Bikemaraton Miękinia gravel stajl

No tak, wiele wskazuje na to, że miejscowość ta, położona po zachodniej stronie Wrocławia, szczyt najazdu obcych przeżywa zwyczajowo w kwietniu. Powód jest zawsze ten sam – to Bikemaraton. Nie inaczej było i tym razem, gdy dosłownie niemal pękała w szwach. Niemal, bo dopracowana przez lata ekipa organizatorów pod wodzą Macieja Grabka poradził sobie i z około 2500 startujących, bo taką liczbę usłyszeliśmy w okolicach mety. Jeśli nawet była inna, to i tak robiła wrażenie. Była nas moc!

 

Bikemaraton Miękinia przed startem

 

Cisza przed burzą (dosłownie), czyli numery już odebrane – w przeddzień maratonu

 

 

Trochę historii

Miękinia zawitała na mapie Bikemaratonu już kilka lat temu, ale po okolicznych polach i lasach maratończycy jeżdżą już dłużej, choć przeniosło się miasteczko zawodów, kiedyś mieszczące się w Leśnicy. Nowa lokalizacja służy imprezie, jak też trasie, bo z generalnie płaskiej okolicy zdołano wykroić naprawdę ciekawą rundę, akurat pasującą na początek sezonu. Zdecydowanie nie można powiedzieć o niej że jest nudna, ale też oczywiście nie górska. Startowałem na niej już kilka razy, więc już jakiś czas temu wpadłem na pomysł, żeby…. przejechać ją na przełajówce. Poprzednim razem plany pokrzyżowało załamanie pogody, tym razem ktoś się zmiłował i ponowało przyjazne 20 stopni i słońce. Jednym słowem warunki idealne do ścigania. Słowo się rzekło, plan wypadało wykonać…. Więc na starcie pojawiłem się na gravelu. Ba, namówiłem jeszcze Cecylię i Dorotę na podobną ekstrawagancję, przekonany, że przejechanie jest jak najbardziej możliwe. Skoro 20 lat temu jeździliśmy na sztywniakach, to czemu teraz nie miałoby się dać? My nie damy rady??? Dziewczyny rozsądnie wybrały dystans mini – Cecylia wygrała w swojej kategorii!!! – ja mini nie cierpię. Jak się zmęczyć, to konkretnie. Plan brzmiał prosto. Dotrzeć do mety w czasie nie dłuższym niż 2:30. 51 km do pokonania, około 500 przewyższenia. Tyle teorii.

 

Bikemaraton Miękinia gravel

 

Rower już po starcie – w jednym kawałku

 

 

Praktyka

Rower przeszedł drobne korekty dzień przed startem, ostatnie śruby dokręcałem już w sektorze, piątym zresztą. Opony napompowane do 50 PSI (to około 3,5 bara), więc… prawie na kamień. Gumy Challenge na ściance krzyczały, że ciśnienie minimalne to 40 PSI, a nie chciałem kichy, więc margines musiał być zachowany. Szerokość opony 35 mm….. Zero amortyzacji z przodu i z tyłu. Komfort? Gruba owijka Supacaz, wygodne siodło Bontragera. I ugięcie rąk i nóg. Na stojąco. Tyle musiało wystarczyć.

 

 

Trasa w Miękini jest szybka, jednak klasycznych, ubitych dróg jest na niej stosunkowo niewiele. Przeważa nawierzchnia niewiadomojaka – gruntówki utwardzane gruzem, zeschnięte błoto, skróty przez pola i leśne przecinki. W wielu miejscach leżą wredne kamienie, których trudno spodziewać się po takiej okolicy, gdzie góry widać tylko na horyzoncie. Za to korzenie to tutejszy folklor, potrafią wyłazić wszędzie. I po co to komu? Jednak najciekawsze fragmenty trasy to okolice starej cegielni, za zamkiem na wodzie w Wojnowicach. Czyli single, które powstały w ciągu ostatnich kilku lat. Obecnie to cała sieć, która tnie równo sporo fragment lasu i jednocześnie potrafi zmęczyć każdego. Przez ich połowę udało mi się zachować fajne tempo, ale ciąglę w górę i w dół, w parze ze skupieniem spowodowały, że pod koniec modliłem się, żeby każdy kolejny podjazd był już ostatnim. Generalnie zaś błogosławiłem wskazania licznika, który mówił, że…. do mety jest tylko 10 kilometrów, więc single zaraz muszą się skończyć. Nie zmienia to faktu, że szacunek i podziw należy się tym, którzy je wyznaczali i kopali. Naprawdę dobra robota! Za to zjazd po płytach za singlami…. No coż. To już mała świecka tradycja. Na Bikemaratonie musi być rzeź dętek, była i okazja do tego  i tym razem. Jakimś cudem nie złapałem tam kichy, ale było blisko. Opatrzność? Czy butylowe dętki? Ostatnie kilometry ku mecie były już tylko formalnością. Trzęsło, bolało, ale na mecie miałem czas…. 2:30. SMS potwierdził wynik 2:29! Plan wykonany!

 

 

Bikemaraton Miękinia na miecie

 

2/3 Bike Teamu – niżej podpisany i Dorota Juranek – tuż za metą

 

 

Udany eksperyment

Czy ma sens startowanie na gravelu w maratonie MTB? Tak, jest to możliwe, ale to zależy od trasy. Sprawdziłem, da się, tempo było żwawe, nic nie odpadło, ani mi, ani w rowerze. Bolą mnie ręce, ale i czuję satysfakcję, że dotarłem do mety zgodnie z założeniami. Nie miałem problemów z samą trasą, choć sztywne podjazdy na singlach na przełożeniach, jakie miałem, mocno mnie zmęczyły (maksymalne 1:1 – 40 z przodu, tryb 11-40 z tyłu). Doceniam samą trasę w Miękini, która obecnie zasługuje na same pochwały. Jest ciekawa technicznie i nie pozwala się nudzić. Mimo wszystko jednak myślę, że ze względu na nawierzchnię łatwiej – co oczywiste – przejechać ją na hardtailu z amortyzatorem. Niekoniecznie na fullu. Doceniłem, że moje Rondo jest lekkie, ważąc 8 kilogramów. Inna sprawa, że jest wiele maratonów w Polsce, choćby na Mazowszu, gdzie gravel może być doskonałym wyborem. Ale już nie inne Bikemaratony (może z wyjątkiem Obiszowa). Eksperyment zakończył się powodzeniem!

 

Więcej na temat całego cyklu, jak i edycji w Miękini, znajdziecie na stronie organizatora tutaj

Na stronie można znaleźć mapę trasy, jak i ślady GPS – warto przejechać fragmenty singli!

Tutaj zaś znajdziecie wyniki

 

PS bonus track – pierwszy puchar Polski XC, na Rudzkiej Górze w Łodzi moim wykonaniu i…. wspólny wypad ekipy z Białegostoku. Na zdjęciu…. Maciek Grabek. W moim rowerze – to był Scott Boulder – pierwszy amortyzator – Marzocchi XC40. 40 mm skoku. Całe! 95-96 rok?

 

Maciej Grabek i Grzegorz Radziwonowski Rudzka

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »