Home Ludzie Womans only: Kasia Lucky MTB „Zawsze mnie gdzieś nosiło!”

Womans only: Kasia Lucky MTB „Zawsze mnie gdzieś nosiło!”

0
1480

BIKE: Kasia Lucky MTB, tak nazywa się twój blog. Na rowerze jeździ sporo dziewczyn, ale nie każda zakłada bloga. Dlaczego powstał?

 

Katarzyna Puźniak: Odkąd pamiętam, zawsze mnie gdzieś nosiło. Początkowo, wiadomo, jeździło się z rodzicami na wakacje. Ten okres wyjazdów wspominam najlepiej. Mieliśmy przyczepę kampingową, dzięki czemu nie było żadnych ograniczeń, rezerwacji noclegów, terminów, biur podróży. Totalna beztroska. Mama ogarniała szybkie pakowanie, tata zapinał przyczepę do samochodu i fru, już nas nie było. Bez spiny, bez konkretnego planu. Jadąc przed siebie, gdzieś na rozjeździe w środku Polski tata pytał: „morze czy Mazury?”. My: „morze”, no, to skręcamy w lewo i obieramy kierunek północ. Na samą myśl o tych wspomnieniach mam motyle w brzuchu. Robiliśmy zdjęcia analogowym aparatem. Zrobienie 36 zdjęć było czymś niewiarygodnym. Po powrocie do domu zaraz biegłam z siostrą do fotografa, żeby wywołać i zobaczyć, co wyszło. Właśnie te zdjęcia pozwalają mi czasami wrócić do wspomnień, jak to było kiedyś fajnie, gdzie byłam, co robiłam. Ale z czasem się to zaciera i niestety zapominamy, gdzie zdjęcie zostało zrobione, kiedy i co wtedy czuliśmy. Gdy byłam starsza, prowadziłam coś w rodzaju dziennika podróży, z notatkami dotyczącymi miejsc, które odwiedziłam. Ale moja systematyczność gdzieś przepadła i przestałam. Trzy lata temu, kiedy jechałam przez las, spotkałam człowieka na rowerze w słomkowym kapeluszu. Jechaliśmy w tym samym kierunku, więc chwilę spędziliśmy razem. Gadaliśmy o pogodzie, lesie i rowerach. Wtedy on zapytał, dlaczego nie opisuję tych wyjazdów. Zaśmiałam się tylko i pomyślałam – po co? Rok później wiele się jednak pozmieniało w moim życiu i musiałam czymś zająć myśli. Przypomniałam sobie tamto spotkanie. Założyłam bloga tak po prostu, dla siebie, żeby kiedyś nie zapomnieć, co i gdzie, jak na starych zdjęciach. A po kilku wpisach stwierdziłam, dlaczego by się tym nie podzielić? 

 

 

Jak się zaczęło twoje jeżdżenie? Gdy byliśmy razem na Javorovym (eksperymentalny wypad MTB vs. gravel– przyp. red. autorstwa ), wspominałaś, że wcześniej był rower z większym skokiem, a obecnie?

 

Rower miałam zawsze. Ale nie zawsze na nim jeździłam. Bardziej był to środek transportu do tzw. jazdy „po bułki”. Później rower stał się uzupełnieniem innych treningów sportowych, po drodze zaczęłam przygodę z maratonami MTB, czasem kończonymi na podium. Ale okazało się, że to nie dla mnie. W końcu tak się wkręciłam, że rower stał się moją pasją. Obecnie jeżdżę na dwóch rowerach, cały sezon przejeździłam na enduro, ale zatęskniłam za dłuższymi dystansami i płaskim, dlatego na jesień postawiłam na rower XC. 

 

Każdy oczywiście może zajrzeć na twój blog, by samemu sprawdzić, ale gdybyś miała podsumować go jednym zdaniem, to czego należy się spodziewać?

 

W większości samotnych górskich wycieczek, które staram się w miarę dokładnie opisać pod kątem jazdy, z dozą moich przemyśleń, nutą sarkazmu i dystansu do siebie.

 

Wspominałaś, że Kasia Lucky MTB to pseudonim trochę z przekory, ponieważ często miewasz pecha. Aż nie chce mi się wierzyć, bo kojarzysz mi się z tym, że bez przerwy się śmiejesz. Możesz podać przykłady?

 

Tak, pseudonim Kasia Lucky MTB powstał z przekory. Kiedyś myślałam, że mam nieustająco pecha. A to praca nie wyszła, a to facet, samochód się zepsuł, łańcuch zerwał i wiele innych zdarzeń, które po prostu się skumulowały. Teraz już tak nie myślę, cieszę się ze wszystkiego, co mnie spotyka, bo nic nie dzieje się bez przyczyny, a jeśli coś jest nie po mojej myśli, lepiej się śmiać niż użalać. Takie to moje szczęście, że ze wszystkiego się cieszę. 

 

 

Jest Kasia, jest i Katarzyna. Czym zajmujesz się w „cywilu”?

 

Prowadzę własną agencję reklamy, ale prócz tego zajmowałam i zajmuję się chyba wszystkim. Od renowacji zabytków, prac stolarskich, po prowadzenie zajęć sportowych.  

 

Jeśli nie rower, to co? Co na przykład robisz zimą?

 

Zimą, wiadomo, na rowerze trochę mniej się jeździ, ale przecież mamy narty. Na nartach jeżdżę, odkąd pamiętam, i tutaj znów ukłon w stronę moich rodziców. 

 

Na twoim blogu można znaleźć wpisy z podróży do naprawdę egzotycznych krajów. Jeździsz sama czy z ekipą?

 

Jak wspomniałam, cały czas gdzieś mnie ciągnie. Azja marzyła mi się od dłuższego czasu, aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy postanowiłam to marzenie spełnić. Z małym plecakiem i parą sandałów poleciałam na miesiąc do Kambodży i Tajlandii. Można powiedzieć, że po części sama, ponieważ zabrałam się z osobami poznanymi gdzieś w necie. Miałam lekkie obawy, aby jechać solo. Teraz już wiem, że w samotnych podróżach najlepiej się odnajduję. Dlatego moje rowerowe przygody to wyjazdy w pojedynkę. Niektórzy uważają je za niebezpieczne, inni za nudne itd. Dla mnie to nie samotność, lecz wolność, którą cenię sobie najbardziej. Podróżując samemu, można się bardziej otworzyć na otaczający świat, ludzi. Ale przede wszystkim widzę, czuję, słyszę i doświadczam więcej. 

 

 

Jakie masz najbliższe plany wyjazdowe? W tym te realistyczne, związane z ograniczeniami, i te mniej?

 

Mam tyle pomysłów, że chyba będę musiała rzucić pracę, by to wszystko ogarnąć. Gdyby nie pandemia, pewnie teraz łapałabym stopa gdzieś między Wietnamem a Laosem, ale to nie ucieknie. Skupię się na tym, co tu i teraz. Jeszcze wiele szlaków mam do przejechania. 

 

Na stronie wśród wpisów są i te związane z kontuzją. Czy przeszkadza ci ona w oddawaniu się rowerowej pasji?

 

Kilka lat zmagałam się z ITBS (zespół pasma biodrowo–piszczelowego – przyp. red.). To popularna dolegliwość u sportowców. Teraz mam to już pod kontrolą, dzięki regularnej rehabilitacji. Czasami odczuwam jakieś niedogodności z tym związane, ale nie utrudniają mi jazdy na rowerze. Niestety, z biegami górskimi musiałam się pożegnać! 

 

Patronem naszego działu jest LIV 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Translate »