Trening Mai Włoszczowskiej – mistrzowska szkoła jazdy

 

Czy w wieku 30 lat i po 15 latach ścigania w ogóle można się jeszcze czegoś nauczyć? Albo inaczej… Czy ktoś, kto ścigał się na prawie wszystkich kontynentach przez połowę swojego życia i od lat należy do światowej czołówki jest w stanie zmienić swoje przyzwyczajenia?
Oscar Saiz podjął się trudnego zadania i… spotkał z zainteresowaniem drugiej strony. Wszyscy pamiętamy ubiegłoroczny wyścig o mistrzostwo świata w RPA, gdzie do ostatniego zjazdu toczyła się zacięta walka o pierwsze miejsce między Mają i Julie Bresset, rozstrzygnięta ostatecznie na tym właśnie zjeździe, gdzie Francuzka była po prostu szybsza. A przecież rok wcześniej na tej samej trasie Maja genialnym skrótem, przez tzw. rock garden, rozstrzygnęła losy wyścigu pucharowego! Pamiętacie też ostatnie kilkaset metrów trasy w Nowym Meście, gdy na przedostatnim zakręcie Mai uśliznęło się przednie koło? Dziś o zwycięstwie lub porażce (abstrahując od tego, czy drugie miejsce można uznać za porażkę) decydują sekundy i każdy detal, w tym technika jazdy. Sugestia Oskara była klarowna – Maja może jeździć lepiej!

 

 

Trening potrafi wyglądać niepozornie, nawet jeśli nauczyciel to były zjazdowiec należący do światowej czołówki. I niekoniecznie musi odbywać się na najbardziej stromej „ścianie” w okolicy. Wystarczą dwa plastikowe krążki, zastępujące słupki, i wredne, sypkie podłoże. Jakby ktoś specjalnie wysypał klepisko żwirem. A może naprawdę to zrobił? W końcu niedaleko miejsca, gdzie mieszka Oscar, rozpościera się coś, co przypomina minitor przeszkód. Są małe bandy, są i niewielkie muldy. Nawet drewnianą belę jakby ktoś zostawił specjalnie…

 

 

Kółko za kółkiem, ósemka za ósemką, a w miejsce prędkości ważniejsze ma być zwracanie uwagi na detale. Takie np. jak symetria ułożenia ciała, bo przecież większość osób w jedną stronę skręca lepiej, więc musi pracować nad drugim kierunkiem. Oraz właściwy tor jazdy. Czyli jaki? Taki, by nie tracić przyczepności, a mimo to utrzymywać prędkość! Pełne łuki to podstawa, bez ścinania zakrętów. Kolejno dochodzą nowe elementy. Między zakrętami najpierw trzeba maksymalnie się rozpędzić, by następnie wyhamować w ostatniej chwili. I tak kółko za kółkiem, od czasu do czasu zmieniając kierunki. Wreszcie pozycja roweru w zakręcie w stosunku do reszty ciała. Wygięcie i przesunięcie względem podłoża, pomagające utrzymać przyczepność. W końcu przerwa… Nie, to sprawdzian! Szkolone umiejętności można sprawdzić na torze. Nie jest łatwo utrzymać trenerowi koła!

 

 

„Nie umiesz wheelie? To podstawa!” – Oscar śmieje się, ale nikt nie ma wątpliwości, że mówi jak najbardziej poważnie. Wheelie w XC? Z lekkim rozbawieniem patrzymy, jak Maja raz za razem próbuje jeździć na tylnym kole, zafascynowani tym, że rzeczywiście niekiedy udaje jej się utrzymać w tej pozycji dłużej niż przez 30 centymetrów. Po chwili kolejny sprawdzian, tym razem celem jest wykorzystanie wheelie. Tuż przed pagórkami należy podnieść koło tak, by „łyknąć” je, jadąc na tylnym. Z boku wygląda łatwo, tylko z boku. Maja walczy o każdą przeszkodę. Odrobinę pewniej pokonuje je kolega z teamu (również uczestniczący w szkoleniu) Henk Jaap Morlag. A Oscar cały czas patrzy uważnie.

 

 

I wreszcie finał treningu, czyli symulacja wyścigu. Są bandy, jest wykorzystanie wheelie (w poprzek ścieżki ląduje belka), plastikowe pachołki wyostrzają zakręty. Pojawia się dodatkowe utrudnienie – przebieg trasy można poznać tylko raz. Potem przejazd już na ostro, na pełnej prędkości. Jeszcze tylko ostatnia instrukcja, jak pokonać belkę, specjalnie (!) najpierw uderzając w nią przednim kołem, by je podbiła. I do dzieła! Po przejeździe następuje komentarz, ze zwróceniem uwagi na każdy szczegół. „Henk, mogłeś ostrzej ściąć ten zakręt!”; „Maja, wheelie poćwiczymy jutro na torze BMX-owym”. Naprawdę ostatni element treningu to pokonanie tej samej trasy w odwrotnym kierunku, tym razem bez próbnego przejazdu. Tu trzeba od razu znaleźć optymalną linię! Łatwe? Tak się tylko wydaje. Efekty tygodnia ćwiczeń zobaczymy wiosną…

 

 

Oscar Saiz 

 

W ekipie Gianta pełni rolę doradcy technicznego, między innymi Mai Włoszczowskiej, ale i mistrza świata w zjeździe Danny’ego Harta. W przeszłości był czołowym zjazdowcem i m.in. trenerem hiszpańskiej kadry narodowej. Spytaliśmy go, jakie widzi możliwości w celowym szkoleniu techniki jazdy.

