Miejscówki: Bieszczady instant albo ucieczka od ludzi

Jesienią życie powoli zamiera, turystyczny gwar cichnie, ruch zwalnia, a koncert kolorów na połoninach rzuca na kolana. Wczesna wiosna za to napawa szalonym optymizmem, delikatnie budzi z letargu. Obie te pory roku dają gwarancję udanych wycieczek. Eksploracji terenu w ciszy, spokoju, z cudnymi widokami, brakiem kolejek czy korków. Chyba właśnie tego szukamy, jadąc w Bieszczady.

Mój wakacyjny wypad na połoniny był krótki, zaledwie trzy dni, w ramach których próbowałem skompresować jak najwięcej atrakcji. Przy okazji odkurzyć wspomnienia, choćby takie, jak przejazd kolejką wąskotorową do Cisnej, dawno temu podczas szkolnych wakacji. Bieszczadzka Kolejka Leśna ze startem w Majdanie jest dziś zupełnie inna, a w sierpniu przypomina raczej wesołe miasteczko z parkingami wypełnionymi po brzegi samochodami. Toczy się leniwie jak kiedyś, ale bardziej przypomina westernowe pociągi niż rzeczywisty środek transportu (ciekawostka, z tyłu jest „normalny” wagon dla miejscowych). Wystarczy jednak wystartować o piątej rano by ominąć tłumy, także na szlakach (!), gdzie Bieszczady niezmiennie mają wiele do zaoferowania. Niekoniecznie trzeba od razu wbijać się na połoniny (i tak nie wolno po nich jeździć!). Dokąd więc? Sprawdziłem dwie trasy oraz nowe centrum ścieżkowe Singletrack pod Honem. Konsultowałem się z Adrianem Szmiłykiem, który prowadzi konto na FB i Instagramie, dziś „Cycling Around”, wcześniej znane jako „Fatbike Bieszczady”. Adriana poprosiłem też o opisanie jego ulubionej trasy.

Na Chryszczatą

Komańcza, klasztor, w którym przetrzymywano Wyszyńskiego i schronisko PTTK tuż obok, oficjalnie jedno z niewielu miejsc, gdzie w ogóle można znaleźć nocleg. To nie żart, sprawdźcie w odrobinę mniej epidemicznych czasach – w Bieszczadach naprawdę są problemy z noclegami. W sierpniu musiałem wyznaczać odległości rzędu 30 kilometrów, by móc coś znaleźć. Gdy miejsc jest mało i są oblegane, namiot czy samochód okazują się rozsądnym wyjściem, pod warunkiem, że pogoda sprzyja. Tym bardziej też, że pola biwakowe często położone są w zupełnie niesamowitych miejscach. Na przykład koło Duszatyna, z mojej pierwszej wyprawy, tuż nad rzeką. To zresztą tradycja, w Bieszczady nie jedzie się po luksus. I na pewno nie po to, by spotkać tłumy na szlakach. A nawet do tak popularnych miejsc, jak Jeziorka Duszatyńskie, nie ustawiają się kolejki.

Moja trasa ubiegłego lata prowadziła często fragmentami Głównego Szlaku Beskidzkiego. Z Komańczy wyruszyłem więc na Chryszczatą (998 m n.p.m.), by sprawdzić kolejne miejsca. Oznaczało to najpierw przeprawę ścieżkami do Duszatyna, a następnie wspinaczkę na samą Chryszczatą przez Jeziorka Duszatyńskie. Szlak okazał się ambitny, lecz nie ekstremalny, w prezentowanym wariancie liczy tylko 26 kilometrów, ale niemal 800 metrów w pionie. Zaczyna się i kończy w tym samym miejscu. Nagrodą za wspinaczkę jest zjazd z powrotem w stronę jeziorek, jeden z bieszczadzkich klasyków. Równie kuszące wydaje się podążanie dalej za szlakiem, w stronę Cisnej, ale to już raczej wariant na wielodniową wyprawę z bagażem. Uwaga, mniej uczęszczane szlaki bywają nieprzetarte. Pierwotnie chciałem wracać niebieskim w stronę Chrynia, ale okazał się mocno zarośnięty! Za to Główny Szlak Beskidzki na całej długości oznaczony jest na czerwono, co ułatwia orientację.

Przez Okrąglik i Duże Jasło

Następnego dnia samochodem szybko przeskoczyłem na Majdan. Niewielka przestrzeń między Komańczą i Cisną wyglądała niemal jak ziemia niczyja. Domy, a tym bardziej miejscowości trafiają się tu sporadycznie. Warto zawczasu pamiętać o tankowaniu! Tym razem trasa była bardziej ambitna, ale wyznaczyłem ją w sposób przemyślany, nie zapominając o zasięgu elektryka. Wakacje z rodziną plus bardzo wczesne, poranne pętle sprawdziły się idealnie jako połączenie aktywności sportowej z towarzyską. W ten sposób wszyscy byli zadowoleni. 1100 metrów w pionie zostało rozłożone na dwie części, tworząc malowniczą ósemką. Najpierw podjazd na Okrąglik, następnie Duże i Małe Jasło, następnie zjazd w kierunku Cisnej znów czerwonym, czyli Głównym Szlakiem Beskidzkim. Trasa liczyła 35 kilometrów. Swobodnie można ją podzielić na dwie części, mierząc siły na zamiary, tym bardziej, że w Bacówce pod Honem da się smacznie zjeść, a Singiel pod Honem zaczyna się tuż obok! 

Podjazd na Okrąglika składa się z dwóch części. Najpierw przez Roztoki bardzo długo jedzie się asfaltem, by po ostrym zakręcie w lewo wbić się na szlak grzbietem. Tu kilka fragmentów jest niemal niemożliwych do podjechania, na szczęście są krótkie. Za to w nagrodę dostaniecie widoki na zieleń po słowackiej stronie i tunele z drzew. Z Okrąglika zaczyna się najlepszy fragment całości, z fantastycznymi połoninami na szczycie Dużego Jasła. Widok na chmury w dole o siódmej rano dosłownie zapiera dech w piersiach. Podobnie jak na ścieżkę wijącą się w dół, niknącą dopiero gdzieś za kolejnymi pagórkami. Czerwony szlak w dół do Cisnej to poezja. Naturalny, długi, nie chce się skończyć. Miałem przy tym szczęście, że błota było niewiele, a turyści dopiero wychodzili na szlaki. Poranne wstawanie ma zdecydowanie swoje zalety!

Singletrack pod Honem

Przeskok na przeciwległy stok, krótki podjazd i zaczyna się Singletrack pod Honem. To tak naprawdę tylko jedna, rozciągnięta pętla, składająca się z bardzo długiego podjazdu i krótkiego zjazdu. Ścieżka niemal na całej długości prowadzi w lesie, na szlaku jest kilka dodatkowych, sztucznych przeszkód, typu stolik, czy falka, ale w gruncie rzeczy charakter trasy jest jednolity, z przygotowanym podłożem. Pętla liczy 12 kilometrów, najłatwiej znajdziecie ją na Trailforksie lub podążając po śladzie umieszczonym obok. Ze względu na charakter trasę trudno jednak polecić jako oddzielny cel podróży, ponieważ bardziej przypomina wyzwanie typu XC niż typowe centrum ścieżkowe. Część zakrętów pod górę jest zbyt stroma, co wybija z rytmu, także sztuczne przeszkody mogłyby być zrobione lepiej. Wniosek? Optymalne będzie pojechanie najpierw na Okrąglik, by potem zaliczyć Singiel, na deser!

Krywe i okolice wg Adriana Szmiłyka

Jedną z moich ulubionych rowerowych miejscówek w Bieszczadach są okolice Krywego. Wieś położona jest w malowniczej dolinie u podnóży Otrytu. W 1947 roku, podczas akcji „Wisła”, została wysiedlona. Jak podają internetowe źródła wiedzy, jeszcze w 2017 roku oficjalnie była zamieszkiwana przez jedną osobę! Swoją podróż możecie rozpocząć w miejscowości Rajskie, udając się na południe wzdłuż Sanu. Trzymajcie się zachodniego brzegu rzeki. Napotkacie po drodze różnego typu nawierzchnie, głównie utwardzone. Po drodze zobaczycie sporo pozostałości po mieszkańcach wsi. Miedzy innymi ruiny kościoła, młyna czy zabudowań dworskich. Najlepiej jeśli odkryjecie to sami! Punktem kulminacyjnym trasy i świetnym miejscem na odpoczynek będą ruiny Cerkwi pw. Św. Paraskiewii.

Ruiny znajdują się na wzgórzu, co potęguje doznania estetyczne. Uruchomcie wyobraźnię i dodajcie do tego spowijającą wzgórze mgłę… Na cerkiewnym pagórku znajduje się miejsce na ognisko oraz ławeczki. Można spokojnie odetchnąć, delektować się widokiem i okalającą okolicę ciszą. Kiedy skończycie już napawać się pięknem krajobrazu, zjeżdżacie ze wzgórza i kontynuujecie podróż na południowy wschód wzdłuż Sanu. Docieracie do miejscowości Zatwarnica i przeskakujecie mostem na drugą stronę rzeki. Kontynuujecie podróż ponownie wzdłuż rzeki, ale tym razem na północny zachód, tak, aby zatoczyć pętlę. Po drodze traficie do Rezerwatu Przyrody Krywe, który wchodzi w skład Parku Krajobrazowego Doliny Sanu. Na trasie napotkacie trochę przeszkód w postaci bobrowisk, ukrytych ścieżek, czy mikroprzepraw. Ale nie ma się czego obawiać! Celowo nie zdradzam wszystkich atrakcji czekających na trasie, aby spotęgować wasz wewnętrzy głód podróżnika-eksploratora! Tym, którzy potrzebują do szczęścia większej liczby kilometrów, proponuję podróż wydłużyć, dodając ścieżkę historyczno-przyrodniczą „Bieszczady Odnalezione”. Stowarzyszenie Rozwoju Wetliny i Okolic oznakowało na trasie tablicami trzy nieistniejące bieszczadzkie wsie: Jaworzec, Łuh i Zawój. Ścieżka jest próbą ocalenia pamięci dawnych mieszkańców tych terenów.

Nieprzekonanym do doliny Sanu, na zachętę, zostawiam jeszcze cytat z książki Adama Robińskiego „Kiczery. Podróż przez Bieszczady”*. Zdecydowanie powinien pomóc przy podejmowaniu decyzji o wyborze kierunku.„Poszedłem do Rajskiego. San wił się jak wąż z drogą jak zygzak naniesioną na jego grzbiet. Chciałem napić się piwa. Ale kiedy usadowiłem się pod barowym parasolem, usłyszałem, że otwierają dopiero za dwa miesiące. Do najbliższego sklepu w Bukowcu było sześć kilometrów”.

Nasze trasy do powtórzenia – Chryszczata i Okrąglik z Singlem pod Honem

*„Kiczery. Podróż przez Bieszczady” 

Informacje o autorze

Autor tekstu:

Zdjęcia:

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »