Puchar Świata XCO – Albstadt

Znana ze stromych podjazdów i równie pochyłych zjazdów trasa w Albstadt daje niewiele możliwości do wyprzedzania. Oznacza to, że w przypadku jakiejś kraksy lub przestoju stają wszyscy za upadającym. Na technicznych, usianych uskokami stokach istnieje jedna bezpieczna linia przejazdu, a alternatywne objazdy, chociaż łatwiejsze do pokonania, karzą utratą cennego czasu. Lekko skropione sobotnim, przedpołudniowym deszczem ścieżki nie stwarzały niebezpieczeństwa dla zawodników i w dwóch najważniejszych kategoriach walka o prym była uzależniona od łutu szczęścia – dobrego startu, dobrego wejścia w pierwszy zakręt, dobrego zjazdu z polany i wjazdu na właściwą trasę oraz niejechania ZA tym kimś, kto właśnie zamierza się wywalić. Jolanda Neff miała to szczęście, że od samego początku jechała w czubie. Startując z szerokim uśmiechem, wyraźnie wyluzowana i pewna swojej kondycji, od sygnału startera sędziego nie oddała swojego „pole position” aż do mety, nie pozostawiając złudzeń rywalkom, do kogo należał ten dzień. I to nie jest tak, że którakolwiek z pozostałych czterech wyróżnionych pań była tego dnia słaba. Gunn Rita Dalhe-Flesja, podobnie jak w Novym Mescie, po równym, ale bezskutecznym, pościgu przyjechała na metę druga, ze stratą 28 sekund. Neff nieco odpuściła jedynie na ostatnim okrążeniu, pozwalając Norweżce na zmniejszenie dystansu do siebie o połowę i wjechała na metę tak samo zadowolona, jak w chwili startu. Dwa kolejne miejsca, w tym ostatnie na podium, przypadły Kanadyjkom. Catharine Pendrell zajęła trzecią pozycję, a jej koleżanka Emily Batty czwartą. Maja Włoszczowska nie wystartowała najlepiej, ale konsekwentnie jadąc, odzyskała należną jej pozycję i długo utrzymywała się jako czwarta, dopiero na końcu ulegając depczącej jej po piętach Batty. Pauline Ferrand-Prevot, trzecia w Novym Mescie, musiała wycofać się z wyścigu, podobnie jak druga z Polek Ola Dawidowicz.

 

Bardziej dramatyczny przebieg miał wyścig elity mężczyzn. Bukmacherzy mogli obstawiać zwycięzcę tego dnia ze sporym prawdopodobieństwem. Sporym, bo walka o zwycięstwo trwała do ostatnich metrów ósmego, ostatniego okrążenia. Julien Absalon tworzyłby wspaniały duet ze Szwajcarem Nino Schurterem, gdyby nie ostra rywalizacja, która ich tego dnia podzieliła. Wymieniając się nawzajem pozycją pierwszą i drugą, dopiero na ostatnich zakrętach w lesie wyjaśniło się, kto stanie na najwyższym miejscu na podium. Atakujący Schurter postawił wszystko na jedną kartę i zaliczył solidną wywrotkę na śliskim odcinku trawiastego finiszu. Mijający go Absalon już wiedział, że rywal nie ma najmniejszych szans na dogonienie go i powtórzenie skutecznego ataku i bezpiecznie, chociaż wykończony morderczym tempem, sięgnął po najwyższe tego dnia trofeum. Na mecie to jednak Schurter okazał się większym showmanem. Przejechał linię mety slalomem jedenaście sekund za Francuzem. Walcząc z bólem po upadku i zmęczeniem, upadł na ulicę, odwracając tym samym uwagę fotoreporterów od Absalona, pocieszanego jedynie przez sympatyczną dziewczynę. Ten finałowy akt pokazał, jak trudne role mieli do odegrania tego dnia zawodnicy. Zmagając się przede wszystkim z niewdzięczną trasą, na której wyprzedzanie i zdobycie przewagi było bardzo trudne, walczyli z niewidocznym przeciwnikiem, atakującym z zaskoczenia i bez pardonu. Strome zbocza okazały się dodatkową przeszkodą, skutecznie niweczącą najlepiej przygotowany plan. Duże straty Fumica, Gigera i Hermidy dobitnie podkreślają różnice w niedzielnym przygotowaniu zawodników. Najlepszy z dwóch Polaków Marek Konwa sklasyfikowany został na 53. miejscu, ze stratą jednego okrążenia do zwycięzcy, zyskując ostatecznie 15 punktów w klasyfikacji generalnej. Kornel Osicki niestety nie mógł zaliczyć tego startu do udanych, kończąc wyścig ze stratą pięciu okrążeń.  


Mechanicy teamu Multivan Merida tego dnia nie zawinili. Rower Hermidy chodził jak złoto. Ta sama ekipa ustawiała sprzęt Gunn Rity, która w Albstadt sięgnęła po srebro. 



Full suspension czy hardtail? Obydwa rowery dla Norweżki stały w gotowości. W wyścigu pojechał ten bardziej sztywny. 



Ta rama posiada amortyzację tylnego koła. Nie jest oszałamiająca, bo to ledwo 15 mm skoku, ale tyle dokładnie wystarczyło, żeby Julien Absalon mógł cieszyć się pierwszym miejscem na mecie. 



Rolki były wszędzie. W namiotach teamowych, na starcie, w sektorze technicznym, w ciągłym ruchu jeśli nie pod rowerem, to przenoszone przez mechaników. I ten hałas…



Kobiety w kategorii U23 ścigały się w sobotę. Czy jest wśród nich talent na miarę złotej w Albstadt Neff? Czas pokaże.



Monika Żur z teamu 4F-Scott Racing Team na metę przyjechała na 27. pozycji. Do pierwszej Szwedki Jenny Rissveds miała stratę ponad 11 minut. 



Niedzielne wyścigi miały przyciągnąć rzesze kibiców. Ranga zawodów nie zawiodła, przybyły tłumy.



Ten pan to Bart Brentjens. W zamierzchłych czasach, a było to jeszcze w XX wieku, zdobył złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w wówczas debiutującym kolarstwie górskim. Prawie dziewiętnaście lat temu!



Start w kategorii mężczyzn do 23. roku życia (U23)…



… i jeden z pierwszych podjazdów. A raczej podbiegów. 



Diabelskie zakręty wyprowadzały zawodników z jednej częsci lasu w kolejną, równie krętą i stromą.



Bartłomiej Wawak podjeżdża po 30. miejsce na mecie. 



Ta edycja należała do dominatorów. Hiszpan Pablo Rodriguez Guede konsekwentnie pedałował na szczyt podium. Walczył o laur zwycięzcy do samego końca.



Na trasie bywało gorąco.



W czasie przejazdu kolarzy przez linię mety wszędzie fruwały opakowania po żelach i puste bidony po izotonikach. Czasy popijania wodą i zagryzania bananem w solidnym XCO dawno minęły.



Zwycięski Hiszpan koniecznie musiał się pochwalić swoim rowerem na mecie. Sponsorzy byli bardzo zadowoleni.



Lars Forster musiał zadowolić się trzecim miejscem. Sądząc po postawie, faktycznie był zadowolony.



Start elity kobiet zaplanowano na 11:15. Maja Włoszczowska poprawia kask i okulary, po raz trzeci z rzędu. Atmosfera na starcie była napięta, jednak nie dla wszystkich.



Irina Kalentiewa uśmiecha się do kamery. Poza nią jej mina była mniej optymistyczna. 



Za to Jolanda Neff nie zrzuciła uśmiechu z twarzy do końca zawodów. Miała ku temu powody – 1. miejsce na podium.



„Żółwik, Rita!” W przypadku doświadczonej Norweżki numer startowy okazał się przepowiednią miejsca na mecie. Znowu druga, tak jak i w Novym Mescie. 



Rzut okiem na linię startu wyraźnie wskazywał, kto czerpie z tych zawodów największą frajdę. 



Pierwsze okrążenie i pierwszy techniczny zjazd. Jedzie Neff, a za nią przysłowiowa minuta ciszy.



Tego dnia Ola Dawidowicz nie miała szczęścia. Wymagająca, zarówno pod względem kondycyjnym, jak i technicznym, trasa okazała się dla Oli nie do pokonania. W każdym razie, nie tego dnia.



To Udo! 



Nawet na podjazdach Neff nie traciła wiele ze swojej wypracowanej przewagi. Mocno dopingowana przez publiczność, w samotności skupiała się na dokonywaniu niemożliwego. 



Gunn Rita Dahle-Flesja nie popełniała żadnych błędów, co i tak nie wystarczyło na przybliżenie się do niepobitej tego dnia Neff na odległość pozwalającą na walkę o 1. miejsce. Drugie miejsce zdobyła jak najbardziej zasłużenie.



Kanadyjka Emily Batty z teamu Trek Factory Racing długo jechała za Włoszczowską. Ostatecznie do mety dojechały w odwrotnej kolejności.



Wśród publiczności zdarzały się i wierne czworonogi, nie bardzo radzące sobie ze stresem w tlumie ludzi. Dużo lepiej od psa radził sobie winylowy kangur. Nie pytajcie, po co tam był.



Fotograficzny pluton egzekucyjny – wszyscy gotowi do oddania strzału.



Triumfatorka zawodów Neff niezagrożona melduje się na mecie. Tak samo uśmiechnięta jak w momencie startu. 



Dzisiaj to był bardzo szybki rower – etatowy pojazd Jolandy Neff.



Trzecia na podium Catharine Pendrel cieszy się z kega niemieckiego piwa. Każdy by się cieszył!



Neff w szampańskim nastroju. 



Elita mężczyzn przygotowuje się do startu. Wyluzowany Hermida „kręci bekę” z Manuelem Fumikiem. Ten drugi, mocno dopingowany przez publiczność, ukończył wyścig na solidnej 8. pozycji. Hermida był dopiero 21.



Szybka runda przez łąkę powyżej linii startu i wjazd do lasu. Na pierwszym, dodatkowym okrążeniu, panowie zamykali liczniki i kasety. Dobór przełożenia w korbach na trasę zarówno szybką, jak i stromą, był kluczowy.



Jedzie pociąg z daleka – na odsłoniętym zboczu trawersy prowadziły głównie w dół, a ciasne nawroty były wąskim gardłem dla pędzącego stada. 



Kornel Osicki, kiedy jeszcze jechał. Nie wiadomo, co tego dnia nie wypaliło. Wynik na mecie – poza oczekiwaniami.



Na wyścig mężczyzn przyszło jeszcze więcej widzów niż na dwa poprzednie. Kibicowano najgłośniej zawodnikom niemieckim i szwajcarskim. 



Nino Schurter, na długo przed tym, jak dopadł go pech. Niezłomnie ścigał Absalona, walcząc o zwycięstwo do absolutnie samego końca.



Manuel Fumic w szortach i na żółtym Cannondale’u F-Si. 



Hermida miał szybki i lotny rower, ale to ewidentnie nie był jego dzień.



Upadki na tym odcinku zdarzały się często…



Jaroslav Kulhavy walczy o trzecie miejsce na podium i pierwsze na własnym rowerze.



Marek Konwa bez towarzystwa. Trochę szkoda, że w połowie stawki, a nie w czubie. 53. pozycja to i tak lepszy wynik jak tydzień wcześniej.



Okupione tytaniczną pracą zwycięstwo Absalona. W jego dalekim cieniu jedzie Schurter, wyraźnie rozczarowany niepowodzeniem swojego ostatniego ataku.



Poobdzierany po upadku na jednym z ostatnich odcinków, musiał walczyć nie tylko z bólem fizycznym, ale i z przegraną z Absalonem. 



Trzydziestka w rękach Absalona oznacza jego 30. zwycięstwo w wyścigach Pucharu Świata w XC. Dzisiaj to rekord. 


Więcej wiadomości z Albstadt już za tydzień!

Informacje o autorze

Autor tekstu: Łukasz Kopaczyński, l.kopaczynski@magazynbike.pl

Zdjęcia: Łukasz Kopaczyński

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »