Kaszëbë Gravel Man śladami Gravelondo

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Trenujecie na szosach zachodniej Europy (to były czasy…). W uroczej malutkiej kawiarni gdzieś w Hiszpanii wasz wzrok przyciąga naklejka na rowerze jednego z odpoczywających tam kolarzy. Zagadujecie go, a kolega od naklejki chwali się, że otrzymał ją na jednym z treningów i odtąd wozi z dumą… 

Owa naklejka była niczym innym jak pamiątką z Gravelondo, cyklu treningów (jak łatwo się domyślić) na gravelach, wymyślonym kilka lat temu przez duet – trener Michał Bogdziewicz, Szymon Kobyliński, twórca gravelowej marki Rondo. 

Prolog Michała Bogdziewicza

Gravelondo wymyśliliśmy dla zabicia zimowej nudy, gdy na szosie jest za zimno i zbyt niebezpiecznie. Pierwotnie treningi przeznaczone były dla moich młodych podopiecznych, ale po pewnym czasie „otworzyłem” je także dla innych. I tak, regularnie, w każdą sobotę, przez całą zimę, bez względu na pogodę jeździmy i poznajemy nowe gravelowe trasy na Pomorzu. W tym sezonie z powodu pandemii i związanych z nią obostrzeń musieliśmy ograniczyć jazdy, ale w zimie, gdzieś tam, w każdą sobotę można było spotkać się na trasie i całkiem przypadkowo pokręcić w gronie dobrych znajomych. Dlatego przy okazji kaszubskiej edycji Gravel Mana, której trasa wyścigu w sporej części prowadzi po szlakach Gravelondo (brałem udział w wyznaczaniu rund), gdy Grzesiek zapytał, czy nie zechciałbym pokazać swoich tras i przybliżyć piękna kaszubskich szutrów, zadanie wydało mi się niezbyt trudne.

Krótko, bo deszczowo

Start i meta kaszubskiej edycji usytuowane są w Kowalach, doskonałej bazie wypadowej na wyjazd poza miasto. Wszystkie trzy dystanse (50, 100 i 150 mil, czyli po naszemu ok. 80, 160 i 240 km) startują z tego samego miejsca. Początek trasy to niejako dojazdówka do tras klasycznego Gravelonda. Nie oznacza to jednak, że jest nudno i niefajnie. Pierwsze kilometry prowadzą pięknymi okolicami jeziora Otomińskiego, gdzie od razu zaczyna się „nabijanie” wzniesień. Następnie musimy przedostać się przez okoliczne, boczne osiedla Barniewic, gdzie trafiamy już na ślad każdej trasy Gravelonda. Te bowiem nie mają jednej, stałej rundy. Tam zaczyna się prawdziwa zabawa. Dostajemy w bonusie piękny i piaszczysty odcinek, który całkiem możliwe, że mocno uszczupli wasze zasoby glikogenu. Lepiej więc jechać ekonomicznie! Czy to jednak możliwe? Nawet w lutym, gdy szuter nie miał szans pokazać pełni swoich możliwości, było miękko! Kolejne kilometry to istna Flandria, a może i Toskania ze swoimi Strade Bianche? Podjazdy i zjazdy, zmiany nawierzchni z szutrów na asfalt. Oczywiście ten też się pojawia, ale w zdecydowanej większości to boczne i mało uczęszczane drogi, które mają swój dodatkowy klimat. Nigdy nie jest płasko. Krótka pętla GravelMana, którą tego dnia wybraliśmy ze względu na słabą pogodę, w okolicach Warzna i Kielna zaczyna powoli zawracać. Jeśli zdecydujecie się na najkrótszy dystans, powrót będzie bardzo szybki i spodziewajcie się też asfaltów. Końcówka to ponownie piękne i szerokie szutry, będzie się kurzyło. 

A może dłużej?

Dłuższe pętle kaszubskiej edycji mają w bonusie niezapomniane widoki. Jestem pewny, że wrócicie tam z rodzinami lub ze znajomymi na wakacje. Przepiękne i czyste jeziora, okalające je wzgórza, po których będziecie mieli okazję przejechać. W dodatku jadący na dłuższych dystansach Gravel Mana obowiązkowo muszą zaliczyć najwyższy punkt na Kaszubach, czyli wznoszącą się na 329 m n.p.m. Wieżycę. Z punktu widokowego na szczycie (dla chętnych), czyli z wieży, rozpościera się niesamowity widok na Kaszuby. Być może wypatrzycie stamtąd jadących w oddali współtowarzyszy. Ale, uwaga, wstęp jest płatny. Na dole w małej budce siedzi strażnik inkasujący po 10 złotych od osoby, tylko gotówką. A budka jest czynna nawet poza sezonem, gdy zazwyczaj nie ma tam nikogo. Zresztą dla ścigających się może być to mimo wszystko atrakcja pochłaniająca zbyt dużo czasu. Prawdziwą wisienką na torcie, specjalnie dla koneserów, będzie ponad 15 kilometrów jazdy przy samym Jeziorze Raduńskim. Odcinek od Stężycy do Chmielonka. Tylko jeśli wybierzecie najdłuższy dystans, ale warto! 

The best of Kaszëbë Gravel Man

Przejechanie najdłuższego dystansu, liczącego aż 240 kilometrów, to zadanie ambitne, nie dla każdego (z różnych zresztą powodów). Dlatego kolejnego dnia samochodem dotarliśmy w okolice Jeziora Ostrzyckiego i Wieżycy. Naszym przewodnikiem był tym razem Emil Wydarty, znany też jako El Kapitano, mieszkaniec okolicznej Danielowej Doliny. Oryginalne osiedle powstało na uboczu wioski Nowe Czaple. Zbudowano je na wzór klasycznych kaszubskich zabudowań. Nawet jeśli jest to tylko stylizacja, i tak bardzo udana. Głównym budulcem domów o szachulcowej konstrukcji jest drewno kryte strzechą. Jak powiedział nam Emil, osiedle, a właściwie mieszkalny skansen nawiązujący do tradycyjnych sposobów budowania domów na Kaszubach, było pomysłem Daniela Czapiewskiego. Idąc w ślady Witkacego, chciał on przywrócić rangę tradycyjnemu budownictwu regionalnemu. I tak, jak Witkacy wydobył z zakopiańskiej architektury i zdobnictwa elementy narodowego stylu, tak propagator kaszubskiego drewna Daniel Czapiewski chciał pokazać najlepsze strony lokalnych konstrukcji szachulcowych. Ten sam człowiek stworzył  też Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku, gdzie w interesujący sposób pokazana jest historia Kaszub i historia Polski (oraz słynny dom do góry nogami). 

Bez względu na to, jak tam dotrzecie (warto wiedzieć, że pod Wieżycę dociera szybka linia podmiejska SKM z Trójmiasta), polecamy pętlę wokół Jeziora Ostrzyckiego. Jadąc po naszym śladzie, zobaczycie najbardziej pocztówkowe widoki na obu brzegach jeziora i zdobędziecie Wieżycę! Emil zna okolicę jak własną kieszeń, zadbał więc o nagromadzenie atrakcji. Podjazd z Pierszczewka w stronę Rezerwatu Ostrzycki Las, jeśli pokonacie go w proponowanym przez nas kierunku, odwrotnym do tego z wyścigu, pozwoli nasycić oczy pofalowanym krajobrazem. Na deser proponujemy asfaltową Wredną Czaplę, stromy podjazd ochrzczony tak przez Emila. Jego ulubione miejsce sprawdzianów!

Niebo i Piekło

Gdzie jeszcze można w ciągu pół godziny zaliczyć wizytę w Niebie i Piekle? Albo odwiedzić Kolano? Dokładnie tak nazywają się miejscowości na trasie Gravel Mana. W proponowanym przez nas wariancie podjazd pod Wieżycę zaczyna się od Kolana (tam możecie podziwiać konie i osły), by z asfaltu, przez serpentyny, doprowadzić na zbocza Wieżycy. Nie, to nie pomyłka, tu naprawdę można poczuć się jak w górach. Łydka zapiecze na pewno! Ostry zakręt w prawo i już można zacząć atak szczytowy, tym razem po szutrowej (!) drodze. Sam szczyt to jednocześnie nie koniec atrakcji. W drugą stronę prowadzi szlak, który schodzi aż do parkingu, i znów, choćby ze względu na sosny wokół, bardzo przypomina góry. W tym momencie można naprawdę przestać się dziwić, że niektórzy okoliczni mieszkańcy wsiadają w pociąg, by już po godzinie wylądować w sercu tutejszych gór. Z ciekawostek, miejscowy stok narciarski Koszałkowo w marcu był nadal pokryty śniegiem, a ośrodek pod Wieżycą nie działał tylko dlatego, że obowiązywały ograniczenia. Choć, gdybyśmy mieli skitoury, tamtego dnia na pewno jeździliśmy na nartach!

PS 

Kaszëbë Gravel Man odbędzie się 26 czerwca. Wszystkie trasy znajdziecie na gravel-man.pl/kaszebe

Informacje o autorze

Autor tekstu: MIchał Bogdziewicz

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »