Już samo pochodzenie nazwy może sprawić kłopot, bo słowo „gestalt” w języku niemieckim oznacza po prostu kształt, ale definicja podawana przez Google’a bardziej pasuje do charakteru roweru. „Zorganizowana całość postrzegana jako coś więcej niż suma jej części” – zdaje się lepiej tłumaczyć, czym gravel Marina jest naprawdę. Według producenta to „rower górski z niezawodnym i prostym napędem 1X”, ale jeden rzut oka i niemal każdy z nas inaczej go sklasyfikuje. W aluminiowej ramie, z mocno opadającą górną rurą, dostrzeżemy szlakowy potencjał. Sztywny, karbonowy widelec nie weźmie w swoje ramiona trudu wygładzania nierówności, zatem całą amortyzację w Gestalcie X11 wykonają nasze ramiona i nogi oraz opony WTB o szerokości 37 mm. Jednorzędowy, jedenastobiegowy napęd Sram Rival zdążył okrzepnąć w kategorii szutrówek, biegi zmieniamy tylko prawą dźwignią i tylko jedną, mniejszą, schowaną pod prawą klamką hamulca hydraulicznego. OK, to w takim razie po co w lewej manetce dźwignia zmiany biegów? Obsługujemy nią… sztycę. Tak jest, Gestalt 11X ma droppera, ale nie jest to jakiś wątły substytut dla szosowców o skoku 30 mm, tylko pełnoprawny komponent oferujący aż 105 mm obniżenia siodła. To już moja endurówka sprzed dwóch lat miała mniej w standardzie!
Z prostej matematyki przełożeń wychodzi nam, że z kasety 10-42 i zębatki 42 z. przy korbie dostaniemy raczej górskie przełożenia. Fani gazu do dechy na płaskim mogą szybko poczuć odcięcie, na co radą jest wymiana zębatki na większą. Przełożenie 1:1 na najlżejszym biegu pozwala pokonywać nasze lokalne wzniesienie bez większego zmartwienia, ale utrzymanie tempa „pociągowego” kolegi na szosowych zjazdach staje się całkowicie nierealne. Wystarczy jednak zjechać z asfaltu w dowolny szuter, by Gestalt X11 odsłonił swe kolejne oblicze. Kierownica z flarą zmienia chwyt w pewny uścisk i nagle można mierzyć się z singlami, na które nawet przyzwoity gravel nie miałby wstępu. Dźwignie Rivala wymagają okresu adaptacji, pracują bardziej jak ostre czółno maszyny tkackiej niż zręczna i zwiewna igła w rękach ludowej hafciarki. Dziwna metafora? Wystarczy pomacać dźwignie Shimano, żeby zobrazować sobie takie porównanie. Biegi, jak to w Sramie, wskakują syntetycznie, z wyraźną informacją dźwiękową, nie ma mowy o pomyłce. W oponach WTB należy bardzo precyzyjnie ustawić ciśnienie do swojej wagi i raz zdefiniowane zapisać w najważniejszym notesie. Zbyt twarde redukują komfort jazdy do minimum, zbyt miękkie wloką się za rowerem. W punkt zapewniają trakcję, wygodę i szybkość. Dokładność? Do dwóch PSI!
Gestalt X11 z powodzeniem spełni się w roli tourowego połykacza kilometrów. Idealnie nadaje się do bikepackingowych wyskoków w okoliczne góry z opcją spania w schroniskach. Minimalistyczny, lekki i zwinny, po konwersji opon na tubeless odkryje dalsze punkty bonusowe do przyspieszenia. Specyficzna geometria z mocno płaskim widelcem to hołd złożony współczesnym rowerom MTB i bilet wstępu na okoliczne single, ale takie rodzinne, nie Twistery z Bielska-Białej, chociaż…
Za sam wygląd należy się szóstka, nie da się go pomylić z innym rowerem.
Szok i niedowierzanie – sztyca regulowana w serii. I tak powinno być!
W miejsce korby Srama pojawiło się FSA. Dobry, solidny wybór.
WTB tym razem nas nie przekonało. By dobrze jeździć, wymaga precyzyjnego ustawienia ciśnienia.
Nietypowe w rowerze „szosowym”, a w MTB częste. Sprzęgło xD w piaście pozwala użyć trybu 10-42 z.
Info marinbikes.com/pl/
Cena 8599 zł
Waga 10,3 kg
Wielkości ram 50, 52, 54, 56, 58, 60 cm
Rura podsiodłowa/górna/sterowa 530/ 530/170 mm
Stack/Reach/STR 600/387 mm/1,55
Rozstaw osi/Offset 1021/50 mm
Korba FSA Gossamer Pro (42 z, BB386EVO)
Hamulce Sram Rival
Napęd Sram Rival
Koła/opony piasty aluminiowe, obręcze Marin/opony WTB Riddler TCS Light 37C