Opustoszałe górskie pasma, spowite mgłami i ciemnością zapadającą zaraz po piętnastej, długo jeszcze nie pozwolą śmielej wyruszyć ku przygodzie. Wertując opiniotwórcze internety, co rusz trafiamy na pomysły, jakie podsuwają nam nachalnie spece od marketingu i kreacji lepszego życia. Idą święta, czyli czas golenia baranów i strzyżenia owiec. Ale STOP!
Członek Twojej rowerowej „rodziny”, którego planujesz obdarować, nie potrzebuje kolejnej pary rękawiczek, pompeczki, multitoola, lampki czy zestawu skarpet.
Oto kilka propozycji – 100% pewniaków, strzałów 10/10 dla mężów/żon/konkubin i konkubentów szukających prezentu dla swojej drugiej połówki.
1. UNDERBERG – 44%

Zaczynamy bez szaleństw. Idealnie na początek przygody – tym się nie da nachlać, chociażby ze względu na opakowanie – Underberga sprzedają tylko w malutkich butelczynach i więcej zajmie ci rozpakowanie tych cukiereczków, niż degustacja.
W środku typowy bitter zabełtany na bazie ziółek z 43 krajów. Recepturę opracował Hubert Underberg-Albrecht w 1846 roku. Doskonale kasujący niestrawność i zatrucie pokarmowe. Dobry też na wzdęcia i zgagę po obżarstwie.
Ciekawostka – zanim trafi do tych nikczemnych flaszek, leżakuje w słowackich beczkach z dębiny przez 7 miesięcy.
DLA KOGO?
Jeśli wyjadłeś w ukryciu wszystkim kolegom kabanosy z plecaków, lub lubisz szeleścić papierkami, Underberg jest dla ciebie!
2. STROH – 80% (40%)

Były napitki dla dzieci, teraz prawdziwa petarda i jedyny przedstawiciel w temacie rumu i okolic w zestawieniu.
Austriacki specyfik kładzie na łopatki wszystko, co można wyciągnąć z plecaczka w chłodne wieczory przy ognisku. Doskonały, mocny rum produkowany w niezmienionej formule od 180 lat. Komu na myśl przejdzie rozwadniać go z jakiś izotonikiem, niech się walnie w łeb! Jedyna dopuszczalna forma rozcieńczania to herbata lub kawa.
Uwaga na słabszą wersję (tylko 40%) dla fanów cross country i szosowców. W prawdziwym enduro tego sikacza można użyć tylko do czyszczenia napędu.
DLA KOGO?
Albo masz koszulę w kratę, brodę, drogi niemiecki rower i pijesz stroha, albo spadaj do XC lub na szosę golić nogi. Innej opcji nie ma.
3. JÄGERMEISTER – 35%

Prawdziwy celebryta wśród enduronapitków, bez którego kiedyś nie mogła odbyć się żadna porządna górska szwędaczka!
Król pobrzękujących buteleczek na dnie plecaka, składający się z 56 ziółek macerowanych na spirytusie, m.in. tymianku, rumianku, drzewa sandałowego, szafranu, imbiru, rozmarynu, borówki, bazylii, pietruszki, cynamonu. Wszystko to trwa ponad rok – zaskakująco długo, jak na tempo znikania Jegra z zielonej butelczyny.
DLA KOGO?
Dla wszystkich! To taki stary dobry kumpel, który nigdy cie nie zawiedzie. Zawsze możesz liczyć ból łba na podjeździe dnia następnego.
4. FERNET BRANCA/MENTA 39%/28%

Tych dwóch koleżków często chadza w parach, jak rasowi Włosi. Fenet Branka to 39% destylat o ok. 27 ziołach i przyprawach z czterech kontynentów z których najciekawsze to szafran, mirra, liście koki, aloes, kardamon i kora chininowa.
Jeśli dodamy owoce piołunu, korzeń rzeń-szenia i skórkę pomarańczy, nie odbiegniemy za daleko od porównań smaku eliksiru, do aptekarskiej mikstury ze zmielonych owoców o posmaku błota.
Można dorobić sobie, że pije się to dla zdrowotności, dobrze wiemy, że o zdrowie tu nie chodzi.
Fenet Branka Menta to 28% destylat o ok. 27 ziółach, dla nie mogących znieść orginału.
Kto próbował, ten potwierdzi, że ten niezwykły napój wręcz odmładza nasze trzewia.