Officine Mattio powrót rowerów Made in Italy

Z czym kojarzy wam się „Made in Italy”? Dla każdego pewnie będzie to coś innego. Może Ferrari, albo mediolańska moda, na pewno najlepsza na świecie kawa „na stojaka” przy barze. Officine Mattio potraktowało to hasło dosłownie i produkuje we Włoszech ramy. Miałem możliwość odwiedzić siedzibę firmy w piemonckim Cuneo i zobaczyć to na własne oczy.

Officine Mattio jest prowadzone przez Giovanni Monge Roffarello, człowieka o sercu kolarza i obsadzone w całości przez ludzi, którzy mają podobny cel, aby stworzyć rowery najlepsze, jak to tylko możliwe i chcą to robić we Włoszech. Dlatego też proces powstawania rowerów, od etapu ram, poprzez ich malowanie po finalne składanie, odbywa się na miejscu. U podstawy leżała ambicja przywrócenia produkcji w tradycyjnie kolarskim kraju, z wykorzystaniem doświadczeń pokoleń budowniczych ram i użyciem nowoczesnych technologii jednocześnie. W efekcie przełożenia tej filozofii „pracy u podstaw” na praktykę, w Cunego powstają rowery na ramach ze stali klasycznej i nierdzewnej, aluminium i karbonu. Kolekcje nie obejmuje jeszcze rowerów MTB, ale kto wie? Obecnie jest to wiele modeli szosowych i graveli, każdorazowo wybrać można nie tylko materiał ram, ale także to, jak będzie wyglądał. Topowe modele mogą być też dosłownie „szyte” na miarę, z customową geometrią włącznie. Własna lakiernia powoduje, że także najbardziej fantazyje wykończenie nie jest problemem.

Na początku jest rama

Co więc oznacza Made in Italy? W Officine Mattio oznacza to przejście od włókien, przez formowanie rur do konstrukcji ramy, po malowanie, bez opuszczania Piemontu. Na południe od siedziby w Cunego mamy Morze Liguryjskie, z takimi kultowymi miejscami usadowionymi malowniczo na wybrzeżu jak Monako i Nicea na zachodzie oraz Portofino na wschodzie. W centrum regionu znajduje się Genua, a na wzgórzach nad wybrzeżem mieszczą się zakłady produkujące dla OM – Officine Mattio używa takiego skrótu.

Była to już moja kolejna wizyta we Włoszech, więc nie zdziwił mnie specjalnie fakt, że w jednym z masy takich samych, niespecjalnie wyróżniających się na tle innych budynków, powstają ramy OM. To zresztą tylko jedna z lokalizacji, bo karbonowe szkielety rowerów OM powstają w dwóch różnych miejscach, w dwóch różnych technologiach. Ja się dowiedziałem od Giovanniego, szefa całości, to świadomy wybór, a jednocześnie w pewien sposób pokłosie covidowej epidemii. Rozproszenie produkcji i wielu dostawców sprawia, że nawet jeśli któryś element łańcucha dostaw pęknie, zawsze jest alternatywa. Nawet jeśli nie bezpośrednia, pozwalająca zastąpić brakujący element jeden do jednego, to istniejąca. Być może tego dnia nie powstanie ten rower, który planowano, ale powstanie inny, który akurat będzie dostępny.

Jednocześnie dwie różne technologie powstawania ram pozwoliły na zaoferowanie dwóch różnych produktów. Technika, którą zwykle nazywa się „tube2tube”, pozwala na składanie ram z mniejszych kawałków, dosłownie z rur i łączników, a tym samym oferowanie indywidualnego dopasowania do użytkownika. To w niej produkowane są najwyższe modele Officine Mattio z serii Lemma. To jednocześnie najlżejsze ramy w kolekcji, jak i najdroższe. Druga stosowana technika pozwala na wytwarzanie ustandaryzowanych rozmiarów, z głównym trójkątem o konstrukcji monolitycznej. Tak powstaje np. model OM1 S. Dzięki temu rowery są tylko odrobinę cięższe – rama w tym samym rozmiarze waży odpowiednio 800 gramów w pierwszym przypadku i 920 w drugim – ale za to tańsze. Z zewnątrz różnice konstrukcyjne nie są widoczne na pierwszy rzut oka, a klient ma możliwość wyboru.

Nie tylko na dwóch kołach

To, gdzie powstają ramy OM, to także efekt epidemicznego zamieszania, którym uprzemysłowione Północne Włochy zostały doświadczone wyjątkowo dotkliwie. Historia powstawania marki sięga 2013 roku, gdy pojawił się pierwszy pomysł, ale oficjalny start nastąpił w 2019 roku, trudno sobie wyobrazić mniej dogodny moment na rozkręcanie biznesu, szczególnie w miejscu dotkniętym surowymi obostrzeniami dotyczącymi przemieszczania się. Inna sprawa, że zasadne jest pytanie, czy bez epidemii start w ogóle byłby możliwy? Na pewno firma nie przyjęłaby tej postaci, jaką znamy dziś. A zdjęcie, które widzicie powyżej, jest na to wymownym dowodem. Cała seria autoklawów to wygrzewania karbonowych elementów, nie służy bynajmniej do produkcji rowerowych ramy. Ramy OM powstają w innej firmie, która wytwarza różnego typu elementy kompozytowe, przede wszystkim do samochodów sportowych, ale nie tylko. Ma odpowiednie kompetencje i zaplecze, by produkować wszystko co zlecą klienci. W ten sposób także rozprasza ryzyko, działając w różnych branżach.

Na początku oczywiście są karbonowe maty nasączone żywicą, czyli tzw. prepregi. Te wycina się za pomocą plotera – i specjalnego oprogramowanie, pozwalającego zminimalizować ilość odpadków – w kawałki, które posłużą później do produkcji ramy. Nawiasem mówiąc, w przypadku produkcji odzieży ten etap wygląda praktycznie identycznie, tylko krojony materiał się różni! Same prepregi także mogą mieć różne właściwości, począwszy od samych włókien, przez ich układ.

Zanim powstanie rama, oczywiście trzeba wiedzieć dokładnie, jak ułożyć karbonowe maty. W jakiej kolejności, układzie, by osiągnąć określony efekt końcowy.

Każdy ruch ma znaczenie, poszczególne fragmenty ramy można zaprojektować tak, by były odpowiednio sztywne lub wprost przeciwnie, elastyczne. Cały proces układania odbywa się według z góry narzuconego schematu.

Problemem nie jest samo stworzenie ramy, ale fakt, że ma być wytrzymała i lekka jednocześnie. Dlatego układ włókien, to czy będą jedno, czy wielokierunkowe, ma tak duże znaczenie.

Z pieca, już po utwardzeniu, wychodzi półprodukt, który już w dużym stopniu przypomina finalną ramę, ale jak widać na załączonym zdjęciu, wymaga jeszcze pracy wykończeniowej. Charakterystyczna „kratka” karbonu to tylko celowo wybrany efekt wizualny wierzchniej warstwy, nie ma nic wspólnego z ogólną wytrzymałością. Może tak wyglądać, ale nie musi.

Wszystkie zbędne elementy są usuwane ręcznie – co oczywiście wymaga dużego nakładu pracy

Widełki tylne, ze względu na skomplikowanie, tworzone są z mniejszych elementów – tu widzicie wszystkie cztery fragmenty, które powstają oddzielnie

Po połączeniu w jedną całość dostajemy gotową ramę, która następnie może trafić do malowania. Akurat ten model OM1 S powstaje w pięciu standardowych rozmiarach

Pan sobie życzy?

Czym byłaby prawdziwa, włoska rama, bez specjalnego malowania? Nic więc dziwnego, że także pod tym względem OM ma sporo do zaoferowania. Tu także oczywiście są różne poziomy indywidualizacji, bo są i ramy „z półki”, czyli kolekcje sezonowe, ale zawsze, nawet w tym standardzie musi być szczypta indwidualizmu.

 

Nieprzypadkowo w siedzibie firmy wisi taki oto zestaw rur, pozwalający na skalę możliwości. Oczywiście są to rury, a nie płaskie fragmenty materiału, bo na rurze kolor wygląda inaczej. Wie o tym każdy, kto próbuje wymyślić nowy wzór malowania, który sprawdzi się na płaskiej powierzchni, typu maska samochodu, ale już na zdecydowanie mniejszej i obłej niekoniecznie.

I znów można się przekonać dopiero z bliska, że kolor to jedno, ale to jeszcze nie koniec wyboru. Bo może być zarówno błyszczący, jak i matowy.

Surowe ramy trafiają do własnej lakierni, gdzie odbywa się proces finalizacji wyglądu. Na zdjęciu jest akurat rama gravela Santiago C (od Carbon).

Zanim powstanie konkretny wzór dostępna jest wizualizacja, potem następuje żmudna robota, składająca się nie tylko z malowania ale i oklejania

Od ilości kolorów – podobnie jak od zapachu chemii w powietrzu – można dostać zawrotów głowy!

Oklejanie, malowanie, jeszcze raz oklejanie, w zależności od potrzeby – i tak do skutku

Nic dziwnego, że później możliwe są naprawdę specjalne kombinacje kolorystyczne, włącznie z chromem!

Zanim sprzęt trafi do montażu, oczywiście usuwane są drobne niedoskonałości, wszystko musi być dopieszczone!

Finalnie zaś w ręce klienta, trafia zaś sprzęt taki jak ten, czuli model Brondello na stalowej ramie, z pełną integracją systemową, ale na najnowszym osprzęcie – tu Dura-Ace Di2!

Jak jeżdżą rowery Officine Mattio? Tak się składa, że jeden z nich mieliśmy w ubiegłym sezonie w teście długodystansowym. Gravel Santiago C (poniżej) został zbudowany na wyjątkowym napędzie Classified. Test zaś wkrótce znajdziecie na naszej stronie.

Więcej o Officine Mattio na oficjalnej stronie officinemattio.com

Informacje o autorze

Autor tekstu: Grzegorz Radziwonowski

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski, Łukasz Kopaczyński (zdjęcie akcji)

1 KOMENTARZ

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Wizytę w siedzibie włoskiej manufaktury Officine Mattio, ambitnie produkującej ramy i składającej rowery w słonecznej Italii uzupełniłem o test maszyny, której powstawanie mogłem śledzić. W ten sposób na specjalne zamówienie trafił do mnie egzemplarz gravela Santiago C (od Carbon), na którym przejeździłem sporą część ubiegłych wakacji. Oto moje wrażenia z jazdy. […]

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »