Wypad na weekend: Ojców i Dolinki Krakowskie

Od zawsze byłem w stosunku do Krakowa trochę w kontrze. Z jednej strony sentyment, bo wycieczka w czasach szkolnych, z gitarą i w rozciągniętym swetrze, kameralne przedstawienie „Ptaśka” w teatrze, które mną wtedy wstrząsnęło, i nocleg na Oleandrach, skąd wyruszała Pierwsza Kompania Piłsudskiego. Żywe świadectwo historii Polski, stara, pierwsza stolica, przefiltrowana przez osobiste wspomnienia. Z drugiej strony powracające wciąż historie o „lepszości” Krakowa, podkreślanie wielowiekowej historii i patriotyzmu, czasem brzmiące jak dowcip, bo kto byłby w stanie wymyślić, że w CV można napisać „originally from Krakow”?! Na „lepszość” w każdej postaci mam uczulenie. A może to zazdrość człowieka, który stał się wrocławianinem z wyboru i odbiera Kraków jako konkurencję? W każdym razie w przemiłych okolicznościach skonfrontowałem się z własnymi uprzedzeniami. I zaczynam naprawdę… doceniać Kraków!

 

 

Kierunek Ojców z Grzegorzem

 

Od Grzegorza Dziadowca dostałem zaproszenie do „Wesoła Apartments” (wesolaapartments.pl), mieszczących się zaledwie 1400 metrów od Rynku, wnętrz wyremontowanych przez Grzegorza i zaaranżowanych przez jego żonę Monikę. Tradycyjnie zdałem się na przewodnictwo lokalsa, a Grzegorz spytał od razu: „Czy to musi być szosa? Lepszy będzie gravel”. 

 

 

Dolina Prądnika tuż za granicami Krakowa

 

 

Wpadamy w odwiedziny do Pustelnika!

 

 

Akurat nie było go w domu…

 

 

Ale wróżby zawsze na czasie – zautomatyzowane!

 

Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Z wypadu po asfalcie na kawę do Lanckorony (Arka Cafe czeka, na pewno ją sprawdzimy!) wyszła runda łącząca dwa w jednym – Ojcowski Park Narodowy i Dolinki Krakowskie. Mniej oczywista, tym bardziej, że zaułki i zakamarki znane tylko lokalsom zaczęły się już praktycznie od pierwszych metrów. Gdybym nie miał zapisanego śladu (możecie go pobrać), w życiu nie byłbym w stanie powtórzyć trasy.

 

 

Tuż za Bramą Krakowską klasyczny bruk

 

 

I słynna patelnia

 

W ten sposób zamiast oczywistości mogłem zobaczyć Dolinę Prądnika i uniknąć ruchu ulicznego, którego Grzegorz, jak i ja, nie jest specjalnym fanem. W upalną sobotę szukaliśmy cienia, a doliny rzeczne mają go pod dostatkiem.

 

Duża część trasy prowadziła też przez lasy. Grzegorz podkreślał, że wcześnie rano, gdy zwykle jeździ, ludzi jest zdecydowanie mniej, my w okolicach południa momentami musieliśmy uważać na innych użytkowników, zarówno tych rowerowych, jak i pieszych. Trasa jest na tyle emocjonująca, że prócz gravela można się na nią wybrać i na lekkim rowerze MTB. Mój przewodnik pokonał ją na Openie z szerokimi i łysymi oponami szosowymi!

 

 

Skały,s kały wszędzie, te słynne i te mniej – jak ta

 

 

Ale i podobne idylliczne łąki

 

Prócz klasyków, jak Brama Krakowska, czy brukowana droga i podjazd ze słynną patelnią (odsłonięta serpentyna), nie mogło oczywiście zabraknąć Maczugi Herkulesa i zamku na Pieskowej Skale. Wiadomo, Ojców skałkami stoi.

 

Po drodze zaliczyliśmy też smaczki w postaci chatki pustelnika (tuż obok szlaku, a wie o niej niewiele osób) czy podjazdu ścianki pod kościółek w Sąspowie. Było to możliwe tylko dzięki wcześniejszemu postojowi w Pstrągu Ojcowskim (Ojców 48), tuż obok słynnych stawów rybnych, gdzie podobno zaopatrują się wszystkie krakowskie restauracje.

 

 

Trasa jest godna polecenia także dla fanów MTB – bywa stromo

 

 

Jak i zabytków – nie tylko drewnianych!

 

Tu zresztą po uzupełnieniu płynów zboczyliśmy z głównego, popularnego szlaku, by odbić w kierunku dolinek. Uwaga, w Sołuszowej Podzamczu (dla zmyłki na końcu podjazdu) skorzystajcie z następnej opcji jedzenia, picia i uzupełnienia bidonów, kolejne kilometry są w odsłoniętym terenie, a latem było jeszcze bardzo gorąco!

 

Od Sołuszowa trasa przypomina Ardeńskie klasyki, podjazdy może nie są długie, ale za to strome. Droga efektownie przecina kilka „muld”, zanim dojdzie do Doliny Będkowskiej. Niektóre z nich prowadzą po asfalcie, inne niekoniecznie. W samej dolinie znów okazja do pstrągowego biesiadowania – Gospodarstwo Rybackie w Dolinie Będkowskiej. Tam już na pewno będziecie chcieli się zatrzymać.

 

 

Jest i zamkną Pieskowej Skale

 

 

I same Dolinki Krakowskie, a może Podkrakowskie??? 

 

 

Następne dwadzieścia kilometrów na szczęście prowadzi głównie z góry, bo choć na liczniku ledwie sześćdziesiąt, w jakiś cudowny sposób udało się nazbierać niemal 900 metrów w pionie. Wracamy przez krakowskie Błonia i Planty. Pomyśleć tylko, że takie gravelowe przysmaki leżą tuż za granicami miasta.

 

Trasa do powtórzenia – komoot.com/tour/274210865

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwnowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwnowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »