Na zdjęciach widoczna jest wersja Pro, należąca do Magdy Szczekutek. Poza specyfikacją różni się ceną – Pro jest o 3000 droższy (9999 zł a nie 6999 zł). Ze strony dystrybutora można przeczytać, że kupić można wariant standardowy w rozmiarach S i L.
Blackbird to jednozawiasowiec, o skoku 160 mm. Duże łożyska powinny być wytrzymałe, przesunięcie głównego punktu obrotu ma sprawić, że całość będzie czuła (działająca większa dźwignia). Ten sam zabieg zastosowano kiedyś np. w Scotta G-Zero. Punkt obrotu na wysokości zębatki przedniej powinien też sprawić, że rower nie będzie kopać – czytaj szarpać łańcucha. Jednozawiasy potrafią ładnie zjeżdżać, patrz klasyczne Orange (kto pamięta Steve’a Peata na takim?), ale też i składać się jak scyzoryk na podjazdach. Ciekawe, czy tak jest tym razem. Tu platforma w tłumiku powinna być obowiązkowa, żeby nie dostać choroby morskiej.
Specjalnie przedłużany tłumik przechodzi płynnie w łącznik tylnego wahacza. Konstrukcja zgrabna i efektowna. Pytanie o sztywność tyłu – i wpływ sił skręcających na tłumik oraz jego trwałość – będzie można rozwiązać dopiero po dłuższym okresie czasu.
Jeszcze wahacz – masywna konstrukcja robi wrażenie. Z tyłu oś sztywna – nie Boost. Boost jest bardziej przyszłościowy, stosuje go coraz więcej firm, ale obecnie na pewno ma tę zaletę, że jest dostępnych więcej części. Przy kołach 27,5 bez względu na standard nie ma też specjalnego problemu z długością tyłu. Swoją drogą – specjalna offsetowa tulejka pozwala na regulację geometrii ramy. Kąty? Widelca 65,5 lub 66 stopni. Podsiodłowa bardzo stroma -76,5 lub 77.
Cieszą oczy takie rzeczy – opony Maxxisa. Dobry wybór.
Z przodu znajdziemy RockShoxa Pike RCT3, skok 160 mm, tył ma takie same ugięcie.
W rowerze w stosunku do wersji seryjnej lekko różni się tylko układ pancerzy
Specyfikacja fabryczna wersji PRO, czyli ze zdjęć
Dystrybutor: velo.pl