Uphill do przyjemnych nie należał. Organizm się buntował przed beztlenem, na początek nie mógł się zorientować o co chodzi, potem łapał oddech jak ryba na pustyni a na koniec w sumie jak minęłam linię mety i zobaczyłam Tatry w oddali stwierdziłam, że nie było tak źle 😁. To się nazywa uzależnienie od mocnych wrażeń 😋.
Choć dzisiaj to chyba bardziej nie chciał jechać mój rower i wylądował w serwisie po etapie. Mam nadzieje, że odzyskam na jutro nieco więcej działających przełożeń 🤣. A na tych stromych ściankach mogą się przydać bo inaczej będę dreptać z buta 🤪. Cóż widać nie tylko ja wyszłam z wprawy przez tą przerwę wirusową.
W każdym razie wygrywam uphill 🏆 na dystansie HELL czyli najdłuższym, open druga też za Anią 😉.
Prawdziwe piekło to zacznie się dopiero jutro 🤪.
Atmosfera i organizacja super, mamy sporo ograniczeń covidowych ale organizatorzy robią co mogą i brawa im za to 👏.