Home Miejscówki MIEJSCÓWKI: PIWNICZNA-ZDRÓJ ROWEROWA DOLINA

MIEJSCÓWKI: PIWNICZNA-ZDRÓJ ROWEROWA DOLINA

0
1331

Szkocja, może Walia, i Land Rover wywożący rowery na szczyt, tak wyobrażałem sobie wizytę w jednej z kultowych miejscówek na Wyspach. A potem okazało się, że takie miejsce jest w Polsce. Rowerowa Dolina, bardziej znana jako Piwniczna-Zdrój.

Landek to jest to!
I to nie tylko w służbie Królowej w Szkocji!

Gdy usłyszałem, że ktoś robi coś takiego, brzmiało to zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. Nagle otworzyły się nowe możliwości. Nie mam nic przeciwko podjeżdżaniu na szczyt samodzielnie, ale myśl, że ktoś wywiezie mnie pod górę do początku najlepszych ścieżek w okolicy, wydała się wielce kusząca. Od słowa do słowa i w rok po pierwszej informacji, że gdzieś taka Rowerowa Dolina istnieje, wylądowaliśmy na miejscu z ambitnym planem, by na gravelu, a potem góralu, zbadać okolicę. Wykorzystując najdłuższy dzień w roku, pojechaliśmy wzdłuż Popradu do Muszyny i z powrotem, by potem wskoczyć do Land Rovera. Najpierw jednak usiedliśmy z ekipą, składającą się z Marcina, Michała i Grześka, by dowiedzieć się czegoś więcej. Bo Rowerowa Dolina (rowerowadolina.pl) to wyjątkowo miejsce – wypożyczalnia rowerów, pole i punkt informacyjny w jednym, tuż nad Popradem, na ulicy Targowej w Piwnicznej-Zdrój. Nazwa zaś wyjątkowo dobrze oddaje to, czym się zajmuje. 

Najgorzej ma ten, co samochodem musi wrócić, wiadomo!
Choć tym razem miał z powrotem do towarzystwa psa, który nie zjeżdżał z nami (choć bardzo by chciał)

Pomysł na lato 

Siedzimy więc i rozmawiamy, mówi głównie Marcin Świątkowski, szef całości. Jego plany działania brzmią bardzo ambitnie. Poza tym, co już istnieje, obejmują dalszą ekspansję na okolicę. Marcin śmieje się, że Rowerowa Dolina to jego plan na emeryturę. „Jesteśmy centrum testowym Marina, jeździmy w różne miejsca Polski. W Piwnicznej zrezygnowaliśmy z wypożyczania rowerów tylko na godzinę czy dwie. Staramy się dać mapę, pokazać trasę i trochę na siłę wysyłać ludzi w dłuższą podróż”. Oferta wypożyczalni oprócz modeli Marina obejmuje różnego typu sprzęt, w tym fulle, także prostsze modele innych marek, bo i takie są potrzeby tych, którzy przyjeżdżają po prostu przejechać się wzdłuż Popradu. Pomysł z shuttlem wyniknął z czystej potrzeby. Jak mówi Marcin, mając na myśli stromiznę okolicznych gór: „Jesteśmy elektrycznym miejscem, nie da się ukryć”. Tymczasem postcovidowa rzeczywistość skrzeczy. Piwniczną odwiedziliśmy w czerwcu, rowery elektryczne Marina jeszcze nie dotarły. Jest jednak szansa, że będąc na miejscu, skorzystacie z tej opcji. Zaplanowano dostępność sześciu sztuk Marinów Alpine Trail E. Koledzy Marcina potakują, a my przechodzimy do sedna. Z drugiej strony rzeki patrzy na nas Kicarz, gdzieś tam widać podpory wyciągu. Ale nie cały wyciąg. Jest trasa, postawione krzesło, inwestycja trwa w fazie budowy już 12 lat. Miała być pierwszą polską miejscówką narciarską we włoskim stylu z dolną stacją w miejscu Rowerowej Doliny, żeby można było w butach narciarskich pójść na rynek np. na grzane wino. Inwestycję oprotestowała Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i zablokowała ją na osiem lat. Wyrok po przejściu przez kolejne instancje został skasowany, ale inwestor nie doczekał, ponieważ banki odmówiły finansowania. Obecnie teren jest w całości miejski, a gmina może wnieść go do ewentualnej spółki, jeśli znajdzie chętnego do ukończenia inwestycji (podobno za symboliczną złotówkę). 

Pasmo Radziejowej w promieniach czerwcowego słońca
Dojazdówka w takimi widokami? Proszę bardzo!

Marcin, Michał i Grzesiek poznali się covidowo. Marcin jest z Krakowa, w Piwnicznej ma dom, pozostali, miejscowi, tradycyjnie „obstawiali zimę”, ale nie mieli pomysłu co robić w lecie. Na miejscu działa klub sportowy, w tym narciarski, w którym ćwiczy sto dwadzieścioro dzieciaków, wykorzystując m.in. pobliskie stacje narciarskie w Wierchomli i Suchej Dolinie. Któregoś dnia usłyszeli od burmistrza: „Ryjcie sobie tę górę jak chcecie” (miał na myśli Kicarz) i wykorzystali swój moment. Zaczęli w połowie poprzedniego sezonu, także dzięki wsparciu Marina. W ten sposób powstało małe centrum rowerowo-spotkaniowe, ale też oficjalne centrum informacji turystycznej.

Widok na Kicarz z Bucznika
I zjazd z Bucznika, przyjemny a jakże, choć w trawach czają się niespodzianki

Jedziemy na Kicarz!

Poprad dzieli Pasma Jaworzyny Krynickiej i Radziejowej, okolica jest dość dzika. Wiele miejsc wydaje się „kompletnie nienaruszonych”, jak usłyszałem, a jednocześnie jest stamtąd piętnaście minut samochodem do Cyklostopów, czyli słowackiego centrum ścieżkowego w miejscowości Lubowla. Rowerem elektrycznym tę odległość w górach można pokonać w godzinę piętnaście, w cztery godziny analogiem. Doliną wzdłuż rzeki i dalej do Krynicy kursuje kolej, co również można wykorzystać, planując wycieczkę. Stacje PKP są co 4-5 km, droga z Krynicy zajmuje prawie 45 minut (nawiasem mówiąc, czas samochodem jest taki sam). Nic więc dziwnego, że rowerową ekspansję zaplanowano wzdłuż doliny Popradu, z punktem przesiadkowy w Muszynie. Jeśli się zmęczycie, możecie wrócić pociągiem albo spłynąć rzeką. Organizatorzy dostarczą wam kajak lub SUPA! W planach jest jeszcze showroom Marina w Jaworzynie Krynickiej, tam także będzie można zostawić rower, wsiąść w pociąg i wrócić. Tu i teraz dostępny jest terenowy Land Rover Defender z przyczepą. Zabiera od dwóch osób, pokonując 600-700 metrów do góry na obu pasmach, gdzie wyskakuje się na grań i już można lecieć w dół! Koszt to jedynie 60 złotych od osoby za trzy wjazdy. 

Pocztówka jaka jest każdy widzi i zazdrości
Choć podjeżdża się nie tylko Landkiem!

Ścieżki

Dość gadania, czas do „pracy”. Grzegorz jest kierowcą. Tym razem ma pecha, będzie musiał wrócić samochodem, naszym przewodnikiem zostaje Michał. Po podjeździe trasa prowadzi przez Bucznik, gdzie znajduje się górska kaplica, a ze szczytu rozpościera się przepiękny widok m.in. na Kicarz. Docieramy wreszcie do tego wielokrotnie wspominanego szczytu. Nasz szlak „granią” częściowo prowadzi przez łąki, na brak przestrzeni nie można narzekać. Przecinamy też słynną, nieistniejącą trasę narciarską.

Idealne miejsce na wprowadzenie w temat….
Bo przecinamy też słynną, nieistniejącą trasę narciarską

Piwniczna leży w dole, Poprad malowniczo błyszczy w promieniach słońca. Potem w końcu wbijamy się w ścieżki, a Michał przy okazji opowiada o tym, jak wyglądają u niego szkolenia techniki, pokazując różne elementy ćwiczeń. Wybór ścieżek zdaje się nie mieć końca, są na różnym poziomie trudności, włącznie z wersjami dla początkujących. Opowiada nam też, że istnieje już projekt wybudowania ścieżek pieszo-rowerowych na stokach Kicarza, i to na poziomie mocno zaawansowanym. A ja w tym momencie przypominam sobie, że w Piwnicznej, dokładnie na tych serpentynach, którymi zjeżdżamy, już kiedyś byłem i efektownie spadłem z jednej z nich. Potencjał, by fajnie jeździć, jest więc od zawsze, brakowało tylko tych, którzy pokażą, jak go wykorzystać.

Sam Kicarz to milion ścieżek, niektóre w dół…
Inna w górę!

Wielki Rogacz

Wracamy do miejsca startu, szybkie pakowanie rowerów na przyczepę i start w drugą stronę, na Pasmo Jaworzyny. Jedziemy na Pasmo Radziejowej, by zjechać z Wielkiego Rogacza. Podjeżdżamy przez Piwniczną Kosarzyska do Suchej Doliny i wysiadamy na Przełęczy Gromadzkiej. Dalej samochód jechać nie może, do góry szlakiem turystycznym jest jeszcze 200 metrów w pionie. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Michał opowiada o studiach na AWF w Warszawie i o powrocie na „ojcowiznę”, gdzie jest jego miejsce. Gdy w końcu docieramy do obiecanej ławeczki, z zapowiadanego widoku na Tatry (podobno najpiękniejszego w Polsce) nic nie wychodzi, ponieważ nieoczekiwanie po całym pięknym dniu zasłaniają go chmury. Widzę za to w oddali wieżę na Radziejowej i pętla się domyka. Tam także byłem pół roku wcześniej dzięki zgranej ekipie „Koło Południa”. I znów nie widać Tatr! Co robić, będę musiał wrócić. Z Wielkiego Rogacza najpierw trzeba jeszcze zjechać, a to oznacza dziesięć kilometrów w promieniach szybko zachodzącego słońca. Na szczęście prowadzi Michał, wystarczy tylko bym utrzymał mu koło albo mniej więcej jechał tym samym szlakiem, by się nie zabić. Przez Niemcową szybko niszczymy metry w dół, jaśniej jest tylko na polanach i w końcu na drogach wśród pierwszych zabudowań. Finał to taniec po schodkach wśród bloków Piwnicznej. 

Michał pokazuje Pasmo Jaworzyny gdzieś z okolic Wielkiego Rogacza

PS
Sprawdźcie koniecznie hasło Izersky collective!

Zobaczcie nasz film z pobytu w Piwnicznej.

Zobacz także

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Translate »