Kontuzje przez cały sezon? Dość! Bike fitting obowiązkowo powinien znaleźć się na liście rzeczy „to do”. Bez względu na poziom zaawansowania czy wytrenowania.
Przez cały sezon 2020, a nawet dłużej (od jesieni 2019), publikowaliśmy cykl pt. „Druga Młodość Sportowca”, traktujący o moim powrocie do formy. Zresztą ze zmiennym powodzeniem, ponieważ nie udało się ukończyć najważniejszego startu w sezonie, wyścigu ultra Pomorska 500. Mimo wcześniejszych prób naprawy, ćwiczeń i fizjoterapii, problem powracał, na długich dystansach każdorazowo wysiadały mi kolana. Problem zna każdy, kto zmaga się z nawracającymi kontuzjami – ilu ekspertów, tyle diagnoz. Nie ujmując nic fachowcom, którzy się mną zajmowali, problem nie znikał. Na pewno częściowo była to moja wina. Jak miałby się sprawdzić bike fitting w przypadku osoby, która bez przerwy zmienia rowery (mój przypadek)?!

Podjąłem więc jeszcze jedną próbę, zwracając się do kolejnego fachowca, jednego z najdłużej działających bike fitterów w naszym kraju. I tak trafiłem do Jarka Dymka (jarekdymek.pl), po raz pierwszy w charakterze pacjenta. Jarek swego czasu współtworzył w Krakowie studio Veloart i był jego filarem. Obecnie działa już „na swoim” i przyjmuje w Myślenicach.
Rozpoznanie
Zaczęliśmy oczywiście od wywiadu. Opowiedziałem więc dokładnie o tym, kiedy ból się pojawia (długotrwała jazda), gdzie dokładnie (pod kolanem i z tyłu) i jak szybko mija. Również o dotychczasowych próbach leczenia, szukaniu przyczyn i małym sukcesie – odkryciu, że poszerzenie współczynnika Q, czyli odległości pedałów od siebie, ewidentnie pomaga. Lepiej jeździ mi się na MTB, gdzie pedały są dalej od siebie, i w butach MTB, w których łatwiej przesunąć bloki maksymalnie na zewnątrz, niż na szosie i w butach szosowych, w przypadku których te możliwości są ograniczone. Odkryłem również, że pomaga skrócenie ramion korby ze 175 lub 172,5 mm na 170 mm (we wszystkich rowerach), tak, by mniej wypychać kolana podczas obrotu pedałami. I najważniejsze, podejrzewam, że problemem jest ucieczka kolan do środka, w stronę ramy. A dzieje się to, odkąd pamiętam (czytaj: jeżdżę na rowerze).

Sprawdzenie pozycji
Przywiozłem ze sobą rower, na którym jeżdżę najwięcej, z założeniem, że nawet jeśli go zmienię, będzie mógł służyć za wzorzec do późniejszego „przeniesienia pozycji”. Na modelu Ruut CF startowałem w PM 500 oraz w Gravel Attack, przejechałem setki kilometrów. Właściwe badanie rozpoczęło się od sprawdzenia pozycji z użyciem znaczników, filmowania i odwzorowania sylwetki w odpowiednim oprogramowaniu. Dostawałem różne zadania do wykonania, Jarek zmieniał zdalnie obciążenia w trenażerze, jak i kąt ustawienia roweru dzięki „windzie” Wahoo i trenażerowi tej samej firmy. Obserwował mnie z przodu, z tyłu i z boku. By ostatecznie stwierdzić, że zasadniczo rower został dobrze dobrany, podobnie jak pozycja, istotne zaś mogą się okazać detale. Zwrócił też uwagę, że rzeczywiście ustawiam kolana do środka i wykrzywiam stopy piętami na zewnątrz. Co ciekawe, podczas badania bez roweru, gdy robiłem m.in. przysiady, podobne zachowania nie występowały! Jarek zasugerował więc, by przez zmianę ustawienia bloków poprawić pozycję stóp i tym samym wymusić zmianę ustawienia kolan.

Siodełko
W trakcie rozpoznania przebadane zostały też kąty, pod jakimi pracują moje nogi i całe ciało. Za pomocą mat tensometrycznych Jarek zbadał również nacisk na siodełko i potwierdził u mnie lekką asymetrię, związaną z ograniczoną ruchomością w prawym biodrze. Mimo wszystko potwierdził jednak, że jak na swoją grupę wiekową jestem elastyczny i mobilny, choć oczywiście zawsze znajdzie się coś do naprawy! Pomiary nacisku spowodowały, że cała pozycja została przesunięta do przodu, szczególnie siodła (ok. 2 cm). Jarek zasugerował też użycie dłuższego mostka, 9 cm w miejsce 8, jaki miałem założony w rowerze, oraz zastosowanie szerszego siodełka niż Bontrager, którego używałem. Pozycja została dokładnie rozpisana. Dostałem również wydruk, który pozwoli mi w przyszłości przenieść ją na kolejny rower, centymetr po centymetrze i detal po detalu.

Stopy
Wizyta trwała w sumie cztery godziny. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, ile zarezerwować czasu na spotkanie z bike fitterem, to może być wskazówka. W moim przypadku przez ostatnią godzinę dopasowywaliśmy buty. Został zmierzony rozkład nacisku stóp na podłoże, a następnie, poza standardowym ustawieniem osi pedałów, a właściwie bloków (przód-tył we właściwym miejscu), dorobione zostały termoformowalne wkładki i podkładki podnoszące podbicie oraz dodatkowo asymetryczne podkładki pod samymi blokami. Te ostatnie łatwiej jednak zastosować na szosie, tam bloki są większe, a tym samym większe również możliwości korekty (dostałem właściwe podkładki). Po kilku poprawkach i przymiarce proces dopasowania, przynajmniej tym razem, został uznany za zakończony.
Potwierdzenie
Celowo umówiłem się z Jarkiem w połowie grudnia, zakładając, że challenge Rapha Festive 500 będzie idealną okazją, by potwierdzić, czy zmiany przyniosły efekt. W ubiegłym sezonie również zaliczyłem Raphę, ale miałem kryzys, gdy drugiego dnia okazało się, że kolana jednak bolą po przejechaniu zaledwie 50 kilometrów. W kolejnym roku wyzwanie zakończyło się pełnym sukcesem! Kolana „odzywały się” co prawda, ale nawet w ostatni dzień, gdy w minusowych temperaturach pokonaliśmy niemal 120 kilometrów pod Nową Solą, nie wywołały prawdziwych problemów.
Czy mogę już odtrąbić sukces? Nie, nie jestem jeszcze pewien, ale to niewątpliwie cenna informacja zwrotna, która daje powód do zachowania optymizmu. Oczywiście, mam też ćwiczyć rozciąganie, wzmacniać mięśnie (w tym brzucha) itd. Trochę pracy mnie czeka. Ale wszystko po to, by kolana w końcu nie uciekały do środka. Cel już jest, są środki i metody. Mam nadzieję na definitywne rozwiązanie problemów, czego i wam życzę.