 

Bike: Uczysz zarówno zjazdowców, jak i zawodników XC, jakie widzisz między nimi różnice? Gdzie tkwi największy potencjał, jeśli chodzi o uczenie się?

 

Mają zupełnie różne podejście i na różnych rzeczach się koncentrują. Dziś zaś może wygrywać tylko ten, kto dba o KAŻDY ELEMENT treningu. Dla przykładu zjazdowcy są świetni w tym, żeby jeździć jak najszybciej, ale już z treningiem wydolności bywa różnie. U zawodników XC jest inaczej, są skoncentrowani na utrzymaniu jak najlepszej kondycji fizycznej, ale np. zapominają o takich rzeczach, jak ciśnienie w oponach czy ich dobór w zależności od tego, czy jest sucho, czy mokro. W całej tej grze liczy się każdy element i każdy z elementów powinien być równie ważny. Jeśli jednak nie jesteś w doskonałej formie, niewiele da się zrobić. Na zjazdach na pewno jestem szybszy niż Maja, ale w wyścigu liczącym 5 rund ona by wygrała.

 

Bike: Problemy ze zjazdowcami są tak różne?

 

Jest dużo podobieństw, bo w obu przypadkach doradzam, jak dobrać amortyzację i ogumienie, pokazuję, jak dobrać najlepszą linię przejazdu. Próbne jazdy nagrywamy i je analizujemy. Ale zjazdowcy potem zapominają np. o odpoczynku, właściwym odżywianiu. Zawodnicy XC przyjeżdżają na Puchar Świata i od razu jadą na rozjazd czy wyciągają rolkę. A zjazdowcy potrafią nic nie robić przez dwa, trzy dni. Jednym słowem są ekstremalnie dobrzy w jednej rzeczy, zapominając zupełnie o innej. A niektórzy zawodnicy w XC robią na odwrót.

 

Bike: Jaki jest największy problem z zawodnikami XC, takimi jak Maja?

 

Nie odbieram tego jako problemu. Zawsze ścigałem się w elicie, na najwyższym poziomie, a kiedy jesteś w elicie, masz tendencję do obsesyjnych zachowań. Potrzebujesz szerszego spojrzenia i go nie masz! Jesteś po prostu skupiony na kilku aspektach rozgrywki, a na rzeczy trzeba spojrzeć całościowo. Zazwyczaj zawodnicy próbują robić lepiej rzeczy, które już robią bardzo dobrze i zapominają o pozostałych. I często to przynosi efekty. Byłem trenerem kadry Hiszpanii i znam wszystkich zawodników z XC. Hermida na przykład nigdy nie był najmocniejszy w testach, a jednocześnie był najlepszy. Bo wie, jak jeździć na rowerze, jak się przygotować, myśli o wszystkim. Potrafi adaptować się do warunków. Jest mądry, potrafi reagować na przebieg wyścigu. Byli mocniejsi, ale nikt nie był równie wszechstronny. Druga rzecz, od niedawna widzę, że niektórzy zaczynają zwracać uwagę na trasy, po których jeżdżą. Pracowałem też dla Specializeda, z Brentjensem i Fullaną. Objeżdżali trasę trzykrotnie, a to nie jest dość! Jeśli runda ma 4-5 kilometrów i w najtrudniejszych miejscach, które poznałeś, możesz urwać 3-4 sekundy, to na rundzie zaoszczędzisz 10 sekund a na wyścigu już minutę! Niektórzy nie przywiązują uwagi do tego, gdzie jeżdżą.

 

 

Bike: Jak istotny jest rower? To przecież duża część przygotowań. Na przykład obecna dyskusja na temat wielkości kół?

 

Muszę powiedzieć, że lubię twentyninery. Nie mam jeszcze hardtaila na kołach 27,5; ale mam fulla 29. Chciałbym porównać, co jest możliwe i na którym z nich. Jedyna wada twentyninera, jaką widzę, to fakt, że koła są ciężkie i ma to znaczenie na stromych podjazdach. Dlatego być może 27,5 to dobry kompromis między 26 i 29. Powiedziałbym jednocześnie, że im lepiej jeździsz, tym mniej potrzebujesz twentyninera. On wszystko upraszcza. Jeśli jesteś dobry technicznie, możesz używać 26 cali.

 

Bike: Jednocześnie może się pojawić pytanie, czy zawodnicy nie są zmuszani do wyboru rozmiaru kół przez firmy, które promują nowy rozmiar. Jak sądzisz, który rozmiar powinna wybrać Maja?

 

To zarówno pytanie, jak i odpowiedź. Eksperymentowaliśmy z fullami i w wielu sytuacjach są szybsze niż hardtaile, ale zawodnicy nie chcą na nich jeździć! Wynika z tego, że często to tylko kwestia głowy, nastawienia. Jeśli sądzisz, że twentyniner jest szybszy, będzie ci trudno jeździć podobnie na 27,5. Te same uprzedzenia dotyczą rowerów z pełną amortyzacją. Myślę, że 27,5 jest dobry także dlatego, że można zaoszczędzić dużo masy. Takie podejście dotyczy jednak nie tylko MTB, bo współpracuję też z ekipami szosowymi, np. Belkinem. Ludzie obawiają się nowości, bo np. ktoś powie, że coś jest głupie. I w ten sposób nie mogą się rozwijać!

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Michał Kuczyński

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »