HISTORIA MTB – WENDE CRAGG

PIONIERKA

 

Była dziewczyną z aparatem. Gdyby nie jej Nikon Nikkormat 35 mm, szaleństwa Gary’ego Fishera, Toma Ritcheya i całej rzeszy im podobnych wariatów zjeżdżających z góry na starych Schwinnach pozostałyby gdzieś w zakamarkach historii.
Była absolutnie pierwsza! Tak pierwsza, że dokumentowała kolarstwo górskie, zanim ktokolwiek je tak nazwał. Była dokumentalistką MTB przed jakimkolwiek facetem i jednocześnie sama stała się częścią tej historii.

Można uznać, że wszystko wydarzyło się w efekcie zbiegu okoliczności.

„Fred Wolf (nieżyjący już, jeden z pionierów MTB), który był naszym sąsiadem, namówił mnie i mojego byłego męża na złożenie sobie rowerów. Moja pierwsza jazda to było czyste przerażenie, rower ważył ponad 27 kilogramów i trudno było go opanować. Myślałam: Boże, nigdy więcej nie wsiądę już na tego grata! Ale Fred okazał się najlepszym kumplem Charliego Kelly, który był dobrym kumplem Gary’ego Fishera… i wszystko potoczyło się samo, jak domino. Fred jakoś nakłonił mnie do powrotu na rower i pomału zaczęłam się z nim oswajać, z czasem stawałam się silniejsza i coraz pewniejsza. Zanim się spostrzegłam, byłam już kupiona” – wspomina Wende.

 

1976

 

Był rok 1976 (taka data widnieje na ramach Treka i w moim dowodzie osobistym, trudno mi nie mieć do niej wyjątkowego sentymentu). W tamtych czasach wszyscy nosili spodnie dzwony i marzyli o wolności. „Mieszkaliśmy zaraz obok tamtych terenów (wzgórza hrabstwa Marin) i mieliśmy do nich bezpośredni dostęp. Grzechem byłoby ich nie wykorzystać. Mieliśmy całe to miejsce dla siebie. Nikt z nas nie miał stałej pracy, byliśmy więc na tyle elastyczni, by przez kolejnych kilka lat po prostu chodzić na rower. Pakowaliśmy lunch i Frisbee, braliśmy psa, parę piw i jechaliśmy. Było to trochę jak odkrywanie nowych lądów”. Mniej więcej w tym czasie Wende kupiła swojego Nikona. Od tamtego momentu miała go już zawsze przy sobie.

 

NA CZYM JEŹDZILI?

Pierwsze „zjazdówki” wyewoluowały z amerykańskich Schwinnów Excelsior z lat czterdziestych. Klunkerz, jak je wtedy potocznie nazywano, przypominały współczesne beach cruisery. Pierwsi uczestnicy Repack, dzikich wyścigów downhillowych, ścigali się na nich na krętych szutrówkach, po każdej kraksie modyfikując i ulepszając ich konstrukcję oraz kładąc kolejne spawy w swoich warsztato‑garażach. Szerokie gumy i brak błotników (które odpadały po pierwszych cięższych przejściach) były cechą charakterystyczną tych rowerów.

 

SZKIEŁKO I OKO

Wende miała oba. Żadne zdjęcie nie powstanie, jeśli nie ma się przy sobie aparatu, żaden aparat nie zrobi zdjęcia, jeśli nie stoi za nim fotograf. Wende żyła tym, co fotografowała. Jej zdjęcia, z perspektywy czasu, po czterdziestu latach, stały się dokumentem narodzin MTB. W tamtym czasie nikt nie mógł przypuszczać, że z hipisowskich zabaw urodzi się dyscyplina olimpijska. To tak, jakby dziś w jakimś zupełnie przypadkowym miejscu na świecie grupa dzieciaków wymyśliła coś wyjątkowo głupiego i postanowiła to dokumentować na wypadek, gdyby za czterdzieści lat stało się to obsesją tysięcy ludzi. Niemniej Wende to właśnie zrobiła. Jej obrazy nie są tylko zdjęciami znajomych, jest w nich ogromny kawał historii, fragment procesu ewolucji, spojony jednocześnie ogromną nostalgią. Jest tam wszystko, począwszy od portretów bohaterów wydarzeń, poprzez sprzęt, trasy, ciuchy, gleby i momenty chwały zwycięzców. Nie robiła zdjęć iPhonem. Wszystko zapisane było na kliszach, dziesiątkach klisz. Około osiem lat jeżdżenia i fotografowania. Stanowczo jest moim guru.

 

MARIN COUNTY

Jazda tam była ucieczką przed samochodami, policją, asfaltem i tłumami San Francisco. Jako że kolarstwo górskie czekało dopiero na swoją nazwę, nie było też żadnych władz mogących ścigać po lasach uczestników rowerowych wygłupów. Gdy w jednym miejscu pojawi się więcej niż jedna osoba na rowerze, wyścig jest tylko kwestią czasu. Współzawodnictwo zdaje się w takich sytuacjach nieuniknione. Stare Schwinny, ciężkie i mało zwrotne, stanowczo lepiej nadawały się do zjazdu niż crosscountrowej włóczęgi po górach. Nic dziwnego, że pierwszym zorganizowanym wyścigiem była seria dwumilowych czasówek w dół zwanych Repack. Wende Cragg i jej mąż stali się najbardziej płodnymi dokumentalistami tamtych wyścigów. Uznano również, że Wende ustanowiła kobiecy rekord na tej trasie.

 

NEW YORK

Z powiększającą się kolekcją zdjęć Wende rosło też zainteresowanie MTB. Bezwiednie dokumentowała najwcześniejsze chwile tego sportu i w końcu pokaźna kolekcja jej zdjęć w rękach Gary’ego Fishera i Charliego Kelly trafiła na targi rowerowe w Nowym Yorku. Pełna niesamowitych kadrów kolekcja w połączeniu z krasomówstwem wspomnianych panów poruszyła tłumy. Nawet jeśli nie można jeszcze było mówić o punkcie zwrotnym w rozwoju MTB, na pewno tamte wydarzenia były jasną deklaracją dla przemysłu, że idzie nowe. Już niewiele mogło stanąć na drodze do sukcesu nowej dyscypliny.

 

DZIŚ

Minęło kilka lat od momentu, gdy Wende ostatni raz mogła powiedzieć, że regularnie jeździ na rowerze. Większość czasu pochłania jej dziś biznes, który prowadzi, i psy. „Nigdy nie straciłam swojej miłości do MTB. Nigdy jej też nie utracę. Jazda na rowerze jest znacznie tańsza od psychiatry i narkotyków!”

Historia początków MTB, z obszernym komentarzem jej uczestników, w tym Gary’ego Fishera i Toma Ritcheya, została opowiedziana w filmie „Klunkerz. A Film About Mountain Bikes”. To w nim po raz pierwszy usłyszałam o Wende Cragg i oszalałam na punkcie legendy, jaką opowiedziała swoimi fotografiami. Film i zdjęcia Wende znajdziecie w sieci.

 

Przeczytaj również:

 

Wzajemne oddziaływanie – kinematyka zawieszenia

Złoty środek – hardtaile i fulle do ścigania

Enduro MTB Series 2019

Informacje o autorze

Autor tekstu: A.Tkocz

Zdjęcia: A.Tkocz

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »