Nordkette najbardziej pionowy zjazd Alp

Gdzie?

 

Ile jest kultowych zjazdów, które dostępne są praktycznie z centrum miasta? Innsbruck, centrum sportów zimowych, ma właśnie coś takiego do zaoferowania. Wsiadamy do kolejki na stacji Hungenburg i po kilkunastu minutach jesteśmy prawie na szczycie. Najpierw jednak, o ile mamy dobrą widoczność, możemy podziwiać trasę, prowadzi bowiem w dużej części praktycznie pod trasą kolejki. Już sam fakt, że wiedzie właśnie tędy, sugeruje, jakiego jest typu. Stromo, bardziej stromo, Nordkette – tak mniej więcej mogłaby brzmieć skrócona charakterystyka. Niech liczby przemówią same za siebie – różnica przewyższeń wynosi prawie 1100 metrów, długość najtrudniejszego odcinka 4,2 km. Nachylenie trasy na początku wynosi 36 stopni (!), w części dolnej 22. Z okien kolejki widać, co nas czeka – ostre zakręty, kładki, dropy. 

Dokąd jechać?

Trasa startuje trochę poniżej stacji Seegrube, do punktu rozpoczęcia docieramy szutrową drogą. Nawiasem mówiąc, spotykając przy okazji tych, którzy wjechali tu na rowerach. I choć punkt rozpoczęcia wygląda niepozornie, samo ruszenie z miejsca jest trudne – to wąska, pełna kamieni rynna, która nijak nie chce przypominać ścieżki. W tym momencie człowiek zaczyna się zastanawiać, czy na pewno lubi zjazd. A na pewno myśli o tym, że wszystkie ochraniacze to nie jest taka głupia sprawa…

Dla kogo?

Dla tych, co potrafią jeździć w wysokich górach. Enduro tym razem może nie dać rady, choć dużo tu zależy od umiejętności. Problemem nie jest sam fakt, że stromo, także to, że bardzo TECHNICZNIE. Dla ekspertów.

Przebieg trasy

Nordkette ma to do siebie, że nie zostawia zupełnie miejsca na odpoczynek. Po sekcji pierwszej, która jest upiornie stroma i wąska, kolejna to rodzaj przecinki w kosodrzewinie. Co gorsza, często zupełnie nic nie widać, co jest za zakrętem, a jeździ się dużymi fragmentami po kładkach. Miejscowi nazywją je „pralki na Niemców”, bo brakuje w nich co drugiego szczebelka, więc…. ruszają się, gdy się po nich przejeżdża. Ten fragment trasy pokonało 20% uczestników naszej ekipy o własnych kołach. I to po tygodniowym treningu na innych trasach… Poniżej jest trochę łatwiej, ale znów mamy do czynienia ze ścieżkami jak rynny i kamieniami. Progi to oczywistość. Im niżej, tym ciekawiej, bo dochodzą korzenie. Fragment w gęstym lesie potrafi zaskoczyć każdego, jest tak stromy. Dopiero końcówka to teoretycznie odpoczynek, chyba, że się skacze! Na szczęście, co trudniejsze fragmenty można ominąć… 

Tak wygląda trasa w oficjalnym filmie promocyjnym

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski, g.radziwonowski@magazynbike.pl

Zdjęcia: multivan-biketrip-tirol

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »