Teraz możemy już ze Sławkiem przegotowywać się do oglądania tras na Absa Cape Epic 2020 – po niekończących się problemach i perturbacjach udało się.
Jedziemy na Cape Epic 2020!!! 💪😁
Jeszcze nigdy w życiu tak się nie nakombinowałem (sądzę, że Sławek również ), ale się udało i jesteśmy mega szczęśliwi. Ale trzeba było się brać do roboty – rezerwować bilety lotnicze, wykupić serwisy rowerowe, masaże po zawodach, serwis pralniczy , serwis bidonowy itd. Dodatkowo poszliśmy po przysłowiowej bandzie – wynajęliśmy drogi kamper aby przez okres wyścigu nie spać w namiotach.
Od strony technicznej nasze przygotowania są dopięte prawie na ostatni guzik – zostały do przygotowania jeszcze rowery. Tutaj czekamy na nowe napędy SRAM AXS z pomiarem mocy – lada dzień trafi to na nasze rowery.
Trasa
No i najważniejsze, jeszcze musimy się trochę powysilać, aby nie zawieść siebie, trzeba trenować z głową, być dobrze przygotowanym i nie przegiąć. Na samych ambicjach nie da się tego zrobić. Bo do przejechania jest prawie 650 kilometrów i ponad 15500 metrów przewyższeń w prologu i siedmiu etapach. Tak po pobieżnej analizie dopiero od etapu 5 zaczyna się mocna jazda – czyli daleko i wysoko.
Odpowiednio – 5 etap – 89 km i prawie 3 tysie w góre , 6 etap -95 km i 2300 metrów, no ostatni 66 km i 1900metrów w górę.
Pierwsze cztery też „ w kij nie pierdział” lekko nie będzie, ale końcówka jest bardziej hardkorowa.
Pierwszy etap 98 km i 1800 metrów przewyższeń, drugi 94 km i 2050 , trzeci 88km i 2100 w górę, czwarty ponad setka w poziomie i prawie 2000 metrów w pionie, a z każdym dniem zmęczenie się będzie nawarstwiać.
Dlatego postanowiliśmy zaszaleć – zakupiliśmy dzięki współpracy z firma Masquebici: pakiety z kamperem, aby być tylko skupionym na pedałowaniu, jedzeniu, spaniu, jedzeniu, pedałowaniu i znowu spaniu i tak przez osiem dni – wszystkim innym mają zając się chłopaki z Masquebici – serwis rowerów , masaże oraz wszelakie transfery przed, w czasie i po wyścigach.💪
Bardzo dużo uwagi w swoich opowieściach na te tematy zwracał mi „trenejro” Michał, który uczestniczył w ”epicku” i mówił, że patrzył z zazdrością jak inni mają spokój, bo wykupili serwis bidonowy i są pewni tego co maja w swoich bidonach. Jak inni regenerują się w kamperach a nie w namiotach,gdzie wieczorem temperatura dochodziła do 50 stopni, a rano była bliska zera i jeszcze inne elementy, które miały wpływ na dalszą jazde w wyścigu. To samo mówili nam zapoznani na Swiss Epicu chłopaki z RPA – mówiąc jeszcze o dwóch ważnych elementach które mogą nam przeszkadzać – to bardzo duże skoki temperatur – od zera do czterdziesty stopni w plusie w ciągu doby i mamy baczne zwracać uwagę na to co pijemy. Bo „egipska zemsta Faraona” przy tym co potrafi zrobić nieodpowiedni płyn do picia w RPA, jest podobno pieszczotą w porównaniu.
Ale ruszamy pełni nadziej, aby domknąć ostatnim ostatni element układanki „THE LEGENDARY EPIC”!
Adam i Sławek

