Arizona Dream – pierwsza jazda LIV Pique i Hail

 

To drugi dzień testów dwóch off-roadowych rowerów, które Liv, siostra tajwańskiego Gianta, wypuszcza właśnie na rynek. Jest 10 listopada, żar leje się z nieba, a ja właśnie przeszlifowałam sobie kolano na skałach i pozuję do zdjęcia pod tytułem „Badass of the Day”. Nasze karbonowo-aluminiowe konie kłusują już kolejną godzinę po pradawnych czerwonych skałach, wśród westernowej scenografii, w samym w sercu Arizony. Pełne emocji przejażdżki trudno nazwać prawdziwym testowaniem. Na takim jet lagu nawet test materaca obarczony byłby poważnym brakiem obiektywizmu. A jednak tuż obok mnie 19 dziewczyn, reprezentujących rowerowe media z całego świata, usiłuje odpowiedzieć sobie na pytanie: który lepszy? 

 

 

Pique – wyścigowy koń pociągowy

 

Pique jest fullem przeznaczonym do cross country i w swojej najwyższej wersji Advanced 0, w rozmiarze S, bez pedałów, waży 10,65 kg. Jest produkowany w wersjach: karbonowej (4 modele) oraz aluminiowej (2 modele), różniących się między sobą osprzętem. Najwyższy model napędzany jest SRAM-em Eagle 1×12, co może budzić zazdrość na sztywnych długich podjazdach. Niższe modele otrzymują napęd 1×11 (lub nawet 2×10 w najniższej wersji) dostarczany przez SRAM lub Shimano. 

 

Młody, pojawiający się właśnie na rynku Pique, o skoku 120 mm i kołach 27,5 cala, zastępuje Lusta, najlepiej sprzedającego się górala Liv (i Gianta jednocześnie), można więc przypuszczać, że marka jest swojego nowego modelu nad wyraz pewna. Prace nad Pique trwały dwa lata i wypłynęły z rosnącego zapotrzebowania na wyścigowy rower sprawdzający się w agresywnym terenie, jaki coraz częściej jest polem bitwy w czasie zawodów XC. Oczywiście Giant taki rower posiada, ale ludzie z Liv wierzą, że męskie rowery są dla facetów. Kobiety potrzebują maszyny, która w wysublimowany sposób wyeliminuje wpływ słabszych stron kobiecej budowy na jazdę (na przykład relatywnie słabszych górnych partii ciała) oraz pozwoli im wykorzystać inne cechy (niżej położony środek ciężkości). By to osiągnąć, Liv przeprowadza pomiary. Zaprasza 150 losowo wybranych kobiet i na podstawie zdjętych miar opracowuje wzorzec kobiecej sylwetki. Pique (Hail również) powstaje na białej kartce papieru, na podstawie tego, co pomierzono, przy udziale inżynierów, sportsmenek i na samym końcu  testerek oblatywaczek. Charakterystyczne cechy roweru to czterozawiasowe zawieszenie Maestro z wirtualnym punktem obrotu i wzmocnionym elementem wahacza ze specjalnie układanych włókien węglowych, nisko umieszczony tłumik przy jednocześnie podniesionym środku suportu, kąt główki ramy wynoszący 70 stopni (czyli dość „pionowy”), teleskopowa sztyca i koła o zwiększonej szerokości piasty dla lepszej kontroli trakcji. Wszystko to czyni Pique niepodobnym do niczego, co Giant oferuje panom, będąc jednocześnie bardzo „wbrew” szalejącym trendom w konstrukcji współczesnych górali. 

 

 

Nisko poprowadzona rura górna to świadomy zabieg powiększający przekrok. 

 

 

Nowa, karbonowa krzywka jest o 50% lżejsza i 50% sztywniejsza.

 

 

W najwyższej wersji Advanced z przodu wylądował RS1.

 

 

Zadbano o detale, m.in. uporządkowane prowadzenie pancerzy.

 

 

Kolejna generacja zawieszenia Maestro ma być jeszcze bardziej efektywna.

 

 

Hail – koń szeryfa

 

Na Hailu można gonić bandytów. Oczywiście nie po autostradzie! Tam są ograniczenia! Terenowi bandyci nie mają jednak z szeryfem szans. 160 mm skoku i płaski kąt główki ramy wynoszący 66 stopni czyni z niego maszynę do połykania przeszkód. Prace nad modelem trwały równolegle z pracami nad Pique i mocno angażowały ambasadorki Liv: Lindsey Voreis oraz Leigh Donovan, trzykrotną medalistkę mistrzostw świata w zjeździe. Leigh jest naszą drugą instruktorką i o rowerze mówi w samych superlatywach: „Jeżdżąc co roku do Whistler, pakowałam ze sobą kilka rowerów. Coś do zjeżdżania, bo wciąż to lubię, ale i coś do zabawy i na wycieczki, by spędzić trochę czasu z rodziną. Teraz biorę jeden rower, Haila!”. Jako że u kobiet proporcje masy ciała do masy roweru są znacznie mniej korzystne niż u mężczyzn, filozofia, która stoi za rowerem enduro, jest podobna do tej, która wpłynęła na konstrukcję roweru do XC – ma być łatwiej dla kogoś, kto ma relatywnie słabszą rękę. Oznacza to nie tylko łatwiejsze sterowanie, ale również ograniczenie walki z rowerem w trudnym terenie, gdzie przejechanie przez przeszkody wymaga podrywania roweru, stąd podwyższony środek suportu przy jednoczesnym zachowaniu dość niskiego środka ciężkości jeźdźca na rowerze. Ten zabieg ma ogromne znaczenie dla zachowania możliwości płynnego pedałowania w trudnym terenie. Priorytetem było również zapewnienie efektywnego przeniesienia siły pedałowania w przemieszczenie roweru. Zaletą zawieszenia Maestro jest lepsza przyczepność podczas jazdy (rower jedzie jak przyklejony, na zmiany terenu odpowiadając ugięciem zawieszenia), jak i podczas hamowania. Rower otrzymuje również szersze piasty i 27,5-calowe koła, teleskopową sztycę oraz przedni widelec z możliwością redukcji skoku do 150 mm na wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy podjeżdżanie.

 

 

Hail został wykuty niczym z jednego kawałka karbonu, ale zachowano lekką sylwetkę.

 

 

Identycznie jak w Pique tu także zawieszenie to system Maestro

 

 

Kompozytowa główka sterowa przechodzi w trójkąt główny ramy. 

 

 

Metryczny tłumik Rock Shoxa i jego mocowanie bezpośrednie do krzywki (Trunnion).

 

 

Rock Shox Lyric oferuje regulowany skok w zakresie 130-160 mm.

 

 

Pancerze zgrabnie ukryto w środku ramy. 

 

 

W zestawie znajdziemy sztycę regulowaną, jak przystało na enduro. 

 

 

Koński targ, czyli co wybrać?

 

Pierwsze jazdy po skalisto-pylastym terenie wokół Sedony robię na Pique. Mam pod sobą najwyższy karbonowy model na Eagle’u i Rock Shoxa RS1. Ustawiony pode mnie przez mechaników Liv przedni amortyzator wydaje się twardy, choć podejrzewam też mój brak przyzwyczajenia do widelca tego typu. W Pique RS1 montowany jest tylko w najwyższym modelu i mimo że jest to ulubiony widelec XC ostatnich lat, ja wciąż nie potrafię dostrzec jego zalet w relacji do Foxa, który zapewnia zupełnie inny komfort jazdy. Dodatkowo nie doceniwszy własnego wzrostu, zamawiam rower w rozmiarze S i troszkę przeszkadza mi jego długość (to znaczy „krótkość”). Siedzę dość pionowo i mam niewielką przestrzeń na balansowanie ciałem. Albo zwisam za siodłem, albo przechylam się przez kierownicę. Kontrola ciśnienia w oponach przeprowadzona na „własny palec” również nie wróży nic dobrego. Spuszczam powietrze, by poprawić przyczepność i komfort jazdy. Mimo wszystkich tych „rąbków u spódnicy” nie okazuję się na tym rowerze kiepską baletnicą. Pique przede wszystkim doskonale się wspina. Podjeżdżam elementy, na których zmuszona byłabym odpuścić na sztywniaku, bardziej to jednak zasługa przyczepnego tyłu, który nawet w bardzo wyboistym terenie wciąż napędza rower, niż „pionowego” lekkiego przodu. Czuję, że większa o rozmiar rama zmieniłaby drastycznie moją pewność w prowadzeniu roweru. Teraz muszę bardzo dbać o balans, na długim dystansie mogłoby to zupełnie pozbawić mnie sił. Zjazdy na Pique są przyjemne. 120 mm potrafi już sporo zamortyzować, choć w suchych warunkach, na krętych trailach w kamieniach i pyle nie umiem złapać płynności. Winą obarczam tu niewielką długość roweru, moją mocno wyprostowana pozycję, a przez to wysoko umieszczony środek ciężkości oraz doskwierający jet lag. Głównie jednak jet lag… Na Pique wsiadam powtórnie dwa dni później, na krótką poranną przejażdżkę w dzień powrotu do Polski. Odczuwam to, jakbym wsiadła na zupełnie inny rower. Jest ranek, jedziemy zupełnie niezobowiązująco, w wąskim gronie, bezpośrednio spod hotelu, bez spiny. Mam czysty, wypoczęty umysł i zjazdy idą mi śpiewająco. Na podjazdach potwierdza się to, co zauważyłam wcześniej, ten rower jest do nich stworzony!

 

 

Hail to the Hail! 

 

Hail nie ma jednak nic wspólnego z gradobiciem! To rower delikatny jak łóżko wodne. Waży też mniej więcej tyle samo. Dostaję w swe władanie Hail 1, czyli aluminiową wersję roweru na SRAM X1, z Rock Shoxem z przodu i tyłu (Rock Shox Lyric RC i Rock Shox Deluxe R). Hail jest jak niedźwiedź, ma grube, 2,35-calowe łapy i jest bardzo stabilny. Kiedy stoi, wydaje się ociężały, kiedy biegnie, nie przejmuje się niczym. Rower z początku wydaje się człapać, ale w ogólnym rozrachunku jest jak wąż. Gdyby wyposażyć go w tubelessy, mógłby wspinać się po drzewach. Zjazd po trasie z pierwszego dnia, gdzie wcześniej użerałam się z krótkim Pique w krętych zakrętach i gdzie miałam wrażenie, że z każdego z nich wylecę, na Hailu przyprawia mnie o euforię. Przednie koło znacznie wyprzedza kierownicę (66 stopni nachylenia), co daje rewelacyjne prowadzenie, a ja czuję się jak na amerykańskim chopperze. Strasznie podoba mi się, jak oboje w zespole łykamy małe dropy. Buldożer świetnie też wkleja się w bandy, wystarczy dobrze się rozpędzić i przestać myśleć. Żeby rower był uniwersalny, a w moim przypadku oznacza to możliwość kilkugodzinnej jazdy w górach, musiałby mniej ważyć i mieć na wyposażeniu Eagle’a (Eagle staje się powoli największą miłością mojego dorosłego rowerowego życia). Bez względu jednak na deficyty, które wymieniam, rower sprawia, że człowiek myśli nad kolejnym weekendem, urlopem czy świętem państwowym, by wybrać się w jakieś trudniejsze góry i zajeździć się. 

 

Na następny dzień, gdy akurat zachodzi konieczność przemieszczania się z bagażem po lotniskach, czuję zakwasy w ramionach. Teren, po którym jeździłyśmy, nie był łatwy i właściwie dopiero teraz, analizując nasze wyczyny, dochodzę do wniosku, że mój 29-calowy sztywniak wykończyłby mnie na wszystkich dropach i progach, jakie przyszło nam pokonywać. Postawiona w obliczu wyboru roweru na maraton w górach wybrałabym prywatnego sztywniaka na kołach 29 cali, lżejszego o kilogram od najlżejszego z gamy Pique. Nie wyobrażam sobie, żeby na 60 górskich kilometrach Pique osiągnął przewagę nad lżejszym i zwinniejszym hardtailem. Jeśli jednak stawiałabym na frajdę, zabrałabym ze sobą Haila, mimo że on w swojej aluminiowej wersji potrzebuje iście męskiej ręki. 

 

Więcej na temat wyjazdu i filozofii marki LIV znajdziecie w tekście na naszej stronie. http://magazynbike.pl/artykul-almodovar-zycie-i-mtb.htm

Informacje o autorze

Autor tekstu: Anna Tkocz

Zdjęcia: Sterling Lorence

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »