Home Fitness Trening Badania wydolnościowe – kondycja na wykresie

Badania wydolnościowe – kondycja na wykresie

0
773

Rafał Hebisz otwiera arkusz z wartościami w komórkach obok nazwisk. Kolumn jest sporo, nazwisk garstka, liczby nic nie mówią, przynajmniej osobie postronnej. Dla Rafała to kolejne dane z treningów, które trzeba przeanalizować, zestawić, a następnie wyciągnąć właściwe wnioski. Od tych wniosków zależeć będzie jakość następnych treningów, bo Rafała, jako trenera i naukowca, interesuje podnoszenie jakości. Obok, na trenażerze, podpięty do komputera, pedałuje nasz kolega Robert, walcząc z rosnącym w nogach oporem, który zatrzyma się dopiero po 350 watach, razem z Robertem.

 

Badanie Wydolności Tlenowej Testem Progresywnym

 

W Zakładzie Fizjologii przy Katedrze Fizjologii i Biochemii wrocławskiego AWF panuje spokojna atmosfera, bo poza badanymi nikt się nie musi spieszyć. Test, który dzisiaj wykonamy, przechodzi właśnie dwóch innych kolarzy, ich koleżanka o tej porze ma już luz. Trójka młodych zawodników MKS Polkowice przyjechała do Wrocławia na swój pierwszy test wydolnościowy. Ich trener, Janusz Pytlak, tłumaczy, że to dla nich pierwszy w ogóle test tego typu i ważny element w kontekście dalszych treningów. Zmierzyć i określić potencjał, mieć czarno na białym, jak aktualnie sprawuje się organizm każdego z nich, a konkretnie jaką ma wydolność tlenową. Takie badanie powinno się robić co 6-8 tygodni, ale już po pierwszym jesteśmy bogatsi w wiedzę o sobie, nie do zdobycia innymi metodami.

 

120/70

 

Robert w oczekiwaniu na swoją kolej ma pobieraną krew i mierzony puls oraz zakłada opaskę pulsometru. Nie musimy mieć własnej, laboratorium dysponuje już sparowaną z aparaturą. Jeśli mamy takie życzenie, możemy wykorzystać swój pulsometr z opaską. Nie jest to jednak wskazane ze względu na możliwe zakłócenia między odbiornikami, dla przejrzystości i wiarygodności wyników najlepiej zdać się całkowicie na tę, którą dostajemy. Następnie dopasowujemy rozmiar maski zakrywającej usta i nos. Najpierw mierzy się drożność dróg oddechowych, wykonując dwa normalne oddechy i kończąc głębokim wdechem i wydechem do granic możliwości. Niezbyt proste zadanie dla tych, którzy robią to po raz pierwszy – aparatura wszystko dokładnie rejestruje, a prowadzący badanie naukowiec wie, jakiego wykresu ma się spodziewać na ekranie monitora. Za drugim lub trzecim podejściem rezultat jest poprawny, tym samym Robert, po dopasowaniu trenażera do sylwetki, może zasiąść w siodle. Do testu przystępuje w stroju kolarskim, warunki mają być jak najbardziej zbliżone do rzeczywistych, chociaż nie do końca można się „położyć” nad kierownicą. Głowę należy trzymać w poziomie, aby zapobiec zapychaniu śliną superczułych turbin podłączonych do maski, mierzących przepływ wdychanego powietrza i wydychanego dwutlenku węgla. Pod koniec badania łatwo się zapomnieć.
Przez pierwsze trzy i pół minuty pozornie nic się nie dzieje, kolarz nie jedzie, ale sprzęt mierzy – nasze tętno i oddech w stanie spoczynku. Test progresywny ma to do siebie, że w czasie jego trwania podnoszone jest obciążenie. Zalicza się kolejne progi, co 3 minuty – 50, 100, 150 watów i więcej, aż do tzw. odmowy, czyli przerwania testu. Obciążenie zwiększa się płynnie, nie skokowo. Moment, w którym następuje odmowa, jest bardzo indywidualny i zależy od naszej dyspozycji w danym dniu. Jest oczywistym, że lepiej tego badania nie robić dzień po urodzinach cioci lub weselu kolegi, nawet nie po przebiegniętym maratonie. Motywacja jest istotna, a kiedy widzisz na ekranie swoje wykresy, czas jazdy i rosnące obciążenie, chcesz udowodnić sobie, że twoja własna granica wytrzymałości leży jeszcze wyżej.

 

Wszyscy badani tego dnia osiągali na koniec podobne progi, pod 400 W, kiedy kadencja spadła poniżej 60 obr./min, a to jest warunek konieczny do kontynuowania badania. Nie ma przymusu siedzenia w siodle do oporu, można wstać i ładować, ile fabryka daje, takie też jest założenie tego badania – mamy sprawdzić zdolności organizmu w sytuacjach maksymalnego wysiłku. Rafał Hebisz podpowiada, że najlepsi osiągają ponad 500 W. To, co nas ogranicza, to maksymalny pobór tlenu. W wyniku treningu można go modyfikować, ale jeśli ktoś się urodził z niskim maksymalnym poborem tlenu, jego szanse na osiągnięcie znaczących wyników są nieduże. Trochę okrutna rzeczywistość, więc jeśli nie satysfakcjonują cię rezultaty na zawodach, taki test podpowie, czy w ogóle masz szanse na rywalizowanie z najsilniejszymi lub najbardziej predysponowanymi od urodzenia i jak dużą pracę musisz wykonać, aby im dorównać.

 

Patrzymy na wykresy poboru tlenu – czerwony – i wydalania dwutlenku węgla – niebieski. W miarę upływu czasu niebieska i czerwona linia zbliżają się do siebie i kończy się strefa komfortu, w której Robert efektywnie wykorzystuje swój organizm. Pobieranie tlenu maleje, a rośnie wydalanie dwutlenku węgla. Oznacza to akumulację kwasu mlekowego w mięśniach, Robert więc męczy się znacznie szybciej. Od tej pory do końca testu pozostało zaledwie kilka minut, bo tyle może przejechać kolarz w takich warunkach metabolicznych. Obciążenie przekracza już 350 W, rośnie zakwaszenie, oddech wyraźnie przyspiesza i na twarzy naszego kolegi widać wysiłek. W ostatnich chwilach dopingujemy, aby nie odpuszczał i cisnął do samego końca. Głowa nie chce trzymać poziomu, opada, kadencja maleje, tętno osiąga rekordowe wyniki, a oddech staje się szybki i płytki. „Twardy zawodnik” – ocenia Rafał. Ostatnie chwile Robert walczy na stojąco, aż pada komenda „Stop!”, koniec, meta, mamy to!

 

 

260/60

 

Uwolniony z uprzęży Robert pedałuje jeszcze chwilę, dla rozluźnienia mięśni i uspokojenia oddechu. Mierzy mu się ciśnienie i jeszcze raz pobierana jest krew, wyniki są kierowane do analizy, na którą trzeba będzie poczekać około pół godziny. To, co otrzymujemy, posłuży do modyfikacji treningu, pokaże, które elementy trzeba poprawić, jakie metody szkolenia dodać i na czym się skupić, co jest naszą mocną stroną i jakie mamy perspektywy. Takiej oceny, mając odpowiednią wiedzę, możemy dokonać sami.


Poza wykresami dostajemy w miarę czytelny raport. Badanie najlepiej jest powtórzyć po maksymalnie ośmiu tygodniach w celu zbadania zmian w gospodarce tlenowej. Nie jest to tania zabawa. Badanie komercyjne na AWF kosztuje 400 zł, bez niego jednak ciężko wyobrazić sobie współczesny, efektywny trening kolarski, dlatego coraz więcej osób, przykładających dużą wagę do regularnych postępów, decyduje się na to. W przypadku wrocławskiego AWF pula badań komercyjnych jest ograniczona. Możemy również wybrać ofertę prywatnych ośrodków, na przykład Centrum Diagnostyki Sportowej Diagnostix przy Hotelu Podium w Wiśle lub Centrum Diagnostyki Sportowej Sportslab w Warszawie. Ceny kształtują się na zbliżonym poziomie. W Diagnostix mamy do wyboru testy w cenie 230 i 330 zł. Podstawowe badanie w Sportslab kosztuje 175 zł (pakiet Mini), a zaawansowane (pakiet Elite) 399 zł, przy czym konieczne jest odbycie uprzednio badania Standard lub Pro (odpowiednio 269 lub 329 zł). W obu ośrodkach priorytetowe opracowanie wyników zawsze podlega dodatkowej opłacie.

Podsumowanie

 

Najtańszą opaskę mierzącą tętno można kupić za ok. 100 zł, najtańszy pomiar mocy kosztuje dwadzieścia razy tyle. Czy kolarz każdej dyscypliny skorzysta na badaniu wydolności tlenowej? Na tym konkretnie – tak!

Współpraca
Rafał Hebisz, doktor Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, znany zawodnik oraz trener kolarstwa

 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Translate »