Oraz trzoda hodowlana…

 

Na Griftofta…. trzeba się wdrapać, a samo podjazd przypomina ścianę płaczu dla wielu na Rychlebach, czyli ścieżkę Dr Wiessnera. Jest kręto, długo i w lesie. Griftoft jednak w końcu to wynagradza, to zjazd jest naprawdę długi i urozmaicony. Różne typy lasu i zmiany nachylenia powodują, że trudno się nudzić, w części dolnej są też widoki. Ba, można się poczuć momentami jak w Finale, przecinając gęste fragmenty młodniaka. To zdecydowanie powód, dla którego warto tu przyjechać.  Gvizd to kropka nad i, jest zupełnie inny od dwóch pozostałych tras – zobaczcie zresztą sami na tym filmiku z przejazdu. To w przeciwieństwie do dwóch pozostałych trasa naturalna, wąska, z dużą ilością korzeni, sekcjami po trawersach i stromych. Bardzo dobra, ale też dużo trudniejsza niż pozostałe!

 

Po finalnym podjeździe z powrotem znanym już zjazdem i zjeździe Griftoftem nie pozostaje nic innego, jak zjazd aż do Dunajca i odświeżająca kąpiel 😉

 

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »