Red Bull Hardline czytaj fail line

Kiedy powiedzieć trzeba dość? Czy zbiorowe trzymanie kciuków wystarczy, by nikomu się nie stało? To, co pokazują pierwsze przejazdy z tegorocznego Red Bull Hardline niewiele ma wspólnego ze zjazdem, a więcej z cyrkiem, w którym królikami doświadczalnymi są sami zawodnicy. Najpierw usłyszałem, że wystartuje w nim Szymon Godziek, cieszyłem się, a potem zacząłem się zastanawiać, czy będę w stanie to oglądać…

Zresztą możecie zobaczyć pierwsze loty na filmie Matta Jonesa, który jako jeden z niewielu skoczył i wylądował. Kolejny zawodnik… miał mniej szczęścia, „tylko” doznał wstrząśnienia mózgu. Całość jest jednak tak ekstremalna, że trudno się nie zastanowić, co się stanie, gdy jednak coś nie wyjdzie, pod oponę trafi kamień, czy powieje wiatr w niewłaściwym momencie. To są loty dosłownie nad przepaścią. Na dole nie ma siatki. A po wybudowaniu to zawodnicy… testują warunki pierwsi.

Trzeba nie mieć wyobraźni by zgodzić się na podobny brak zabezpieczeń. Tak, wiem, to profesjonaliści, jadą na siebie, wiedzą co robią itd. Tyle, że także są pod presją – oglądalności, popularności, sponsorów itd. Tyle, że żaden z nich nie ma zbroi Ironmana i w razie czego poniosą konsekwencje. Nie Red Bull, który na podbijaniu bębenka korzysta.

Nie wiem jak wam, ale mi odbiera mi to chęć do oglądania „zawodów”. W czym?

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Matt Jones

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »