Home Nowości Jolanda Neff: Nie potrzebuję nagrody, by wygrywać

Jolanda Neff: Nie potrzebuję nagrody, by wygrywać

0
1288

Jolanda Neff przyleciała do Polski na dwa dni. Ledwie zdążyła wylądować, już wystartowała (i wygrała) w pożegnalnym wyścigu Mai Włoszczowskiej, by kolejnego dnia o piątej rano odlecieć. Udało nam się wykorzystać tę okazję, żeby z nią porozmawiać. 

Mimo zmęczenia była jak zwykle skoncentrowana na zadaniu. Nie miałem co do tego wątpliwości, ponieważ wywiad zaczął się od krótkiego, bezpośredniego pytania z jej strony: „Jaki jest cel tego wywiadu?”. Opowiedziałem: „No wiesz, jesteś złotą mistrzynią olimpijską”. 

Przede wszystkim gratulacje! Przyznam, że oglądanie wyścigu i twojego zwycięstwa było dla mnie czymś wyjątkowym. Jak to jednak wyglądało z twojej strony, przed i po?

Było jak w bajce. Poprzednim razem wygrałam wyścig w 2019, potem był wypadek i bardzo długi powrót do zdrowia. Pierwszy międzynarodowy wyścig ponownie wygrałam na Igrzyskach. To było jak bajka. Ale potem bardziej koszmar. Naprawdę cieszyłam się z wygranej, ale po wygranej wszystko działo się na raz, jednocześnie. Teraz jestem w momencie, gdy naprawdę potrzebuję znaleźć rozwiązania, jak radzić sobie z mediami, sponsorami, związkiem kolarskim. Nastąpiło wiele zmian, jest naprawdę inaczej niż wcześniej. Dla mnie dotarcie do tego miejsca było bardzo przyjemne. Byłam sobą, cieszyłam się z życia, z jazdy na rowerze. I to coś, co naprawdę chcę zatrzymać. Jestem kolarką, bo kocham jeździć, i to chcę robić w życiu, taki mam priorytet, a nie wszystko inne. Chcę skoncentrować się na jeździe na rowerze. 

Słyszałem, że niektórzy mają problem z motywacją po zdobyciu złota na Igrzyskach, nazywanego przecież najważniejszym trofeum…

Tak, wiem, może dla niektórych tak jest, ale nie dla mnie. Naprawdę lubię wygrywać, tak jak dzisiaj (pożegnalny wyścig Mai Włoszczowskiej – przyp. red.). Dla mnie nie jest istotne, czy to wyścig lokalny, Puchar Świata czy Igrzyska. Lubię pracować, doskonalić się, by wygrywać. A po Igrzyskach? Byłam super zmotywowana, jadąc na mistrzostwa świata, w formie od razu. Po Igrzyskach byłam przecież na obozie treningowym w Livigno. Nie miałam problemów z motywacją, ale nagle pojawił się wielki natłok rzeczy. Każdy czegoś od ciebie chce i myśli, że jest jedyny: „to tylko 5 minut” albo „i tak tu jesteś”. Nie, to nie jest takie proste, bo przed Igrzyskami 24 godziny spędzałam na treningu i regeneracji. Jeśli każdy chce wykorzystać te swoje 5 minut, ja nie mogę mieć takiej samej jakości treningu.

Tak jak ja teraz?

Nie, dla mnie to idealny moment, jest po wyścigu. Ale od razu po wygranej na Igrzyskach nikt tego nie rozumiał. I nie chciał słuchać, że nie mam teraz czasu, że możemy porozmawiać za trzy miesiące. Nie, było: „jesteś arogancka, nie wiem, co sobie myślisz, bo wygrałaś”. To naprawdę rani. Wydaje mi się, że zrobiłam naprawdę dużo, więc problemem nie była motywacja, tylko czas. Teraz także jestem zmotywowana i chcę iść do przodu. Chcę mieć cały dobry sezon. Nie wygrałam Pucharu Świata przez ostatnie trzy lata. Mój wielki cel to bycie znowu na szczycie w Pucharze Świata, na mistrzostwach świata. 

Jak to w ogóle było możliwe po twoim wypadku, że zostałaś mistrzynią olimpijską? O takich zdarzeniach mówi się, że zmieniają życie (na treningu Jolanda uderzyła w stos drzewa, miała pęknięte żebra i śledzionę, zapadnięte płuco – przyp. red.)… 

Zajęło mi to bardzo dużo czasu, półtora roku, i wymagało bardzo dużo cierpliwości. Jeśli złamiesz obojczyk, po miesiącu wracasz do jazdy. Dla mnie był to czas ponownego odkrycia miłości do sportu, ponieważ nie miałam wyników i musiałam pytać samą siebie, czy naprawdę nadal to lubię. I mogłam odpowiedzieć: „tak, lubię to, nieważne, czy wygrywam”. Cieszę się, że to moja praca, kocham naturę i to, że jestem zdrowa. Miałam tę możliwość, wszyscy sponsorzy byli ze mną i wspierali mnie, nawet bez rezultatów. To niezwykle ważne. I dostrzegłam, że naprawdę kocham jeździć. Nie wywierałam sama na siebie żadnego nacisku, dałam sobie czas, pracując każdego dnia, poprawiając się krok po kroku. Finalnie wiosną tego roku poczułam, że wracam do formy. Pierwszy znak to był start w Leogang, gdzie byłam druga w Pucharze Świata. A potem złamałam rękę, ale to dla mnie był naprawdę dobry wyścig! 

Myślisz, że twoja siła płynie ze środka ciebie czy to ludzie wokół?

Oczywiście, że potrzebuję ludzi wokół siebie, jak mój team. Rodzice są dla mnie bardzo ważni. W końcu jednak zawsze najważniejsze jest to, co sam robisz i to ty podejmujesz decyzje. Moja motywacja wypływa z wnętrza. Nie chcę być sławna, być w TV, czy wygrywać nagrody pieniężne. Nie dbam o to. Dla mnie najmilsza rzecz to przekraczanie linii mety, kiedy wiem, że wygrałam. Podobnie jest na treningu, satysfakcja z tego, że trenuję. Pamiętam, byłam na zgrupowaniu z innymi dziewczynami i rzuciłam hasło, że na szczycie jest meta. Dziewczyna obok spytała, po co finiszujemy? Odpowiedziałam, że po zwycięstwo, a ona potrzebowała nagrody. Nie potrzebuję nagrody, by wygrywać. Kocham to, co robię, i to cała moja motywacja. Po wypadku uświadomiłam to sobie nawet bardziej. Wiem, że nie każdy jest taki i nie mówię, że masz taki być. To w porządku, jeśli jako dziecko zobaczyłeś kogoś w TV i chcesz być taki jak on, dla mnie zawsze był to po prostu czas na rowerze. Z przyjaciółmi. 

Myślisz, że jedną z przyczyn sukcesu było wsparcie ze strony szwajcarskiej organizacji? Czy jest w tym coś wyjątkowego?

Tak. Bardzo dużo pracujemy z drużyną narodową, od lat. Przez ostatnie siedem lat mamy tego samego trenera drużyny. Edi jest Włochem (uzupełnić??? team menager Colnago Eva Lechener), towarzyszy mu drugi trener, Hiszpan Oskar Saiz, specjalista od techniki jazdy. Mamy wiele obozów zimą, co miesiąc spotykamy się, by szkolić technikę jazdy.

Macie już plany na następne pół roku?

Tak, wszystko jest zawsze bardzo starannie zaplanowane. Przyjeżdżają wszystkie dziewczyny, co stanowi dużą różnicę. Na przykład najlepsi panowie ze szwajcarskiego teamu często nie przyjeżdżają. My tak i zawsze pracujemy razem. Nawzajem się napędzamy, także na Igrzyskach we trzy pomagałyśmy sobie nawzajem. 

Jak to w ogóle możliwe? Przecież MTB nie jest sportem zespołowym?

To kwestia nastawienia. Tego, jak to robisz. Możesz działać jak drużyna, i zająć miejsca pierwsze, drugie i trzecie, albo działać przeciwko sobie i zająć dziesiątą pozycję albo i dalej. 

To jednak rywalizacja i chcesz wygrać…

Tak, ale w końcu i tak najlepszy wygrywa. We trójkę byłyśmy na podium, Linda i Sina były razem przez cały wyścig, walczyły ze sobą, ale to była walka fair, bardzo zacięta. Sina była odrobinę silniejsza na podjazdach i dlatego z przodu. Linda była bardzo szczęśliwa z powodu zdobycia brązu, Sina srebra, a ja ze złota. Nawet jeśli pracowałyśmy razem, byłam szybsza niż one. To najlepsza rzecz, jaką możesz osiągnąć jako team. Na przykład w teamie francuskim zawodniczki walczyły ze sobą. Nie lubią się. To było widać po pięciu minutach w wyścigu, gdy Pauline łokciami odepchnęła własną koleżankę z teamu (można zobaczyć na powtórkach). Cały tydzień tak wyglądał, nigdy nie pojechały na trasę razem. Nie próbowały razem sąsiednich linii. Na przykład tej, gdzie Pauline leżała. My jeździłyśmy we trzy, a z nami Oscar. Dokładnie wiedziałyśmy, jak jechać. Pauline jeździła sama, nie rozmawiała z Loaną, nie próbowały razem różnych linii. Wybrała złą i to był jej błąd. Moje nastawienia to praca razem, jako team. Najlepszy i tak wygra. Uczysz się o wiele więcej, masz więcej energii, masz lepszą atmosferę. Wszystko jest łatwiejsze i sprawia większą przyjemność. Tak samo pracowałyśmy z Mają, razem przez całą karierę.

To specyfika szwajcarska czy waszego teamu?

Edi bardzo dba o atmosferę w teamie. Dziewczyny, tak jak faceci, potrafią ze sobą walczyć. Szczególnie gdy na jednym zgrupowaniu jest ich piętnaście! On jednak szanuje każdego i w stosunku do każdego jest w porządku. Jest otwarty, umie się komunikować, to tworzy atmosferę współpracy. Posuwamy się do wspólnie do przodu. To jest ta różnica. 

Dla mnie jesteś kompletnym sportowcem. Wiem, jak dobrze jeździsz technicznie, jesteś świetnie przygotowana kondycyjnie. Masz jakieś słabe strony? Co chcesz zrobić, by być lepszą? Jest wiele konkurentek, także młodszych, jak Lacomte albo Węgierka Blanka.

Tak, Blanka była czwarta na szosowych MŚ i czwarta na Igrzyskach, a ma dopiero 19 lat. Myślę jednak, że mam duży potencjał. Jest wiele rzeczy, które mogę poprawić. Mam długą listę. Na przykład sprinty, koleżanka z teamu jest w nich dziesięć razy lepsza. To coś, czego nigdy nie trenowałam. Zawsze stawiałam na wytrzymałość, nigdy na sprinty, jak 10 czy 30 sekund. Jestem w 100% pewna, że jeśli zacznę, na pewno się poprawię. Chcę zacząć nad tym pracować. 

Masz plany na następny rok? Najważniejszy cel? Marzenie?

Moje marzenie to osiągnięcie znów najwyższego poziomu. Wciąż czuję się tak, jakbym jeszcze go nie osiągnęła. Wygrałam na Igrzyskach, i to było fantastyczne, ale cztery tygodnie później to uczucie zniknęło. Tak długo trwało, by je odnaleźć, i zniknęło. A chcę to zatrzymać. Nie po prostu wygrać jeden wyścig, ale mieć cały dobry sezon. Nie mówię, że chcę wszystko wygrywać, chcę po prostu znów się tak czuć. 

Muszę o to spytać. Czy masz jakieś specjalne metody medytacji? Pracujesz z psychologiem?

Nie, nie pracuję z psychologiem, nigdy też nie medytowałam. Kiedyś pracowałam z psychologiem, teraz nie. Wszystko, czego potrzebuję teraz, to czas. Nie mam nikogo do pomocy, wszystko robię sama. Odpowiadam na maile i telefony. Sama pracuję też nad nową stroną. Chcę tam umieścić komunikat: „Nie wysyłajcie mi żadnych pytań, próśb o eventy i wywiady” (Jolanda śmieje się)! Czuję się w tej chwili dobrze sama ze sobą i chcę by, tak zostało.

Zobacz także

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Translate »