Kilka miesięcy temu świat śmiał się z żartu, jaki zrobił Pinkbike, prezentując eksperymentalny rower nazwany The Grim Donut. Kąt główki wynosił w nim 57°, a podsiodłowy 83°. Rower był pokraczny, ale podczas testów okazał się zadziwiająco szybki. Nowy Alpine Trail tak ekstremalny nie jest, ale podąża w tym samym kierunku. Szczególną różnicę widać choćby w porównaniu z sezonem 2020. Jednocześnie zachowano rozwiązania charakterystyczne dla modelu, takie jak aluminiowa rama i firmowe zawieszenie MultiTrac. Od razu widać, że to ten sam rower.
Podczas podjazdu dobrze sprawdza się poprawiony kąt podsiodłówki, który jest bardziej stromy aż o około 2° względem starszego modelu. Komfort jazdy zapewnia również regulowana sztyca Tranz X, dostosowana długością do rozmiaru ramy. W rozmiarze S jest to 125 mm, w M i L odpowiednio 150 mm, a XL 175 mm. Tę w rozmiarze L (który testowałem) jesteśmy w stanie wsunąć całą w ramę. Super. Pod górę napędza nas nowa grupa 12-rzędowa Deore od Shimano, której zakres przełożeń na kasecie to 510%, co w połączeniu z 32 zębami na korbie FSA z przodu sprawia, że o podjazdy nie mamy się co martwić. Mimo że jest to najniższa grupa z rodziny 12-rzędowych, przerzutka działa płynnie, ma też sprzęgło, czyli wszystko, czego potrzebujemy, żeby łańcuch nie latał na nierównościach. Styczność z podłożem zapewniają koła z podwójną ścianką sygnowane logo Marina, o szerokości wewnętrznej 29 mm. Opony zamontowane w rowerze to Vee Tire Flow Snap o szerokości 2.6 (tubeless ready). Bieżnik jest dość agresywny, mieszanka miękka, co zapewnia dobre trzymanie w wilgotnych i nieco gorsze w skrajnie suchych warunkach. Niewielkim minusem jest to, że opony niestety swoje ważą. Seryjnie są też na dętkach, od razu warto więc się ich pozbyć.
Czas sprawdzić naszego Marina na zjazdach. I tu wspomniany już wcześniej mocno zmieniony kąt główki ukazuje swój potencjał. Na szybkich i stromych sekcjach rower wyraźnie zyskał na stabilności. Przyjemne poczucie przyklejenia do ziemi wprost zachęca do ostrej jazdy. Rower, mimo swoich gabarytów, w bandach jest bardzo żwawy dzięki niskiemu środkowi ciężkości i krótkiemu tylnemu trójkątowi. Na zwrotność nie ma wpływu zwiększony Reach ramy. Tak agresywne kąty dobrze zgrały się ze stosunkowo niewielkim skokiem roweru, 160 cm z przodu oraz 150 cm z tyłu. Amortyzator RockShox Yari RC i tłumik RockShox Deluxe Slect + pozwalają na zabawę z ustawieniami tłumienia powrotu, kompresji oraz tuningiem za pomocą tokenów. Jest to zawieszenie podstawowe, ale można się z nim zaprzyjaźnić i trochę zajmie, zanim zaczniemy wykorzystywać je w stu procentach.
Rower wyposażony jest w parę komponentów Marina, takich jak siodełko (całkiem miękkie i wygodne), mostek, kierownica (ze sporym wzniosem) oraz gripy z obejmami. Za hamowanie odpowiadają hamulce czterotłoczkowe Shimano MT-420, więc jest naprawdę dobrze. Długie i proste klamki hamulcowe pozostawiają trochę do życzenia, choć można się do nich przyzwyczaić. Można też przesunąć je w stronę mostka, żeby móc hamować jednym palcem i zmienić dźwignię nacisku. W kwestii detali mamy wewnętrzne prowadzenie pancerzy i osłonę ramy.
Marin Alpine 7 to rower dla osób, które od enduro oczekują stosunkowo niskiej ceny i uniwersalności od podjazdów po trasy DH. Kąty, chwilę temu zarezerwowane dla zjazdówek, okazują się działać w praktyce w rowerze o zdecydowanie krótszym skoku, a bardzo dobre własności jezdne w trakcie jazdy w dół to nagroda za odwagę konstruktorów.





Cena: 9999 zł
Skok: 160/150 mm
Rozmiar kół: 29 cali
Info: marinbikes.com/pl
To również może cię zainteresować: