Enduro MTB Series w Szklarskiej Porębie – zawody z perspektywy żółtodzioba

Nie sposób odnieść się do wszystkich aspektów imprezy, takich jak panująca atmosfera, serdeczność uczestników czy z innej strony pokonywanie własnych słabości. Skupię się więc na tym, co, jak mi się wydaje, może być interesujące, czyli na bardziej sportowo-technicznych aspektach tego, co się wydarzyło.

Już na wstępie odniosłem wrażenie, że organizator włożył jakąś kosmiczną pracę w znalezienie i wytyczenie OS-ów. Były to moje pierwsze zawody enduro, więc nie mam porównania, ale jednocześnie mam nadzieję, że nie dyskwalifikuje mnie to i mogę spokojnie wyrazić swoją opinię na temat tego, co przeżyłem.

 

 

Cztery OS-y, a każdy inny

 

OS1

To był łatwy, przyjemny, ściółkowo-leśny OS z akceptowalną dla mnie ilością błota, bo na śliskim średnio sobie radzę. Od startu trasa prowadziła lekko pod górkę i ten zasłyszany gdzieś w tle komentarz „mogłem zabrać rower XC”. Dalej było jednak już tylko w dół, bez większych niespodzianek, może poza zalaną wodą nieco głębszą dziurą tuż za metą, która dostarczała frajdy tym, którzy już zjechali i patrzyli na kolejnych nadjeżdżających. Z perspektywy czasu myślę sobie, że ten OS miał nieco uśpić naszą czujność.

 

 

OS2

Szkoła przetrwania, egzamin wstępny do jednostki GROM, nie trasa MTB! Tu prawdopodobnie nie było osoby, która nie zaliczyłaby gleby. Nie było też chyba takiej, która uchroniłaby się przed noszeniem roweru na plecach zamiast jechania na nim. Już po pierwszych stu metrach przywitało nas bardzo podmokłe torfowisko o głębokości ok 60-70 cm, z którego zassane rowery i buty niektórzy wyciągali przez dłuższą chwilę. Pokonanie tego odcinka wymagało zastosowania różnych technik… od pływania, pełzania i czołgania się po te z arsenału ptaków żyjących na terenach podmokłych, osobiście naśladowałem czaplę siwą. Gdy już się cudem wydostaliśmy na suchy ląd, przywitały nas oznaczone „trupią czachą” zjazdy po kamieniach nie mniejszych niż koła naszych rowerów. Tu pięknie zaliczyłem wzorcową glebę i dalej kontynuowałem ten naprawdę trudny odcinek metodą trochę na hulajnogę, trochę na szerpa. Najważniejsze, że nogi nie złamałem w szczelinach między głazami. Powiem szczerze, po tym wszystkim dalszej części trasy już nie bardzo pamiętam. Zresztą po dojechaniu do mety z wyrażanych przez pozostałych zawodników emocjonalnych spostrzeżeń, wnioskuję, że inni też pamiętają tylko tyle co ja! Podsumowując, jeśli ktoś się wycofał z rajdu, to właśnie po tym odcinku. Osobiście uważam, że organizator zafundował nam w tym miejscu przeżycie, na które sami byśmy się nigdy nie zdecydowali. Jest o czym pisać i co wspominać!

 

OS3

Wzorcowy OS enduro w pięknej scenerii. Warto zaznaczyć, że między OS-ami zawodnicy mieli do pokonania spore odcinki zróżnicowanych podjazdówek. Do OS3 jechaliśmy przez tereny nieczynnej, odkrywkowej kopalni kwarcu „Stanisław” znajdującej się w Górach Izerskich na wysokości 1050 m.n.p.m. Sam zjazd to była czysta przyjemność. Lekko techniczna trasa była prowadzona niewielkimi żlebami, a wisienką na torcie były pojawiające się znienacka sekcje korzeni. Ten odcinek mógł się podobać każdemu bez wyjątku.

 

OS4

Ostra wyrypa na dużym zmęczeniu i raj dla tych, co ścigali się o podium. Czwarty OS zaczynał się po kolejnym długim podjeździe i prowadził do miasteczka rowerowego mocno kamienistymi drogami zrywkowymi, które często wyglądały jak wyschnięte koryta strumieni pokryte grubą warstwą otoczaków wielkości piłki footballowej. Odcinek był bardzo długi albo moje zmęczenie i łapiące skurcze w nodze spowodowały, że takie miałem odczucie. Tak czy inaczej był to jedyny OS, na którym wyprzedził mnie więcej niż jeden zawodnik. Z drugiej strony był to też jedyny OS, na którym to ja wyprzedziłem kilku innych zawodników, a wszyscy oni prowadzili swoje maszyny po złapanych sneakach.

 

 

Meta

Na mecie nagroda! Czekała na mnie kochająca żona i dwójka moich chłopaków, którzy notabene pięknie wystartowali w Junior Trophy w dniu poprzednim. Szczęśliwy, że dotarłem do końca w jednym kawałku i nawet niekoniecznie poobijany, miałem banana na nieco ubłoconej twarzy. Strava pokazała 42 km i 1235 m przewyższenia, a wszystko to na naprawdę wysokich obrotach. Szczęśliwie, mimo pesymistycznych prognoz, pogoda nas ostatecznie rozpieściła temperaturą ok. 20 stopni z powiewami chłodnego wiatru i częstymi przejaśnieniami, bez deszczu.

 

 

Sprzęt

Wypada jeszcze wspomnieć nieco o rowerze, na którym spontanicznie podjąłem się wyzwania nieplanowanego startu. NS BIKES Snabb PLUS1 to niekoniecznie ten rower, który wybrałbym w pierwszej kolejności na rajd enduro, mając jeszcze w stajni Snabba E. Rodzinnego wyjazdu do Szklarskiej zupełnie jednak nie wiązałem z uczestnictwem w zawodach, więc zabrałem PLUS-a. Ostatecznie, uroki sobotniej, dwudziestokilometrowej wycieczki po tamtejszych ścieżkach obudziły we mnie nieodpartą chęć wzięcia udziału.

 

 

Nie byłem specjalnie przygotowany do zawodów. Brak kompletu ochraniaczy, brak full face’a i pedałów SPD, do czego jestem przyzwyczajony, jeżdżąc nieco ostrzej na przydomowych ścieżkach Enduro Trails, oraz dźwięczące w głowie słowa żony „uważaj na siebie” powodowały, że w porównaniu z większością „wariatów” jechałem raczej wycieczkowo. Chciałem spokojnie i bezpiecznie przejechać całość i przekonać się na własnej skórze, jak to jest brać udział w zawodach enduro.

Snabb PLUS spisał się w tej konwencji na medal. Wszystkie dojazdówki wydawały się znacznie łatwiejsze do pokonania. Zjazdy, skoro nie musiałem walczyć o każdą sekundę, też okazały się dla PLUS-a zupełnie przystępne. Koło 29 nie tylko bardzo dobrze pokonywało korzenie i większe kamienie, ale także nieco wystawało z bagna na OS2, tam, gdzie 27’5 znikało całkowicie pod poziomem błota. W efekcie, tu wartość dodana, mogłem mocno złapać za obręcz i wyrwać rower z objęć gęstego bulgota. Z drugiej strony jednak czułem wyraźnie, że na 29 calach, po częstych przystankach powodowanych przez wspomniane głębokie błoto czy miękką ściółkę, ciężej było po raz n-ty wystartować i się rozpędzić. Rower na pewno wzbudzał zainteresowanie innych zawodników objawiające się częstym komentarzem „O, jedziesz na 29”. Faktycznie, nie zauważyłem innej 29-tki, choć zapewne były takowe, tylko umknęły mojej uwadze. Także nadworny fotograf imprezy swoim wprawnym okiem szybko wychwycił ten niby tylko czarny, a jednak wyróżniający się z tłumu rower. W efekcie końcowym, z jazdą we własnym, bezpiecznym tempie, Snabb PLUS pozwolił mi się uplasować się mniej więcej na początku drugiej połowy stawki, zarówno w mojej kategorii Masters, jak i w „generalce”.

Ostatecznie czuję się spełniony i z czystym sercem polecam każdemu udział w kolejnych zawodach Enduro MTB Series, które odbędą się 9 września w Baligrodzie oraz 30 września w Mieroszowie. W tak zwanym międzyczasie gorąco zapraszam na moje ukochane ścieżki Enduro Trails w Bielsku-Białej i oczywiście do skorzystania z noclegów i nie tylko w BIKE Stacja Kozioła. Czas wakacyjny sprzyja górskim rowerzystom, a nieco wybiegając w przyszłość, powiem tylko, że jesień w Beskidach będzie jak zawsze najpiękniejsza!

 

 

 

 

Informacje o autorze

Autor tekstu: Alek Styrna

Zdjęcia: Mariusz Kamiński

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »