Jest coś głęboko dziwnego w tym, że w gravelowych mistrzostwach świata pierwsze 10 miejsc w obydwu kategoriach Elity, czyli wśród pań i panów, zajmując profesjonalni zawodnicy z kontraktami zawodowymi na szosie. Co poszło nie tak? Spytajcie UCI!
Tak, wiem, że już o tym pisałem – możecie do tekstu wrócić, link powyżej. Ostatnie mistrzostwa w Belgii potwierdzają tylko według mnie w całej rozciągłości to, że UCI jest największym psujem kolarstwa. Jak tylko pojawia się oddolnie nowa, fajna dyscyplina, ekipa ze Szwajcarii najpierw się śmieje, że „patrz na te głupie rowerki, szosa królową jest i basta!”, by potem jednak pochylić się nad tematem, gdy tylko zwietrzą pieniądze.
Dokładnie to samo było z BMX’ami, potem z MTB, a teraz jest z gravelami. Każda z tych dyscyplin w pewnym momencie porywała masy, by finalnie skończyć jako maszynka do robienia pieniędzy. Puchar Świata XCO z trasami po kółkach, po szutrach, pod TV to śmiech na sali. To samo, niestety, dzieje się teraz z gravelami.
Dlaczego? Bo UCI weszło jak w masełko w żywą dyscyplinę, gdzie ludzie garnęli się masowo i… wprowadziło swoje, niesprawiedliwe zasady. Przy okazji maskując je w postaci pucharu świata, gdzie niby wszyscy mogą się eliminować, by wystartować na finale, czyli wielkich mistrzostwach świata, gdzie będą jechać po tej samej trasie z idolami.
Tyle, że zawodowcy z szosy nie potrzebują się eliminować, ba, na podstawie punktów zebranych na szosie mogą od razu zgrabnie stanąć z przodu, w pierwszym sektorze, na tych samych mistrzostwach „w gravele”. W żadnej innej dyscyplinie to tak nie działa, jeśli chcesz stać z przodu w MTB, wcześniej ciułasz punkty w wyścigach. A na wąskich, gravelowych trasach, ustawienie to klucz do zwycięstwa.
Ba, ci zawodowcy z szosy startujący na MŚ nie muszą w ogóle wcześniej startować w wyścigach gravelowych.
I teraz pytanie. W ilu wyścigach gravelowych wystartowali mistrzowie z tego roku, czyli Marianne Vos i Mathieu van de Poel?
W żadnym.
I w przyszłym roku też pewnie nie wystartują, więc nikt tych koszulek mistrzowskich nie zobaczy. Założymy się?
Wygląda to więc tak, że całe eliminacje, w tym w Polsce, to tylko fajna metoda na zrobienie frekwencji, po to by przygarnąć sponsorów. Bo amatorzy do prosów, którzy przerzucili się na gravele, nie mają podejścia. I nie będą mieli.
Czy da się z tym coś zrobić? Tak, startując masowo w imprezach, gdzie UCI nie ma znaczenia. I PZKOL, jego przybudówka. Pokazali to już w przeszłości organizatorzy maratonów MTB, że organizacje nie są do niczego potrzebne. Można pokazać znów. Trzeba tylko budować świadomość, jak rzeczywistość wygląda. I przede wszystkim dbać o jakość imprez – a ludzie będą. Bo chcą uczestniczyć w czymś autentycznym, a nie pompowanym balonami.
Jaką wartość przedstawia ten artykuł? Mówi jedynie o „problemie” eliminacji na mistrzostwa świata w gravelu. Co pisaliście, jak ten tytuł wygrała Kasia Niewiadoma? A no tak, nic. W jakich eliminacjach ona musiała brać udział? Zbierała jakieś punkty w wyścigach gravelowych? Czy jedyny research jaki autor poczynił do tego artykułu to sprawdzenie wyników wyścigu, chociaż pewnie to i tak za dużo, interesowało go zapewne tylko top 10. Zarzut brzmi tak, że UCI robi wyścig dla pieniędzy (tak jak każdy), a biedni gravelowcy muszą na starcie mierzyć się z szosowcami, z którymi przegrywają 🙁 Bardzo profesjonalny i rzetelny artykuł, wzbogacający dyskusję o gravelowym ściganiu.
Poczynił reserch, zna też Kasię Niewiadomą osobiście i wie, że na gravelu jeździ. Ba, wystartowała w koszulce MŚ po imprezie w USA i zresztą wygrała. I rzeczywiście przed MŚ jeździła na szosie, więc i jej moje „zarzuty” dotyczą – a raczej nie jej, tylko UCI. To nie chodzi o to, że UCI działa, tylko jak – faworyzując szosę.
Jakie zasady naruszałem poprzednim komentarzem? xd macie zero komentaarzy pod tymi swoimi pieknymi artykulami, juz chyba wiem dlaczego xd smieszni jestescie z tym magazynem
Przecież jest 🙂 Wszystkie wymagają zatwierdzenia – a to pojawia się, gdy zauważe, że komentarz jest!