Julie Bresset: „Nie mogłabym tylko jeździć na rowerze”

Choć teoretycznie po sezonie, nie mogła narzekać na brak zainteresowania. Udało nam się wpisać w jej kalendarz spotkań tylko dzięki pośrednictwu Mai Włoszczowskiej. Miała dla nas dokładnie 8 minut, w tle formowała się już kolejka lekko zniecierpliwionych fanów… Menadżer Julie był nieco zdziwiony wizytą ekipy z Polski (może bardziej tym, że wszystko zostało zorganizowane za jego plecami), ale mimo wszystko chętny do pomocy. Czyżby dlatego, że rowery BH znów będą dostępne w Polsce… Mimo całej tej otoczki mieliśmy wrażenie, że wywiad robimy z miłą, otwartą dziewczyną z sąsiedztwa. Ani śladu gwiazdorstwa!

 

 

Wyścig

Przede wszystkim chcielibyśmy serdecznie pogratulować tegorocznego triumfu na mistrzostwach świata! Pokonałaś naszą najbardziej utytułowaną zawodniczkę Maję Włoszczowską. Od trzeciego okrążenia obie oderwałyście się od reszty peletonu i później już było wiadomo, że walka o złoty medal rozegra się tylko między wami. Krytycznym punktem był ostatni podjazd, na którym Maja planowała atak. Niestety, na drodze stanęła jej zdublowana zawodniczka, nie miała już szans wyprzedzić Cię i w rezultacie pojawiła się na linii mety 5 sekund później. Jak z Twojej strony przebiegał ten wyścig?

 

Był bardzo wyrównany, już od pewnego czasu trudno było przewidzieć, kto znajdzie się w ścisłej czołówce. Moim głównym celem było jak najszybsze pojawienie się z przodu peletonu i jako pierwszej przejechanie słynnego „rock garden”. Rzeczywiście, na ostatnim okrążeniu zauważyłam tę zdublowaną dziewczynę i zgadzam się z Mają, że powinna była już dawno opuścić tor. Emocje związane z wyścigiem były jednak tak wielkie, a ja tak skoncentrowana na jeździe, że szczerze mówiąc, nie za bardzo interesowałam się tym, co dzieje się za moimi plecami. Po prostu jechałam swoje.

Co znaczy dla Ciebie bycie aktualną mistrzynią świata i mistrzynią olimpijska?

 

Rzeczywiście niesamowite, sama nie mogę w to uwierzyć. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Zwłaszcza w tym roku, po mojej kontuzji (złamanie obojczyka w kwietniu 2013 podczas zawodów Pucharu Niemiec w Müsignen) i praktycznie straconym sezonie, powiedziałam sobie, że przynajmniej spróbuję być w formie na mistrzostwach świata.

W jednym z ostatnich wywiadów, którego udzieliła nam Maja, powiedziała, że złamanie obojczyka jest najprzyjemniejszą kontuzją, jaka może przydarzyć się kolarzowi, bo wciąż można jeździć, chociażby na trenażerze, i zminimalizować utratę formy…

 

Oj, chyba nie w moim przypadku. Ja nie byłam w stanie jeździć wcale, nawet na rowerze stacjonarnym.

Należysz do młodej generacji zawodniczek elity, podobnie jak tegoroczna zdobywczyni Pucharu Świata Tanja Żakelj, a praktycznie masz już wszystko, co można osiągnąć w Twojej dyscyplinie. Jaka jest Twoja recepta na sukces?

 

Przede wszystkim uwielbiam jeździć na rowerze górskim, po tylu latach ścigania mam w dalszym ciągu dużą przyjemność z tego, co robię. Uwielbiam zawody i rywalizację, mam dość silną psychikę i niezłą technikę. Natomiast strona fizyczna wymaga jeszcze trochę pracy. Nie jestem typowym wytrzymałościowcem i nie lubię powtarzalnych treningów. Muszę się przyznać, że teraz jestem na wakacjach i od 3 tygodni nie wsiadłam na rower…

Jakie cele stawiasz sobie na następny sezon?

 

To prawda, że jak się osiągnęło taki sukces, można mieć problemy z motywacją. Ja ich nie mam, bo każdy wyścig jest inny – i pod względem fizycznym, i emocjonalnym – zawsze jest o co walczyć. Poza tym w czołówce jest tyle utalentowanych dziewczyn, że nigdy nie wiadomo, z kim przyjdzie stawać w szranki.

Twoje ulubione trasy?

 

Bardzo lubię trasę w Novym Mestie w Czechach, niestety, w tym roku nie miałam okazji się tam ścigać ze względu na kontuzję.

Dlaczego wybrałaś kolarstwo górskie, a nie np. szosę czy choćby tor?

 

Hm, dobre pytanie… Myślę, że to dość dynamiczny i fizyczny sport, a ja jestem energiczną osobą i jazda na rowerze w terenie pozwala mi się rozładować. A poza tym uwielbiam naturę i dzięki uprawianiu cross country mogę połączyć radość z jazdy na rowerze z przebywaniem w fajnych miejscach.

Jak wygląda Twój typowy dzień?

 

Teraz mam okres roztrenowania, ale w sezonie rano idę do pracy i jestem w biurze do 12.30.

To dość niezwykłe jak na kolarza zawodowego we Francji…

 

Sportowcy zawodowi zazwyczaj mają podpisane takie kontrakty, że nie muszą się o nic martwić. Państwo też o nas dba, opłacając składki zdrowotne i socjalne. Ale ja nie mogłabym tylko i wyłącznie jeździć na rowerze. Mój dzień musi być urozmaicony, inaczej życie byłoby zbyt nudne. 

Co dokładnie robisz?

 

To trochę praca z mojej własnej inicjatywy… Funkcjonariusza publicznego w radzie gminy Côtes d’Armor. Ona daje mi także pewność, że jeśliby coś się stało, tak jak w przypadku tegorocznej kontuzji, będę miała w życiu co robić. Ale po 12.30 oczywiście trening! To już jednak wygląda bardzo różnie i zależy od kalendarza startów.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów!

Informacje o autorze

Autor tekstu: Ewa Radziwonowska

Zdjęcia: Grzegorz Radziwonowski

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Podobne artykuły

Instagram bike

Reklama

Wideo

Popularne

Translate »