Zasłyszana opinia oczywiście ma w sobie odrobinę przesady, bo na szczęście mamy już w Polsce miejsca, które z czystym sumieniem możemy polecić, a jednak jednocześnie ma w sobie odrobinę prawdy. Przekonaliśmy się o tym wizytując czeską miejscówkę w ostatni weekend jesieni, tuż przed jej zamknięciem. Zapiszcie sobie jako obowiązkowe miejsce do sprawdzenia gdy tylko zejdą śniegi!

Wstępne zastrzeżenie
To nie jest nasz typowy przewodnik z miejsca, które sprawdzamy, jakich wiele znajdziecie na naszej stronie. Tym razem były to bowiem odwiedziny rodzinne, w poszerzonym składzie – czwórka dzieci plus czwórka dorosłych. Taki „family time”, tyle, że na sportowo. Klienci podstawowi w wieku 2 x 7, 11 i 12 lat. Co to zmienia? Ano wiele, bo pozwala zweryfikować miejscówkę pod względem przydatności do użycia dla całych rodzin, a nie tylko jej wybranych fragmentów. A z dziećmi wiadomo, bywa różnie, niekoniecznie to co podoba się tacie przypadnie do gustu obywatelowi, który dopiero zaczyna. Stworzenie zaś miejscówki, gdzie wszyscy będą się dobrze bawić, to prawdziwa umiejętność.

Drobne zastrzeżenie na wstępie – są w Polsce miejsca, gdzie podobne podejście prorodzinne także jest dobrze widoczne. Celuje w tym tzw. Grupa Pingwina, z bike parkami w Wiśle Skolnity, Krynicy Słotwinach i Kasinie. Jednocześnie przyznać trzeba, że Dolni Morava podnosi porzeczkę jeszcze wyżej.

Pożyteczne przeszkadzajki
W Dolni Morava byliśmy 30 października. Do wiosny całość funkcjonuje jako kurort narciarski, ale w letniej ofercie pomoże zorientować się wam oficjalna strona internetowa dolnimorava.cz/pl/lato. Już ona pozwala zorientować się, co czeka na miejscu, bo obok samych tras do dyspozycji jest i wielki plac zabaw, kolejka górska, słynna wieża widokowa Ścieżka w Obłokach, Park Adrenalina, itd. Jest spora szansa, że tu każdy znajdzie coś dla siebie – nawet jeśli jest zupełnie nierowerowy. Całość dodatkowo się nadal rozbudowuje – na jesieni niemal gotowy był już gigantyczny wiszący most, podobno największy w tej części Europy. Obok Ścieżki w Obłokach to zdecydowanie atrakcja, która jest w stanie przyciągnąć nie tylko mniejszych wzrostem i mniej zaawansowanych wiekowo. Liczne są też, co nie mniej ważne, miejsca, gdzie można zjeść, w różnym standardzie. Od kiosku z kawą, po wszelkiego typu restauracje. A jeśli dodamy do tego fakt, że sama miejscowość jest mocno turystyczna – tam kolejne miejsca do jedzenia – nie sposób tu umrzeć z głodu.

Trasy a raczej ich stan
Oficjalna strona podaje że trasy są trzy, ale szczerze mówiąc możliwych wariantów i kombinacji jest więcej. Kolory podpowiadają poziom trudności, od trasy zielonej – której nie ma w opisie na stronie, a stanowi wariant trasy niebieskiej flow, jeszcze łatwiejszy – przez kultową już niebieską po czerwoną (leśną) po czarną. Co ważne – z dobrych źródeł wiemy, że już na jesieni zostały rozpoczęte prace nad kolejnymi trasami, w tym naprawdę trudnymi i naturalnymi, które mają być otwarte już w tym sezonie.
Póki co jednak bardziej interesujący jest fakt, że na koniec sezonu trasy dostępne nadal były w stanie idealnym, bez tak popularnych u nas tarek czy dziur. Jasne, nie odgrywa to znaczenia dla kogoś, kto umie jeździć, ale jeśli pokonuje się trasę flow o długości 7 km z siedmiolatkiem, to naprawdę robi różnicę. Jak możliwe jest utrzymanie trasa w tak dobrym stanie? Nie wiem, z chęcią spytam kolejnym razem Czechów na miejscu o ich tajemnicę. Z pewnością jednak pochwalić mogę fakt, że potrafią budować przeszkody. Już na niebieskiej trasie można spróbować latać, a stoliki zrobione są tak, że próbuje siedmiolatek na kole 20 cali – i bezpiecznie ląduje! – i jego ojciec. Da się? Da się! Dzięki temu mały człowiek, nawet jeśli trasa jest długa, nie nudzi się, co więcej, nie męczy niepotrzebnie. Po przejeździe całości praktycznie bez przerwy tekst był tylko jeden – „jeszcze!”.

Najlepsze – na górę wywozi szybka, 4-osobowa kanapa, gdzie obsługa pomaga we włożeniu rowerów, a całość zorganizowana jest tak, że po nauczeniu się można to sprawnie zrobić samemu, bez podnoszenia roweru powyżej głowy. Da się to zrobić lepiej niż przez dodanie haków do wagonika (dobrze znana polska miejscówka).

Co robi różnicę?
Różnorodność i stan tras oraz dodatkowe atrakcje. Kolejnego dnia byliśmy w Czarnej Górze, gdzie nie ma łatwych tras, bo Milky Way w górnej części za sprawą kamiennych band nie jest trasą dla początkujących. To samo dotyczy kilku innych doskonale popularnych miejscówek, które same w sobie często są świetne, ale bycie całą rodziną wymaga większych kombinacji i wysiłku niż w Dolni Morava. Jeśli chcecie sprawdzić to osobiście, gorąco zachęcamy. Tym bardziej, że w okolicy jest kilka miejscówek, które można sprawdzić w ramach przedłużonego weekendu. Kouty, Koprivna, niedaleko Trutnov i oczywiście Rychleby itd. To się nazywa pomysł na majówkę!
Zobacz także